PODSUMOWANIE WYZWANIA 30 DNI BEZ DRESU

PODSUMOWANIE WYZWANIA 30 DNI BEZ DRESU

Koniec. Miesiąc, 30 dni, 720 godzin, 43200 minut... Sporo. Najważniejsze jednak przed nami. Życie. Pomysł narodził się sam. Gdzieś tam w głowie zaświtało, że czas na zmiany, a żeby się bardziej zmotywować postanowiłam zaprosić do wyzwania dziewczyny. Nie spodziewałam się, że grupa będzie tak liczna, że tak wiele z nas ma potrzebę zmiany. Niektóre z Dziewczyn brały czynny udział przez całe wyzwanie, inne były mniej aktywne. Każda z nas była tam po coś, każda miała inny cel. Mega się cieszę, tym bardziej, kiedy odbieram wiadomości od tych z Was, które nas tylko obserwowały. Kiedy piszecie, że to świetny pomysł, że dostałyście kopa w tyłek. Dziewczyny działajcie, życie jest tylko jedno.


Co mi dało wyzwanie?

Jak to co? Zrzuciłam dres z tyłka, zaczęłam się malować, włosy mam zawsze idealnie ułożone, a dom lśni czystością. Serio tak myślisz? Musiałabym chyba zatrudnić panią do pomocy, nianię i makijażystkę. Nie zatrudniłam niestety. Nie taki był cel wyzwania. Wyzwanie miało mnie nauczyć dbania o siebie, miało mi przypomnieć, że ja też jestem ważna. Chciałam zmienić nastawienie, chciałam udowodnić sobie, że można inaczej, lepiej. Największa zmiana jest taka, że kiedy puka kurier do drzwi, to się nie wstydzę. Częściej zakładam sukienki, częściej wyglądam jak człowiek. Nawet odkurzałam w sukience, co kiedyś mi się nie zdarzało. Wyrzuciłam zniszczone ubrania, w domu ubieram się swobodnie, ale ładnie. Jest inaczej. Częściej mam tusz na rzęsach, zrobione paznokcie i pomalowane usta. Patrzę w lustro i się uśmiecham, zmieniłam się. Czuję się ze sobą dobrze i o to właśnie mi chodziło.

Co Dziewczyny sądzą o wyzwaniu?

Angelika Klinowska: 

"30 dni bez dresu" brzmi co najmniej jak 30 dni bez słodyczy - ogromne wyzwanie - tak myślałam. Na co dzień dres używam tylko po pracy lub do sprzątania. Wiedziałam jednak, że za tym określeniem kryje się coś więcej i się nie pomyliłam. Za tymi słowami kryją się wspaniałe Kobiety, mądre, piękne i cudowne matki! Tak, tak o Was mówię! Wiem ile to nas wszystkie kosztowało, ile z nas zaczęło na co dzień się malować (tak ja też), wiele z nas odkryło na nowo co to tusz do rzęs, balsam do ciała czy szminka... Coś wspaniałego. Każdy kolejny dzień był nową motywacją, każdego dnia dzieliłyśmy się swoimi postępami, troskami oraz radościami. Wspierałyśmy się, bez hejtu, podtekstów czy krytyki i tu nie chodzi o to, że miałyśmy sobie słodzić, ale jeśli któraś miała gorszy dzień pocieszałyśmy, "pozwalałyśmy" na odstępstwa i motywowałyśmy do działania. Osobiście dziękuję za wiarę we mnie, każde dobre słowo i za to, że mogłam się wygadać... Czuje się "oczyszczona", silniejsza i miło mi się teraz patrzy w lustro! Dziękuję Kobietki, ściskam mocno i życzę każdej z Was wytrwałości bo każda z nas zawsze będzie kobietą, nie tylko mamusią!”

Monika Kiełek:

"Podejmując wyzwanie "30 dni bez dresu", nie zdawałam sobie sprawy, że nie jest to takie proste jakby się wydawało... Na początku to nie było trudne, zawsze coś nowego, nowe doświadczenie, nowi ludzie i pełna mobilizacja. Nie wiedziałam,że mam tyle par dresów. Podomki do sprzątania, do ćwiczeń (chociaż rzadko używane;)), no i nowsze na spacery, na wyjście do ludzi, takie bez plam. Okazało się, że więcej tych dresów i getrów w mojej szafie niż jeansów. Sądziłam, że będzie łatwo bo przecież jakoś dbam o siebie, jak gdzieś wychodzę to się ogarniam.🙂 No i powiem szczerze, że nie było to takie proste. Okazało się, że nie malowałam się codziennie a co gorsze nawet czasem nie zmywałam do końca makijażu. Wstyd, wiem.🙂 Z dnia na dzień zdawałam sobie sprawę jak bardzo się zaniedbałam... Pierwszy tydzień dał mi dużo do myślenia. Zaczęłam więc działać. Zaangażowałam się na maksa. Czasem się męczyłam w tych jeansach, ale nie dawałam za wygraną. Makijaż też był codziennie. Czasem później, ale był. Dużą mobilizacją było to, że każda z dziewczyn mimo chorób swoich i swoich dzieci nie zakładała dresów, więc nie mogłam być gorsza i nie chciałam zawalić. Jeden za wszystkich itd.😉 Zaczęłam się bardziej sobie podobać w jeansach, pomalowanych paznokciach, makijażu, a co najważniejsze mój mąż się cieszy, że powróciła jego szalona żonka, pełna energii i uśmiechu. Tego mi było trzeba. Moje ciało jest gładkie, nawilżone i ładnie zapakowane. Wiecie o co chodzi. Przez te 30 dni poświęciłam sobie duuużo więcej czasu niż zawsze. Mama też musi wypić ciepłą kawę, zjeść śniadanie, wykąpać się, poleżeć, odpocząć, a nie tylko namydlić się wyskakiwać w popłochu z pianą na ciele.:) bo i tak czasami bywa.😉 Każdy z tygodni pokazywał mi , jak bardzo było mi to potrzebne... Odkrywałam się na nowo i patrzyłam na metamorfozy dziewczyn z uśmiechem na twarzy. Dodatkowe nagrody były jeszcze większym motorem do działania. Nieważne było która wygrała, bo każda już była zwycięzcą ( chociaż pędzel z pudrem bym przygarnęła he he ). Po wyzwaniu przez ten ostatni tydzień non stop z tyłu głowy mam wszystkie Wasze wskazówki, rozwiązania jak dobrze wyglądać, co potrzebne jest dla mnie i mojego ciała. Staram się bardziej niż przed wyzwaniem i jestem z siebie bardzo dumna. Karolina jesteś niesamowita. Gratuluję pomysłu, determinacji i dziękujemy za wiarę w ludzi i szukania radości w małych prostych rzeczach."

Kinga Latosińska:

"Kochane dresiarki... Jestem osobą aktywną, zasuwającą 20 h na dobę jak mały samochodzik, więc codziennie wyskakuje z dresu, chociaż nie ukrywam, że po powrocie do domu lubię się zaszyć w nim i odpocząć. Tylko nie mam czasu na to. Podczas tych 30 dni postanowiłam przypomnieć sobie o rzeczach, które zapominam. Zadbałam o brwi, których już nie było, takie jasne...Do tego pomalowałam w końcu paznokietki u stóp. Zaczęłam nosić kolczyki. W domku zamiast dresu zakładałam sukienkę lub zostawałam w jeansach... Regularne maseczki, peelingi. Postanowiłam przywrócić sobie chwilę przyjemności. Wyszukana kawusia, chwila dla mnie. Ostatni tydzień jednak niespodziewanie mnie dobił... Zmarła mama mojego męża i moje ogarnięcie szlag trafił. Ale wczoraj poprawiłam hennę na brewkach i dziś znów mam kolczyki. Chcę jeszcze paznokietki malować, ale kurde rosnąc nie chcą..."
___________________________________________________________________________

Wspomniałam Dziewczynom, że mam jeszcze jedną nagrodę, a w zasadzie dwie. Marka Oillan postanowiła wspomóc akcję. Dwie z Dziewczyn będą mogły cieszyć się nawilżoną skórą latem. Cudowna emulsja do kąpieli, na to balsam i gwarantuję, że będziesz zachwycona. Nie wiem jak Ty, ale ja po zimie mam mega przesuszoną skórę, a że serię active miałam okazję testować już rok temu, to bardzo się ucieszyłam, że i Dziewczyny będą mogły ją poznać. Pewnie jesteś zaskoczona, że Oillan jest również dla dorosłych, prawda? Ja też byłam, ale to bardzo fajne kosmetyki, z bardzo dobrym składem i świetnym działaniem. Zerknij koniecznie.

Do rzeczy. Pierwszy zestaw poleci do Marty Dreszler. :-) Marta, bardzo, bardzo się cieszę, że się do nas przyłączyłaś i działałaś na najwyższych obrotach, mimo dwójki malutkich dzieci. Był fryzjer, był też lekarz - pokazałaś nam, że mega istotne jest to, co w środku. Gratuluję!

Drugim zestawem będzie się cieszyła Magdalena Prątkoska-Duda. Magda, jesteś bardzo pozytywną osobą i mimo że jak sama podkreśliłaś wyzwanie nie było Ci wcale potrzebne, to jednak Ty byłas potrzebna nam. Dziękuję za obecność.



Dziękuję Dziewczyny za udział. Było mega miło, inspirująco i motywująco. Pamiętajcie, że jesteście piękne i wyjątkowe. Każda z Was zasługuje na wszystko, co najlepsze. Dbajcie o siebie i bądźcie dla siebie dobre. 

Dziękuję również wszystkim Partnerom za przyłączenie się do akcji. Za cudowne nagrody. Za wiarę w powodzenie akcji. Dziękuję. 

O każdym tygodniu możesz przeczytać tutaj: 
TOALETKA W SYPIALNI? PO CO?

TOALETKA W SYPIALNI? PO CO?

Możesz się dziś ze mnie śmiać, tzn. możesz zawsze, ale dzisiaj dam Ci dodatkowe powody. Całe swoje życie marzyłam o pięknej toaletce w sypialni. Wiesz - duże lustro, piękna toaletka, szuflady, szkatułki, przegródki - wszystko idealnie dobrane, poukładane. Marzyłam, marzyłam, a kiedy miałam już możliwość zrobienia takiej w swojej starej sypialni, to zrezygnowałam. Wiesz dlaczego? Dlatego, że uznałam posiadanie toaletki za kompletnie mi niepotrzebne. Śmiejesz się już?


Musze Ci się do czegoś przyznać. Mam ogromny problem ze zmywaniem makijażu. Nienawidzę tego robić. Choć nie maluję się jakoś często, to jak już się pomaluję, to od rana myślę o tym,  żeby wieczorem nie zapomnieć o zmyciu tego wszystkiego z twarzy. Jestem okropną ignorantką w tym temacie. Owszem, mam jakieś kremy, toniki i wszystkie te rzeczy, ale niestety tylko mam. Powiedz, że masz podobnie - proszę. Powiedz, że zmycie rzęs, to dla Ciebie taka sama kara jak dla mnie. Wstyd, wstyd, wstyd.

Co ma piernik do wiatraka? A no ma. Odkryłam, po co toaletka w sypialni. Właśnie po to, żeby nie zapominać zmyć tego makijażu. Nie mam toaletki, bo nie mam na nią miejsca, ale mam biurko, które się w nią zamienia. Trzymam na niej kosmetyki, których chcę użyć wieczorem. Nawet, jeśli mi się nie chce, to nie mogę wymyślić kolejnej wymówki, bo kosmetyki mam pod ręką, na dobrą sprawę nie muszę nawet wstawać z łóżka. Tym oto sposobem odkryłam, że toaletka by mi się przydała, a zmywanie makijażu nie musi być takie okropne.

Czym zmywam makijaż? Po pierwsze do demakijażu oczu używam żelu Inell z E.Leclerc. Nakładam odrobinę na płatek kosmetyczny i do dzieła. Świetnie sobie radzi, nie muszę trzeć i siłować się z tuszem do rzęs. Nie podrażnia. Jest wydajny, bo nie jest bardzo gęsty. Zapach delikatny. Nie używałam nigdy wcześniej żelu do demakijażu, zawsze miałam płyn - teraz jednak wiem, że z żelem zmywanie makijażu jest łatwiejsze. Do płynu na pewno nie wrócę, chociaż Ty możesz zdecydować sama, bo Inell występuje i w formie żelu i w formie płynu, są też mleczka do demakijażu - każdy znajdzie coś dla siebie. Co byś wybrała? Resztę twarzy zmywam płynem micelarnym Inell. Jestem pod mega wrażeniem. Delikatne oczyszczanie, przyjemny zapach i zadbana buzia - tego mi było trzeba. Trzymam kosmetyki pod ręką i myślę, że nie wyrzucę ich już z sypialni, a jak tylko pojawi się możliwość zagospodarowania odrobiny miejsca, to i toaletka się pojawi.





PRZYPADEK

PRZYPADEK

Zwykły poranek. Odwożę Matyldę do przedszkola, to jeden z tych dni, kiedy nie jest chora. Wszystko idzie jak po maśle. Szybko, sprawnie. Wysiadamy z auta. Razem z nami idzie mama z córeczką. Dziewczynka nie jest zbyt zadowolona z faktu, że musi się rozstać z mamą. Podpowiadam Mati, że może zachęcić jakoś dziewczynkę, sama też zagaduję. Świnka Peppa, Księżniczka Zosia - wiadomo, obydwie mamy córki. Odprowadzam Matyldę do sali. Dziewczynka tuli się chwilę do mamy i też maszeruje do dzieci. Tak to się w sumie zaczęło.


Wracam po południu po Matyldę i od progu słyszę: "Blanka..., Blanka..., Blanka...". Panie chwalą Mati za opiekuńczość, mama Blanki jest uśmiechnięta, bo jak się okazuje, to początek przygody z przedszkolem, więc Dziewczynka nie czuje się jeszcze zbyt pewnie. Razem odprowadzamy, razem odbieramy. Buzie się nie zamykają, szczególnie moja. Dziewczynki wpadają sobie co rano w ramiona. Uśmiechnięte lecą do sali, często zapominając o buziaku dla mam. Jest dobrze. Mam wrażenie, że Matylda odnalazła się w przedszkolu, że zupełnie inaczej zaczyna dzień, inaczej funkcjonuje - idzie tam po coś, tak czuję. 

Życie zaskakuje. Czysty przypadek. Dwie dzielne dziewczynki. Przyjaźń, która narodziła się w kilka chwil. Nie wiem, czy Matylda z Blanką będą się przyjaźnić już zawsze, nie wiem też, czy kiedyś będą chciały ze sobą w ogóle rozmawiać. Nie jest to dla mnie istotne, bo najważniejsze jest to, czego będą chciały one. Dzisiaj się lubią. Dzisiaj świata poza sobą nie widzą. I to się liczy, to ma sens. Mimo nieporozumień, mimo fochów i jednego ugryzienia w paluszek (moja córka jest wampirem!) obydwie lgną do siebie. Płaczą za sobą, tęsknią, laurki rysują. Jaram się tą ich fascynacją, bo fajnie jest patrzeć, kiedy rodzi się taka pierwsza kobieca przyjaźń.

Nie szukam przyjaciół, znajomości. Nie chcę spotykać się z ludźmi na siłę. Mam blisko siebie dwie najbliższe przyjaciółki, nie widujemy się każdego dnia, bo mamy obowiązki, ale wiem, że są. Co prawda może nie na wyciągnięcie ręki, ale sama świadomość, że są daje kopa. W nowym miejscu są też nowi sąsiedzi, ale nie chcę się zmuszać do znajomości z nimi tylko dlatego, że obok siebie mieszkamy. Wiesz, jak jest - albo Ci ktoś pasuje, albo nie. Nic na siłę. Owszem brakowało mi kogoś do plotek, do wypicia herbaty, ale nie chciałam, żeby ten ktoś był przysłowiową zapchajdziurą. Dlatego się nie spinałam. 

Nie o tym miał być ten post. Jak zwykle zboczyłam z toru. Post miał być o przypadku. O przypadkowej kobiecie. Przypadkowej dziewczynce. Przypadkowym dniu. I przypadkowej znajomości. Post tak naprawdę miał być o Mamie Blanki. Bo wiesz, czasem kogoś spotkasz i wiesz, że wszystko zadziała, że to właśnie ta osoba, ten czas. Skąd wiesz, że to właśnie to? No wiesz, po prostu. Gadasz, rozmawiasz, a jak nie rozmawiasz, to i tak wiesz. Czujesz to i już. Mamo Blanki, dziękuję za rosół dostarczony pod same drzwi, dziękuję za bluzę, którą kocham nad życie. Dziękuję za Blankę i za każdą "kurwę" wysłaną w wiadomości, bo przy dzieciach się nie przeklina. Dziękuję za Twoje słabsze dni i za to, że ja mogę pojęczeć, że mnie wysłuchasz, a jak nie wysłuchasz, to że mogę wysłać swój poemat do Ciebie i zawsze, absolutnie zawsze cokolwiek odpiszesz. Dziękuje za Twoją mądrość, każde dobre i złe słowo. Fajnie, że jesteś. Przypadek? Nie sądzę.

Chcę Ci Droga Czytelniczko tym postem powiedzieć, że wszystko ma swoje miejsce i swój czas. Nie szukaj znajomości na siłę, nie udawaj, nie dostosowuj się. Bądź sobą. Wiele razy powtarzałam, że zaszła w ostatnim roku we mnie ogromna zmiana, ale największym sukcesem jest chyba to, że potrafię odizolować się od ludzi, którzy wysysają ze mnie za dużo. Kiedyś chciałam być z ludźmi, teraz chcę być z ludźmi, którzy są dla mnie ważni. Czy to dorosłość?
MOJA OSOBISTA LISTA ŻYCZEŃ NA DZIEŃ KOBIET

MOJA OSOBISTA LISTA ŻYCZEŃ NA DZIEŃ KOBIET

Wiesz, że kiedy zdaję sobie sprawę z tego, że obchodzę Dzień Kobiet, to czuję się jakoś bardzo poważnie, dorośle. W głowie mam od razu goździki, rajstopy i dezodoranty w rękach dumnych mężczyzn. Czasy się trochę zmieniły, gusta też. Jeszcze do niedawna nie umiałam określić, co chciałabym dostać. Dużo się zmieniło i we mnie i w moim postrzeganiu świata, ale o tym kiedy indziej. Dzisiaj pokażę Ci mój prezentownik. Skromny, ale bardzo przemyślany. Nic dodać, nic ująć.


* Pomyśl, jakim cudnym prezentem byłaby fotoksiążka wykonana przez Twojego Meżczyzne. Cały rok zbierałby Twoje najpiękniejsze zdjęcia, a na koniec pokazał Ci, jaką widzi Cię każdego dnia. Ideał, prawda? Magiczna niespodzianka. Z tymi niespodziankami jednak bywa różnie, dlatego ja zdecydowałam, że fotoksiążkę zrobię sobie sama. O! I mam. Jak zwykle ekipa Printu mnie nie zawiodła. To już któraś książka zamówiona właśnie u nich, jakość jak zawsze na najwyższym poziomie. Jestem zachwycona. Uwielbiam takie pamiątki. Tym razem postanowiłam, że fotoksiążka będzie taka o mnie i dla mnie - o moim szczęściu, o chwilach, które mnie wzruszają, o najpiękniejszych momentach, o miłości, o domu - nie przynudzam już. Zobacz, co udało mi się zrobić.






* Jakiś czas temu trafiłam na fb na wpis koleżanki o biżuterii z mlekiem matki. Najpierw nie uwierzyłam, później się zapoznałam z produktem, a na koniec włączyło się moje chciejstwo. Takim sposobem zaczęłam marzyć o pierścionku z moim mlekiem, który byłby piękną pamiątką z tego okresu. Niezapominajka daje możliwość wyboru kruszca - żółte złoto, białe, srebro. Marzę o białym oczku z dodatkiem złota. Zakochałam się w tym maluszku.


* Ucieszyłabym się również z książki. Z książki o szczęściu, bo do tego dążę każdego dnia, tego się uczę. Duńska sztuka szczęścia Hygge.


* Świetnym  pomysłem byłby bon zakupowy, a że jestem zakochana w naszej rodzimej marce Freeshion, to bardzo, bardzo bym się ucieszyła. Mam od nich sukienkę, jestem mega zadowolona, stąd moja chęć posiadania więcej i więcej. Po cichu Ci powiem, że jestem zakochana w ich torebkach, zerknij na stronę, bo jestem pewna, że znajdziesz coś dla siebie.


* Kosmetyki są zawsze świetnym pomysłem, ale Drogi Mężczyzno, nie decyduj się na zakup sam, chyba że jesteś absolutnie pewien, bo nie chcesz mieć wściekłej kobiety w domu w jej święto. Na pewno nie chcesz. Dopytaj, posprawdzaj, nie bierz takiej odpowiedzialności na siebie. Polecam Ci kosmetyki mineralne, bo mam je od niedawna i są mi bardzo przydatne, dlatego byłabym zadowolona z takiego prezentu.


*********************************************************************************



Dość dla mnie. Mam też coś dla Ciebie. 
Jeśli zastanawiasz się nad zrobieniem fotoksiążki, to już się nie zastanawiaj - wchodź na stronę Printu, zrób swój projekt i zamawiaj, bo ja mam dla Ciebie aż 44% rabatu - klikaj i odbieraj rabat.
MOJE SPOSOBY NA ZADBANE STOPY ZIMĄ

MOJE SPOSOBY NA ZADBANE STOPY ZIMĄ

Jak dbasz o swoje stopy? Nawilżasz? Ścierasz? Może nie robisz nic i zapominasz, że masz taką część ciała? U mnie bywa różnie, wszystko zależy od czasu, który akurat mam, ale staram się robić absolutne minimum, jakim jest peeling i nawilżanie. Mimo wszystko raz w miesiącu robię porządny zabieg na stopy. Taki wiesz od a do z. Bez wymówek. Zaparzam herbatę, zamykam się w łazience i robię domowe SPA.


1. Zaczynam od starcia martwego naskórka pilnikiem do stóp, robię to bardzo delikatnie i tylko w miejscach, które naprawdę tego wymagają. Mam kilka odcisków, na które niestety nic innego nie działa. W między czasie zmywam paznokcie, żeby przygotować je nałożenia nowego lakieru.

2. Następnie przygotowuję kąpiel. I tu mogę poszaleć, bo dodać do wody mogę wszystko, na co mam tylko ochotę - mleko, olejki eteryczne, lanolinę, czy np. sól.

3. Kiedy stopy są już wymoczone robię peeling. Tu się na chwilę zatrzymam, bo od jakiegoś czasu używam bardzo fajnego peelingu Inell, to marka własna supermarketów E.Leclerc. Mój peeling jest z mięta pieprzową, którą uwielbiam, daje wrażenie jakby schłodzonych nóg. Scrub świetnie wygładza, stopy nie są tłuste po zabiegu, ale bardzo dobrze nawilżone. Ogromny plus za dużą ilość drobinek i za gęstość, dobrze się trzyma nogi, nie spływa, ale nie jest też trudny do spłukania. No i cena, uważam, że śmieszna w porównaniu z jakością. 




4. Teraz przygotowuję paznokcie, usuwam skórki i maluję paznokcie. Jeśli nakładam lakier hybrydowy, to cały zabieg trwa nieco dłużej, jeśli nie, to nakładam tylko odżywkę na paznokcie i przechodzę dalej.

5. Na stopy, które jeszcze do końca nie wyschły nakładam najpierw cienką warstwę balsamu, żeby zrobić masaż. Kiedy skończę, to nakładam grubą warstwę kremu i zakładam bawełniane skarpety. Śpię w nich, a rano cieszę się pięknymi, pachnącymi i zadbanymi stopami.  I w tym przypadku używam kosmetyków Inell - mam mleczko do ciała, ale świetnie się sprawdza do stóp. Zapach słodkich migdałów, to mój ulubiony zimowy zapach. Też tak masz, że dostosowujesz zapach do pory roku?




IV TYDZIEŃ WYZWANIA "30 DNI BEZ DRESU"

IV TYDZIEŃ WYZWANIA "30 DNI BEZ DRESU"

Trudno mi uwierzyć, że to już. Cztery szalone tygodnie dobiegają końca. Kończy się nasze wyzwanie, kończy się nasz wspólny czas. Dziewczyny piszą jak szalone, że jak to, ze już, że to niemożliwe, że musimy coś zorganizować z czymś nowym. Zobaczymy, co będzie jutro. Na razie mamy jeszcze kilka wspólnych dni, więc działamy dalej.


Ten tydzień chyba bardzo mocno zacieśnił nasze więzi, takie mam wrażenie. Wymieniłyśmy się swoimi doświadczeniami odnośnie kosmetyków, podzieliłyśmy się swoimi najlepszymi odkryciami, opowiedziałyśmy, co się sprawdza, a co nie. Wiesz, co jest najfajniejsze? To, że nikt nikogo nie ocenia, każda z nas ma lepsze i gorsze dni, każda z nas to rozumie. Potrafimy poklepać się po plecach, wtedy kiedy trzeba. Krzyknąć, że czas brać się w garść, że podnosimy tyłki z kanapy i działamy! 

W tym tygodniu szczególnie dbałyśmy o swoje wnętrza, ale i o to, co na zewnątrz. Peeling z kawy, czarne mydło, czy zestaw herbat ziołowych, to wszystko ma na nas wpływ. Jedna z Dziewczyn opowiedziała nam o swoim trudnym życiu. Pokazała, że można. Udowodniła, że Kobiety mają moc. A., wiesz, że wszystkie trzymamy za Ciebie kciuki.



Samo wyzwanie nie byłoby takie fajne, gdyby nie firmy, które zdecydowały się zmotywować Dziewczyny dając coś od siebie. W tym tygodniu nagród było sporo, cieszę się tym bardziej, bo będę mogła obdarować aż pięć uczestniczek. Fajnie, prawda? 


Malwatea przygotowała 5 zestawów herbat - melisa z gruszką o obłędnym zapachu, rumianek oraz herbatę wspomagającą odchudzanie. Melisa idealna dla rodziców, żeby nie eksplodować w najtrudniejszych chwilach, rumianek dla poprawy stanu skory i kompozycja ziół, która ma wspomóc, podkreślam wspomóc odchudzanie, a nie zadziałać jak czarodziejska różdżka. Herbaty powędrują do Agnieszki Janusz, Kamili Kamili i Oli Kozak. Gratuluję!


Zestaw herbat i książka pt. "Głowa" pojedzie do Moniki Kiełek - zadbasz i o ciało i o duszę, bo książka ma mega zbawienny wpływ na to, co dzieje się w nas.


Zestaw o którym marzyła każda z Dziewczyn. Kosmetyki do ciała od Eveline Cosmetics. Agnieszka Lesisz, to Ty będziesz się smarować i pielęgnować. Oczywiście też otrzymasz herbaty do kompletu. Niech Ci służy!


Jeszcze w tym tygodniu postaram się napisać podsumowanie całej akcji. Poproszę też, żeby Dziewczyny podzieliły się sowimi spostrzeżeniami. Niby to tylko 30 dni, a zmiana w każdej z nas zaszła ogromna. Widać to gołym okiem, serio.
CZASEM ZAZDROSZCZĘ RODZICOM JEDNEGO DZIECKA...

CZASEM ZAZDROSZCZĘ RODZICOM JEDNEGO DZIECKA...

Widzę zdjęcie mamy z dzieckiem. Śliczna mama, uśmiechnięta dziewczynka - ze zdjęcia biją niesamowite emocje. Magia. Mówię Ci. Wiem, że dziewczyny są we dwie, że nie ma z nimi nikogo, wyobrażam sobie, jaka więź je łączy. Zazdroszczę, że mają dla siebie tyle czasu, że mogą być ciągle razem... Tak, wiem, że to tylko zdjęcie, ale wzbudza we mnie takie emocje. Patrzę wtedy na Matyldę i zastanawiam się, czy nie będzie miała do mnie nigdy żalu, że tak krótko byłam tylko dla niej...


Różne mnie nachodzą myśli. Różne mam odczucia. Czasem zazdroszczę rodzicom jednego dziecka. Zazdroszczę, że mają więcej czasu dla niego. Zazdroszczę, że mogą czytać tylko dla niego. Zazdroszczę, że śniadanie jedzą tylko we dwoje, że w łóżku mogą się tulić tylko po jednej stronie, że ramiona nie muszą być naciągnięte od przytulania dwójki. Zazdroszczę, że na spacer mogą iść i trzymać tylko jedną rękę, że książek nie muszą czytać dwóch na zmianę... Tak bardzo zazdroszczę. 

Martwię się. Boję się, że nie mogę Ci dać tyle siebie, ile mogłam kiedyś. Boję się, że za bardzo odczuwasz, że jedna mama - jeden tata musi podzielić się na Waszą dwójkę. Wymieniamy się, staramy, ale tak rzadko bywamy sami. Już nie pamiętam, kiedy byłaś Ty, Tata i ja na spacerze - sami, bez Kajtka. Kajtek choruje, była Babcia, stwierdziliśmy, że skoro możesz wyjść na dwór, to idziemy tylko z Tobą. Taki czas jest nam potrzebny. Ile było w Tobie radości, kiedy miałaś mamę i tatę tylko dla siebie. Biegałaś, skakałaś, krzyczałaś: "szybko,szybko".  Musimy takie chwile zapewniać sobie częściej, wszyscy jesteśmy szczęśliwsi. Zrobię wszystko, żebyście nie odczuli, że rodzice muszą się czasem dzieli. Chcę, żeby każde z Was czasem mogło mieć mamę i tatę tylko dla siebie.











Kiedy tak o tym wszystkim rozmyślam, kiedy nachodzą mnie różne myśli - Ty zasypiasz własnie z Tatą. Śmiejesz się ostatkami sił, bo dzień spędziłaś na pełnych obrotach. Przepraszałaś Kajtka, bo zdecydowanie za mocno na niego wpadłaś, mówiłaś: "nie chciałam naprawdę, będę już uważać". Wołałaś: "mamusiu, patrz jak fajnie bawię się z Kajtkiem". "Kajtuś, powiedz: dobra". Podczas kąpieli pękaliście ze śmiechu. Co z tego, że łazienka pływała w wodzie, nic to. Najważniejsze były Wasze uśmiechy i ta ogromna radość. I kiedy tak o tym wszystkim rozmyślam, kiedy się zamartwiam, że może mogłam inaczej, to Ty i Twój Brat udowadniacie mi, że nie zrobiłam nic źle, że każda decyzja była dobra. Dałam Ci najlepszy prezent na świecie - dałam Ci Brata!


***************************************

Płaszcz, który mam na sobie, to jedyny, który znalazłam w swoim rozmiarze - płaszcze bonprix.
III TYDZIEŃ WYZWANIA "30 DNI BEZ DRESU"

III TYDZIEŃ WYZWANIA "30 DNI BEZ DRESU"

Czuje niedosyt. Ogromny niedosyt. Niebawem kończy się nasze wyzwanie, a ja czuję, że zrobiłam za mało. Miało być trochę inaczej, lepiej, bardziej motywująco. Dzisiaj zrobiłabym to inaczej, ale wiadomo, człowiek na błędach się uczy. Następnym razem będzie lepiej! Kolejny tydzień za nami. Dziewczyny walczyły o zakupy w FREESHION. Każda z nich marzyła o wygranej, niestety wygrać mogła tylko jedna.


Ten tydzień był dla mnie mega trudny. Chory Kajetan, który leży na mnie od kilku dni, skutecznie uniemożliwił mi codzienną pielęgnację. Noc spędzona na pogotowiu odbija mi się do teraz. Próbowałam, starałam się i jedyne co mi się udało, to brak dresów na tyłku. Dzisiaj jednak nadrobiłam za cały tydzień. Zrobiłam coś, czego nie zrobiłabym kilka miesięcy temu. Mam wrażenie, że to całe wyzwanie jest takim dopełnieniem ostatniego roku. Robię rzeczy, które kiedyś były tylko marzeniem. Wstałam dziś rano z myślą, że jeśli nie odpocznę, to w przyszłym tygodniu nie dam rady, nie będę miała siły. Musiałam odsapnąć. Ogarnęłam się, pogadałam z M. i pojechałam. Pojechałam do kina. Sama. Bez dzieci. Bez jakiegokolwiek towaryzstwa. Seans był na 10:15 - nic to, byłam podekscytowana, zestresowana i taka szczęśliwa. Uwielbiam robić coś nowego. Uwielbiam pokonywać własne słabości. Wiem, że dla wielu może to być niewyobrażalne, że jaram się kinem, ale ja serio byłam pierwszy raz w życiu sama w kinie. To jest to, co dodaje skrzydeł. Przeciągam swoje granice, wychodzę ze strefy komfortu, to ma moc. Nie bój się, korzystaj z życia!

Przeglądam telefon i chcę wrzucić jakąś sensowną fotkę z tego tygodnia, a w telefonie pustka. Wybaczcie, ale ten tydzień nie był zbyt udany. Kolejny będzie lepszy, obiecuję. Postaram się bardziej.


Przejdę do rzeczy, bo najważniejsza w dzisiejszym wpisie jest przecież nagroda. 200 zł do wykorzystania na zakupy w Freeshion otrzymuje: Angelika Klinowska. Tym razem zwyciężczynię wybierałyśmy wspólnie - zależało mi na jak największym zaangażowaniu, na dużej metamorfozie i na dobrej zabawie. Gratuluję i trzymam kciuki za udane zakupy!

Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger