CZASEM CZUJĘ SIĘ JAK GÓWNO
Nie patrz tak na mnie. Przecież wiem, że też tak masz. Każda z nas ma. Przychodzi ten czas, kiedy każda z nas nie wyrabia. Nie ma siły. Pojawia się zmęczenie, huśtawka nastrojów. Masz ochotę gryźć, krzyczeć. Gdybyś tylko mogła, gdybyś to do końca rozumiała. Matka natura z nas zadrwiła. Pokazała, że to ona rozdaje karty. A Ty, Ty możesz się tylko dostosować, albo zajść w ciążę...
Wstaje zmęczona, zasypiam zmęczona. Wstaję wściekła, zasypiam wkurwiona. Bez kija nie podchodź. Serio. Sama siebie nie ogarniam. Od rana na wkurwie. Ciepło? Źle. Zimno? Jeszcze gorzej. Herbata za mało słodka, pomidor za słony. Wszystko nie tak. Zwykłe "cześć" potrafi rozpieprzyć cały dzień, bo ton głosu nie taki, bo za mało uśmiechu. Bo "chyba wstałaś lewą nogą" - nie, nie wstałam, zwyczajnie okres mi się zbliża - zejdź mi z oczu, proszę. Najlepsze jest jednak "no co ci jest?" - kiedy widzę ten wzrok, te oczy ze znakami zapytania w środku, kiedy słyszę ten głos i jakby w zwolnionym tempie wszystko dociera, to mam ochotę kąsać. Czy to tak trudno zrozumieć, że przychodzą te dni, że czekanie na oczyszczenie jest takie trudne. Boli głowa, kręgosłup, chce Ci się spać. Wszystko doprowadza do szału. Wydzieram się jak opętana. Zaraz się śmieję. Płaczę i się smucę, a za chwilę jestem szczęśliwa, to jak jakaś choroba dwubiegunowa chyba... Dzieci ciągle czegoś chcą, ciągle trzeba coś zrobić. Na gębie krosta na kroście, w lustro patrzeć nie mogę. Serio? To musi tak wyglądać?
Wiem spieprzyłam - znów się wydarłam. Nie radzę sobie. Emocje mną targają. Mam ochotę walić głową w ścianę. Nie robię tego tylko dlatego, żeby dzieci nie przestraszyć. Dostają po dupie najbliżsi, bo są pod ręką, bo tak najłatwiej. Nie uwierzę, że Ty masz inaczej, a jeśli tak, to szacun. Nie wiem, jak Ty to robisz. Zdradź mi swój sekret. Proszę.
Nie lubię siebie przed okresem. Wkurwiam sama siebie, nie rozumiem i nie umiem nad sobą zapanować. Staram się, ale gówno - nic mi nie wychodzi. W domu syf, obowiązków niby tyle samo, a jednak jakby pięć razy więcej. Czekam na TEN dzień jak na zbawienie. Tylko co z tego, jak za miesiąc znowu to samo. Dlaczego to tak? Nie znalazłam jeszcze sposobu, ale znajdę i zarobię na tym miliony. Wiesz co mnie pociesza? Że nie jestem sama, bo Ty, Ty i Ty też tak macie. Jedna mnie, druga bardziej, ale każda z nas ma PMS.
Czasem czuję się jak gówno, bo zwyczajnie nie daję rady. Chciałabym, ale nie mogę. Staram się, ale nie zawsze mi wychodzi. Chcę, ale brakuje mi możliwości, a kiedy są możliwości, to już mi się nie chce...
Dwa dni w spa, odpoczynek, wino, lody, czekolada i inne śmieciowe żarcie, tylko to trzyma mnie przy życiu, tylko dzięki temu ogarniam. No dobra, z tym spa żartowałam niestety.
Ło matko! U mnie aż tak drastycznie nie jest, tylko waga bliżej okresu skacze, bo... upodobanie do czekolady musi być...
OdpowiedzUsuńWielka jesteś Kobieto, nawet gdy masz gorszy czas w życiu, choćby raz w miesiącu! Więc się nie łam! :)
Zazdroszczę, szczerze zazdroszczę. :-)
UsuńTrudno powiedzieć dwulatkowi, że mama ma gorszy dzień. :-D
OdpowiedzUsuń