NAJLEPSZE KAPCIE DO PRZEDSZKOLA

NAJLEPSZE KAPCIE DO PRZEDSZKOLA

Każda z nas chce dla swojego dziecka jak najlepiej. Każda chce, żeby było ładnie, wygodnie i zdrowo. Wybieramy wszystko, co najlepsze - testujemy. Szukamy informacji w internecie, czytamy, co polecają specjaliści. Smoczki, ubranka, kosmetyki, pierwsze buty, pierwsze kapcie. Rok temu, kiedy Mati rozpoczynała swoją przygodę z przedszkolem, rwałam włosy z głowy, kiedy przeszukiwałam kolejne strony w poszukiwaniu najlepszych kapci. W końcu znalazłam, przetestowałam prze pierwszy rok przedszkola i teraz już nie szukam, bo oczywiste było dla mnie, że wybiorę te kapcie. Ciekawa jakie? 


Już Ci wszystko piszę. Matylda najpierw miała kapcie miękkie - takie paputki, które kompletnie się nie sprawdziły, bo dzieciaki stawały jej na palce, bo w stópkę było chłodniej niż w normalnych butach, no i najważniejsze - stopa w żaden sposób nie była ustabilizowana - Mati co prawda nie ma problemów z nogami, ale po wizycie u fizjoterapeuty wiemy, że jedna ze stópek ma skłonność do koślawości. Zdecydowałam, że kupimy dobre i porządne kapcie - padło na Slippers Family. Rok temu Mati wybrała model Koala zwany przez nią "słoniami" - szare z różową podeszwą - zapinane z tyłu na zameczek. Były idealne. Teraz wybrałyśmy również Slippersy, miały być z nowej kolekcji szare w różowe gwiazdki, ale niestety ich nie było, dlatego Matylda wybrała różowe, co mnie bardzo ucieszyło, bo od samego początku obdarzyłam je wielką miłością. 

Premium Collection różnią się trochę od naszych poprzednich. Nowe są zapinane z przodu na rzep, co jest wielkim ułatwieniem, bo Matylda czasami miała problem z zapięciem zamka. Dodatkowo dzięki temu zapięciu mamy możliwość lepszego dopasowania buta do stopy, tym bardziej że Mati ma dość szczupłą nogę, więc regulacja rzepem jest bardzo na tak. No i ten cudowny kolor - idealne. 





Dlaczego uważam, że kapcie Slippers Family są najlepsze?

- są wygodne - idealni dopasowują się do stopy, są lekki i nie krępują ruchów,

- łatwo się je zakłada - co jest bardzo istotne dla małych przedszkolaków, 

- materiał z jakiego wykonane są kapcie - oddychająca tkanina - bawełna i skóra, 

- zabudowany nosek i twardy zapiętek - paluszki są chronione, a zapiętek dobrze stabilizuje stopę, 

- kauczukowa podeszwa - zapobiega ślizganiu się obuwia, 

- obcas Thomasa - stopa dzięki niemu nie opada do środka, 

- profilowana wkładka - dzięki niej możemy uniknąć płaskostopia,

- wycięcia w kapciach - dzięki nim noga się nie poci nawet latem - #sprawdzoneinfo.





Dziewczyny, jeszcze jedno - te kapcie dla nas są idealne, bo dobranego bardzo dobrze do stopy Matyldy i to jest najistotniejsze przy wyborze butów, które dziecko będzie nosiło często przez 10h. Zwróćcie na to uwagę, bo warto dbać o małe stopy. Na stronie Slippers Family jest LiveChat, jeśli tylko macie jakiekolwiek wątpliwości, to piszcie i zadawajcie pytania - konsultanci naprawdę bardzo pomagają i chętnie odpowiadają na Wasze pytania, ja dzięki temu uniknęłam wymianie kapci, bo chciałam zamówić rozmiar mniejszy. 

Jestem bardzo zadowolona z naszego zeszłorocznego wyboru, liczę na to, że nowe kapcie i w tym roku zdadzą egzamin na piątkę. Póki co korzystamy z nich w domu, bo Matylda wraca do zdrowia po zabiegu, ale kapcie przecież nie mogą stać w spokoju. Skoro są, to trzeba je nosić. I dobrze, przynajmniej wiem, że są wygodne. 
RÓŻ, KUCYKI I WARKOCZE - CZYLI SOBOTA NA STADIONIE

RÓŻ, KUCYKI I WARKOCZE - CZYLI SOBOTA NA STADIONIE

Mało jest tych chwil, kiedy możemy być tylko we dwie. Staram się korzystać z każdej okazji, bo ten czas potrzebny jest nam obu. Lubię być mamą tylko dla niej. Lubię skupiać się tylko na jej potrzebach, móc w pełni się angażować. Dlatego tak się ucieszyłam, kiedy dostałyśmy zaproszenie na mecz od Lechii Gdańsk i Fundacji Lechii Gdańsk. W domu rozgrzebany tort, sałatki i bigos, bo dzień później urodziny Matyldy, mimo to obiecałam, więc jedziemy. 


I połowa, to macanki. Delikatne uśmiechy, ręka mamy w pobliżu. Rozeznanie na stadionie - tu murawa, tu kibice, "a to do czego", "a to po co", "no mamo". Race, okrzyki i petardy - to podobało się najbardziej. Najważniejsze, że były słuchawki, bo bez nich można się trochę wystraszyć. Gol, mecz i koniec. Idziemy jeść.

II połowa, to bieganie z góry na dół, to maskotka lwa, to piona przybita z piłkarzami. Już nikt się nie wstydzi, a mama może iść w odstawkę, są koleżanki. Wielki stadion, betonowe schody i niebieskie niebo tak blisko. Było pięknie. 

Róż, kucyki i warkocze - dziewczyny na stadionie. Dziewczyny rządzą. Małe ciałka, a głos jak petarda. Co prawda krzyczały: "POLSKA", ale kibicowały, to najważniejsze. Dziękuję Dziewczyny - Monika, Monika i Agnieszka. Cudowne zdjęcia robiła Jasińska - dziękuję.

Powiem Wam w sekrecie, że czułam się jak nastolatka. Był taki etap w moim życiu, że na stadionie bywałam często, bardzo często. Śpiewałam, krzyczałam, kibicowałam. Bywałam na meczach małych i dużych, sporo widziałam i trochę wiedziałam. Były to jednak czasy, kiedy na stadionie nie było bezpiecznie. No i teraz miałam najlepszą towarzyszkę, nigdy nie było tak fajnie. 












JAK NIE MONTOWAĆ BLATU

JAK NIE MONTOWAĆ BLATU

Wielokrotnie pisałam, że część rzeczy, które robiliśmy urządzając dom, były na chwilę. Inaczej miało być z kuchnią i łazienką - oba te pomieszczenia miały być zrobione od razu na 100% - nie udało się. Łazienka jest nadal bez umywalki, z niedokończonymi płytkami, kuchnia miała źle przycięty blat i okropną podłogę. Zbieraliśmy, ciułaliśmy - udało się. Jest kasa na blat. Chciałam zwykły, czarny blat. Znalazłam. Zamówiłam. Czekałam na dostawę. 

Zamówiłam bezpośrednio u producenta. Wybrałam czarny, matowy, z delikatną strukturą - O TAKI. Blat dojechał szybko, swoje musiał odstać, wiesz- nabierał mocy urzędowej. W między czasie położyliśmy płytki na ścianie, brakowało już tylko wymarzonego blatu. Zaczęliśmy poszukiwania fachowca do zamontowania blatu. Powiem Ci, że byłam pewna, że będzie z tym problem, bo komu się będzie chciało robić sam blat, a tu niespodzianka, bo chętnych było kilku. Postanowiliśmy wziąć kogoś z polecenia, bo przecież tak najłatwiej. Przyjechał fachowiec, obejrzał, wymierzył, sprawiał wrażenie ogarniętego. Za kilka dni przyjechał z blatem. I się zaczęło. 


Chłopak zamocował blat. Schodzę do piekarnika, bo piekło się ciasto - piekarnika nie mogę otworzyć - blat źle docięty. "O jak dobrze, że Pani piekła akurat, to mogę przyciąć jeszcze" i dociął, ale tak, że "będę to musiał woskiem przejechać, bo mi się nie podoba, podjadę któregoś dnia" - rzekł pan fachowiec. Otwierałam oczy coraz szczerzej i nie wierzyłam w to, co do mnie mówił. Czekałam spokojnie, aż skończy. Myślę sobie, dobra, oddychaj, spokojnie. Ale za nic nie umiałam być spokojna, bo to mój wymarzony blat, moja piękna kuchnia właśnie została spieprzona. Gotowałam się. Chłopaczek nitro w słoiczku mi zostawia do czyszczenia silikonu, uwierz mi, silikon był wszędzie, ale takie ilości, że pewnie ze 3 blaty tej wielkości bym obrobiła. To naprawdę jest nic, bo jak odjeżdżał, to blat był tak poobklejany taśmą, że nic bym tam nie zauważyła, ale dało mi do myślenia jego "strasznie kruchy ten blat, słaba jakość materiału" i zaczęłam patrzeć. To, co zobaczyłam, to totalny śmiech na sali. Uszkodzony laminat prawie na każdym łączeniu i przy samych ścianach. Zniszczone nasze szafki, bo jakoś słabo wychodziło panu docinanie. Płytki upieprzone tak, że do dziś nie jestem w stanie ich doprowadzić do porządku. Cuda pokazały się też pod silikonem. Jednym słowem dramat. Jak się pewnie spodziewasz, kuchnia w dalszym ciągu jest nie dokończona. Żyjemy w takim remontowym syfie już 3 miesiące, blat miał być ostatnią rzeczą, którą zrobimy i zacznę się cieszyć moją cudowną kuchnią. Tu półeczki, tu zegar, tu jakaś tacka, tu kilka słoiczków, a tym czasem boję się robić cokolwiek, bo kompletnie nie wiemy, co dalej. Nie mamy innego wyjścia, jak chyba zamówić nowy blat. To wszystko totalnie nie mieści mi się w głowie. Zawsze myślałam, że te wszystkie programy typu "usterka", to ustawieni fachowcy, guzik prawda, to się dzieje na prawdę. Co do jakości blatu, to ciężko mi się wypowiedzieć, ale skoro silikon ścierałam z niego dość ostrym narzędziem, to chyba nie może być aż taki kruchy i wykonany ze słabego materiału.

Każdy, kto mnie zna, wie, że jestem perfekcjonistką i takie ubytki będą mnie wkurzały tak długo, jak ten blat będę widziała. Poza tym wiesz, jeśli ktoś się bierze za robotę, to chyba wie, co robi. Panu się wydawało, że przymkniemy oko. Ktoś rzucił hasłem, że jak usłyszał, że blat jest do wymiany, to pomyślał, że znając mnie, to jakieś maleńkie pierdółki, a kiedy zobaczył blat na własne oczy, to nie ogarnął, jak można tak koncertowo spieprzyć robotę. Zostawiłam Ci ostatnie zdjęcie na koniec, żebyś miała dokładny obraz tego, co się wydarzyło z moim blatem.


Powiem Ci szczerze, że nie wiem, jak uchronić się przed takimi pseudo fachowcami, bo koleś wyglądał naprawdę na ogarniętego, miał sporo sprzętu, wydawało się, że wiedział, co robi. Poza tym, był z polecenia, więc rozumiesz, dlaczego mu zaufałam. Dobrze, że jest internet i choć trochę można sprawdzić, kogo wpuszczamy do domu.
4 LATA

4 LATA

Był czwartek, na dworze 36 stopni, ukrop. Sala porodów rodzinnych, kilka położnych, lekarze i my - czekający na mały cud. Widzę Cię, leżysz na mnie, wiem, że jesteś, ale kompletnie to do mnie nie dociera. Wlepiam wzrok w jeden punkt, jeszcze do mnie nie dotarło, że jest już po wszystkim. Z tego mojego letargu wyrywają mnie słowa położnej:"11:55 - córka Karoliny, halo, pani Karolino, urodziła pani córkę". Zerknęłam na swój brzuch, a na nim małe, ciepłe ciałko. Tulę i nie wierzę. Przystawiam do piersi - łapiesz i puszczasz. Zaczynasz kwilić. Mówię - ciii... - otwierasz oczy, patrzysz na mnie, uspokajasz się - magia. Zjadasz trochę siary, zasypiasz. Śpisz dobre 10 h. Pielęgniarki nazywają Cię Księżniczką. Ja zaczynam się niepokoić, bo śpisz i śpisz. Lekarz uspokaja, że jest w porządku, że zdążyłaś się najeść przez tą chwilę na trakcie. Każą odpoczywać, bo na pewno się obudzisz. Adrenalina opada, emocje się wyciszają. Zaczyna się nowa przygoda. Nowe życie. Cześć, fajnie, że jesteś!


To wszystko dla Ciebie. Ten tort robiony nocą. Te słoiki przechowywane w szafkach. Te prezenty kupowane po kryjomu. Ta kartka zapisana, żeby było tak, jak opowiadasz. Te truskawki na torcie zdobyte po długich wyprawach. Ten napis zrobiony ostatkiem sił moich. I Ci goście zaproszeni. To wszystko dla Ciebie. 

Daję tyle, ile mogę. Daję też więcej, bo Ty jak nikt inny potrafisz mnie zmobilizować do zmian. Twoja radość, Twój uśmiech, Twoje każde kocham wynagradzają cały trud. Spełniam Twoje marzenia i będę to robić już zawsze, bo chcę, bo wiem, jakie to ważne.

Od czterech lat ciesze się Tobą. Od czterech lat patrzę jak rośniesz, jak się zmieniasz. Od czterech lat jestem szczęściarą, bo jesteś ze mną. Od czterech lat poznaje Cię każdego dnia i ciągle chcę więcej. Nie nudzisz mi się, bo taki wulkan energii nie może się nudzić. Twoja spontaniczność i rozsądek wciąż ze sobą walczą. Pamiętaj, że jesteś najlepsza i wszystko, absolutnie wszystko jest w zasięgu Twoich rąk. Czasie, zwolnij, proszę... Od czterech lat patrzę na Ciebie i pojąć nie mogę, że to Ty, że to Ciebie nosiłam pod sercem. Abstrakcja. Najlepsza abstrakcja w moim życiu.

Bądź szczęśliwa Matyldziu!

Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger