WÓZEK DLA WYMAGAJĄCYCH - BUGABOO BUFFALO

WÓZEK DLA WYMAGAJĄCYCH - BUGABOO BUFFALO

Idealny wózek terenowy. Duży, sprytny i ładny. Tak podsumowałabym testy Buffalo. Nie umiem tego wytłumaczyć, nie wiem z czego to wynika, ale Bugaboo są unikatowe - wierzcie mi na słowo. Gdybym tylko mogła, gdyby było mnie na to stać, to wszystkie, absolutnie wszystkie trzymałabym w domu. Skacze pod sufit, kiedy okazuje się, że mogę testować kolejny i kolejny i jeszcze kolejny. 


Trochę się przeraziłam, kiedy rozpakowałam karton. Przyzwyczajona do niedużych wózków byłam zaskoczona, że ten jest taki wielki. Jestem drobna, niska - obawiałam się, że będzie to dla mnie za duży gabaryt. Okazuje się, że nie. Rączka jest ustawiona pod tak fajnym kątem, że nawet dla moich 157 cm wzrostu jest w porządku - wiadomo regulowana, więc i duży człowiek sobie poradzi. Fajnie, że i rączka i pałąk pokryta jest skóropodobnym materiałem. Myślę, że dzięki temu będzie bardziej trwała, a pałąk nie będzie wygryziony przez małego wampira. 


Plusów jest dużo, aż sama jestem zaskoczona, bo mimo że nie lubię dużych wózków, to ten kupiłabym z miłą chęcią. Ogromna budka, to funkcja wózka, na którą zwracam uwagę najczęściej. Dobrze zasłania, chroni od wiatru, słońca. Jest naprawdę duża. Spore siedzisko - naprawdę spore, bo bez problemu mieściła się w nim trzyletnia Matylda. Regulacja siedziska poprzez pociągnięcie białej dźwigni, to dla mnie duże ułatwienie, bo jednak użycie jednej ręki, a nie dwóch ma spore znaczenie. Siedzisko kubełkowe - moja wielka miłość. Mega proste wypinanie siedziska poprzez wciśniecie dwóch białych guziczków - ideał. Wielki kosz na zakupy, to doceni każda z nas. Dostęp do kosza przy każdym ustawieniu siedziska jest bardzo łatwy.






Buffalo jest wózkiem terenowym. Idealnym na nasze polskie drogi, na dziurawe, miejskie chodniki. Na moje błoto dookoła domu, na wszystkie dziury. Duże gumowo/żelowe koła, które ułatwiają manewrowaniem wózka nawet w najtrudniejszych warunkach. Po płaskiej powierzchni wózek jedzie, jak marzenie, po błocie daje radę, jeździłam też po śniegu - spisał się. Rozum podpowiada, to wózek dla mnie, jest idealny na moje tereny, serce zaś mówi:"dlaczego jesteś taki wielki?".







Reasumując. Plusów jest tak dużo, że aż ciężko je wszystkie wymienić. Polecam ten wózek z czystym sumieniem każdemu, kto potrzebuje wózka na porządnych, dużych kołach. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie. Wózek do kupienia np, w 4KIDS. Minusem może być cena, bo jest wysoka, ale uważam, że warta tego wózka, bo Bugaboo, to gwarancja jakości. Wielkość wózka trochę mi przeszkadzała, ale to wynika tylko z mojego gustu. Więcej minusów nie dostrzegłam.
RADOŚĆ

RADOŚĆ

Uwielbiam, kiedy się śmieją. Uwielbiam zadowolone buzie moich dzieci. Ty na pewno też tak masz, nic innego się wtedy nie liczy, tylko ta radość, te szczęśliwe oczy. Cudowne uczucie. Cieszę się razem z maluchami. Dwa razy bardziej się cieszę, jeśli to, co jest powodem tego szczęścia zrobiłam sama. Nie jest ważny brak obiadu, bałagan w domu, czy moje zmęczenie. Najważniejsza jest zaskoczona mina Matyldy i te emocje, które jej towarzyszą. Lubię robić niespodzianki, od zawsze lubiłam. Teraz, kiedy mam dzieci, lubię je jeszcze bardziej - póki co korzysta najbardziej Matylda, na Kaja przyjdzie jeszcze pora.


Matylda rok temu od Mikołaja dostała kuchnię. Kupiona przez internet za przyzwoite pieniądze. Przyszła do nas w drobnych częściach. Kiedy ją zamawiałam, wiedziałam, że będzie wymagała mojego dopieszczenia. Trochę mi to czasu zajęło. I pewnie gdyby nie to, że dzieciaki dość mocno poturbowały drzwiczki od piekarnika, to kuchnia nadal nie byłaby skończona. Pomalowałam, przybiłam kilka gwoździ, uszyłam wymarzoną ściereczkę, przy okazji fartuszek - była moc. Po powrocie z przedszkola usłyszałam:"mamo, ale tu syf" - nitki, sznurki, tasiemki - wszystko było na podłodze. Zajmowałam tym Kajetana, żeby skończyć przed powrotem Matyldy. Fartuszek jest mega, kiedy Mati podchodzi tylko do kuchni od razu go zakłada. Kuchnia też jest ekstra, bo można powiesić łyżki, bo są ścierki, bo kran jest taki jak w domowej kuchni. Naczynia metalowe - różowe - przeszły już swoje, ale nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. Jest fajnie!







Domek dla lalek. Która mała dziewczynka o takim nie marzy? Myślę, że każda. Nasz domek odkupiłam od sąsiadki - ma ponad 13 lat. Był w słabym stanie, ale dawał radę. Od początku twierdziłam, że go zrobię po swojemu, nawet dwa razy się za to zabierałam, ale zawsze coś... Tym razem zawzięłam się i postanowiłam, że nawet jeśli nie pójdę spać, to domek skończę. Oryginalny wygląd już dość mocno mi się opatrzył, boki domku się rozkleiły, tym bardziej, że kawaler postanowił, że wejdzie na herbatkę do lalek. Jak postanowił, tak zrobił - domek się połamał. Na szczęście Tata jak zwykle na posterunku - skleił, skręcił - domek jak malowany. Jest piękny! Dzieciakom też się podoba.







Uwielbiam ten pokój, kiedy jest w takim stanie - uwielbiam, kiedy jest czysto przez 5 minut!



Radość Dziecka jest warta wszystkiego!
TRAN SMAKOWY

TRAN SMAKOWY

- Mati, chodź, dam Ci syropek. - wołam.
- Dobry czy niedobry? - zadaje to samo pytanie, ilekroć podaję lekarstwa.
- Pyszny! Malinowy. - mówię.

Całemu zdarzeniu przyglądała się moja mama. W końcu pyta z niedowierzaniem:
- Dałaś jej tran?
- No tak, tran. - odpowiadam.
- Tran? Pyszny? Tak chętnie wypiła? Przecież to śmierdzi. Od razu mi się przypomina, jak mama nam podawała tran, jakie to było wstrętne. - mówi mama z obrzydzeniem.
- Spróbuj. - podaję łyżeczkę.
- Mmmm. Faktycznie pyszne. I nic nie śmierdzi. Smaczny.


Tak bym mogła podsumować ten wpis, ale z racji tego, że możesz być większym niedowiarkiem niż moja mama, to opowiem Ci od początku. Na trany z Domowej Apteczki trafiłam zupełnie przypadkiem. Jakoś w kwietniu robiliśmy wyniki - Matyldzie wyszedł niedobór witaminy D. Poszłam do apteki, poprosiłam o jakiś zestaw witamin. Farmaceutka zaproponowała mi tran z witaminą D, skrzywiłam się, bo tran nie jest dobry. Powiedziała mi jednak, że ten syrop jest smaczny, że dzieci chętnie go piją. Stwierdziłam, że spróbuję, tym bardziej, że wtedy Matylda rozpoczynała przedszkole, więc wzmocnienie odporności było jak najbardziej potrzebne. Kupiłam tran malinowy. Później na Pikniku w Ośnie, który organizowała moja Monia dostałam kolejną buteleczkę tranu o smaku mango i brzoskwinia. Każdy z nich Matylda piła bardzo chętnie. Kiedy tylko pojawiła się możliwość przetestowania innych produktów z Domowej Apteczki, ochoczo się zgodziłam, bo lubię polecać coś, co mam przetestowane, sprawdzone i jestem w pełni zadowolona.

Domowa Apteczka, to polska, rodzinna firma, która na rynku jest już od 15 lat. Zajmuje się produkcją tranów bez posmaku ryby o konsystencji delikatnego syropu. Cudowny smak. Fajne kolory, które dodatkowo przyciągają małych smakoszy. Jeśli masz w domu słodziaka, który na samą myśl o tranie ma drgawki, to wypróbuj właśnie te. Są rewelacyjne.

Kilka smaków - malina, mango i brzoskwinia, cytryna oraz owoce tropikalne. Naszym ulubieńcem są owoce tropikalne, bo smakiem przypominają witaminki w proszku, które piłam w dzieciństwie, a butelka z Peppą jest hitem. I Kajetan i Matylda uwielbiają świnki, a już picie syropku, który ma nadrukowaną Peppę, to wyższy poziom miłości. Strzał w dziesiątkę, naprawdę. Pamiętajmy, że syrop po otwarciu należy przechowywać w lodówce przez 60 dni.




W dalszym ciągu karmię piersią Kajuta, więc dodatkowa dawka witamin przyda się i mi. Domowa Apteczka wyszła na przeciw moim oczekiwaniom. Tran OMEGA 3 o smaku cytrynowym dla mamy i maleństwa. Piję go ja i pije Kajetan. Obydwoje go lubimy. Obydwoje chętnie pijemy. Wejdźcie na stronę, bo każdy tam znajdzie coś dla siebie. I dla małych i dla dużych - dla każdego.



WSZYSTKO SIĘ KIEDYŚ KOŃCZY

WSZYSTKO SIĘ KIEDYŚ KOŃCZY

Wiem, że nie uwierzysz. Wiem, że jesteś w takim momencie, kiedy wydaje Ci się, że Twoje życie się skończyło, a Tobie nie zostało już nic innego, jak być zwyczajną mamą. Wiem, że kiedy siedzisz trzecią godzinę z dzieckiem przy piersi, to marzysz tylko o tym, żeby mieć chwilę spokoju. Wszystko to wiem i rozumiem. Też tak miałam. Po urodzeniu Matyldy nie umiałam tego zaakceptować, miotałam się, płakałam, myślałam, że jestem więźniem własnego życia. Było ciężko, mega ciężko. Kiedy pojawił się Kajetan wiedziałam, że wszystko jest na chwile, że czas tak szybko płynie, że nie zdążę się nawet zorientować, a chłopczyk będzie mówił i biegał jak szalony. 


Jestem matką - kwoką - "ubezwłasnowolniłam" się trochę na własne życzenie. Niby wiem, że dzieciom nie stanie się krzywda, kiedy zostaną z kimś innym, ale jednak wolę, kiedy mam i Matyldę i Kajtka obok siebie. Lubię mieć wszystko pod kontrolą. Dużo czasu musiało upłynąć, za nim zdecydowałam, że Mati zostanie z Babcią, a już zostawienie jej samej na noc, graniczyło z cudem. Jednak udało się. Z Kajtkiem było mi trochę łatwiej, ale za to Chłopczyk nie lubił za bardzo zostawać z kimś innym. Bywałam zmęczona, sfrustrowana, ale tłumaczyłam sobie, że niebawem się to zmieni, że korzystam póki mogę. Korzystałam. Od pewnego jednak czasu mój mały chłopczyk zaczął się bardzo mocno dogadywać z tatą, więc postanowiłam kuć żelazo... Okazja nadarzyła się bardzo szybko.

W piątek się umówiłyśmy. Do niedzieli modliłam się, żeby nic się nie wydarzyło, żeby nie pojawiła się żadna gorączka, jelitówka, czy inne dziadostwo. Uf, udało się. Wybiła godzina 0! Wstałam pełna energii, ogarnęłam się, zostałam odwieziona na autobus. Tak, tak - pojechałam autobusem - skoro mam się zrelaksować, oderwać, to nie ma mowy o aucie. Swoją drogą, wycieczka komunikacją miejską, to fajne doświadczenie. Spędziłam 5 h poza domem, sama, bez dzieci. Wiesz, co to dla mnie znaczy? Jeśli nie wiesz, to wyobraź sobie, jak mogłam się czuć po roku siedzenia w domu z dwójką dzieci, po roku bycia na każde zawołanie. Nie liczę krótkich wyjść na zakupy, które trwały całą godzinę... Potrzebowałam chwili wytchnienia. Potrzebowałam pobyć sama dla siebie. Potrzebowałam pobyć z kimś dorosłym. Pogadałam z przyjaciółką, zjadłam pyszną pizze, wypiłam nawet ulubionego drinka piwnego w Pizza Hut. Pięć godzin poza domem - ajjj... Odwiedziłam kilka sklepów, stwierdziłam, że moja garderoba wymaga wymiany. Samo to, że mogłam się ubrać inaczej, pomalować, pomyśleć tylko o sobie - szaleństwo. Doceniam i poproszę częściej.


Odzyskałam wolność. Na spokojnie wyszłam z domu, dzieci zostały z tatą. Jak się okazuje nawet za bardzo za mną nie tęskniły. Bawiły się cudownie. Ja też.

Nawet, jeśli teraz jest Ci bardzo ciężko. Nawet, jeśli wydaje Ci się, że już nigdy nie wyjdziesz z domu, to uwierz mi na słowo, wyjdziesz. Wyjdziesz i spędzisz wyjątkowe chwile. Wyjdziesz, a wracała będziesz na skrzydłach. W głowie będziesz planowała kolejne wyjście. Ja już planuję. I układam plan na dłuższe wyjście, muszę tylko sprawdzić, jak Kajetan poradzi sobie z wieczornym zasypianiem bez mojego mleka. Jeszcze chwila i wyjadę na weekend. Oczyma wyobraźni już wyjechałam. Pamiętaj, wszystko się kiedyś kończy, a Ty jeszcze zatęsknisz za czasem, kiedy Twój Maluch potrzebował tylko Ciebie...
NOWOŚCI W NASZEJ BIBLIOTECZCE - PUCIO UCZY SIĘ MÓWIĆ

NOWOŚCI W NASZEJ BIBLIOTECZCE - PUCIO UCZY SIĘ MÓWIĆ

"Ojej, pada deszcz. 
KAP KAP.
Mama rozkłada parasol. 
Jest zimno.
Pucio się trzęsie: BRR.
Misia kicha: A PSIK?
Tata mówi: 
- Wracamy do domu."



Uwielbiam książki, które wchodzą w interakcje z dzieckiem. Fajnie, kiedy Matylda może czytać razem ze mną. Fajnie, kiedy treść jest na tyle łatwa i przyjemna, że siostra może czytać bratu. Taka właśnie jest książka o małym chłopcu, który nazywa się Pucio. 

Pucio, to mały, wesoły chłopiec, w którego życiu sporo się dzieje. Pucio ma rodzeństwo, więc na pewno jest wesoło. Książka jest o codzienności całej rodziny. Nie chcę zdradzać dokładnie fabuły, ale kiedy czytam, to mam wrażenie, że gdzieś już widziałam wszystkie te wydarzenia, bo to książka o każdym z nas, o każdej rodzinie. Pucio chodzi na spacery, Pucio psoci, Pucio jeździ pociągiem. Każdego dnia coś się dzieje. Myślę, że Pucio spodoba się i tym małym i tym nieco większym dzieciakom. 

Co takie jest w tej książce, że przyciąga? Odpowiedź jest prosta - wyrazy dźwiękonaśladowcze. Lubimy wszystkie krótkie zwroty. Uwielbiamy sylaby. Wszystkie cha , mu, me, czy be, to ideał dla początkujących mówców. Matylda bardzo lubiła taki rodzaj książek, z resztą do tej pory bardzo chętnie słucha i powtarza razem ze mną. Szybko opanowała, jak robią zwierzątka, co robią ręce, albo jaki dźwięk wydajemy kichając. To bardzo pomocne podczas nauki mówienia. Pucio uczy się mówić, ale i Pucio uczy mówić Ciebie. Pucio z Matyldą uczą mówić Kajetana.







12 MIESIĘCY KAJTUSIA

12 MIESIĘCY KAJTUSIA

Dwanaście miesięcy. Roczek. 365 dni! To już. Maleńka, wyczekana kropeczka - punkcik na usg - zamienił się w całkiem pokaźnego kawalera. Fajny z niego Chłopczyk. Uśmiechnięty facet, mały miś. Urwis, rozrabiaka. Oczko w głowie. Papuga. Mogłabym tak bez końca, bo powiedzieć o kolesiu mogę całkiem sporo. Szalony czas za nami, nieznane przed nami. Bywało mega ciężko, ale nie oddałabym ani jednej chwili, ani jednej sekundy - kolekcjonuję wszystkie momenty w głowie. 






Do przyjęcia urodzinowego przygotowywałam się dość długo. Wymyślałam, planowałam - później zakupy, kilka dni pracy i efekt jest prawie zadowalający, bo nigdy nie jest idealnie. Każda kolejna okazja, każde kolejne przyjęcie jest coraz bliżej perfekcyjnej organizacji. Do osiemnastych urodzin dzieciaków powinnam się wyrobić, w końcu będzie tak, jak sobie wymarzę, tylko wtedy, to Matylda z Kajetanem będą decydowali, co, gdzie i jak. Ha, przejmą moją role, nie zdążę się obejrzeć, a nie będę już potrzebna, więc korzystam póki mogę. Kolory przewodnie: biel, czerń i zieleń. Udało się, było fajnie, ładnie i przyjemnie. Mam nadzieję, że Goście również podzielają moje zdanie. Matylda z Kajetanem na pewno.

Skoro urodziny, to i prezenty. Wiadomo. Wiem, że dzieci lubią głośne i kolorowe zabawki, nie musisz mi o tym mówić - takie też u nas są. Ja jednak, kiedy wybieram coś dla swoich szkrabów, to szukam czegoś ładnego i prostego. Uwielbiam drewniane zabawki. Zapach, wygląd, struktura. Wybierając prezent dla Kajta miałam swoje typy - chodź, zobaczysz na co się zdecydowałam.


Dzięki najlepszemu śliniakowi na świecie Kawaler całe przyjęcie spędził w jednym stroju. Kajetan jest przyzwyczajony do zakładania śliniaka przed każdym posiłkiem, sam nadstawia ręce, a ja zamiast odplamiać kolejne ubrania, mogę napić się ciepłej kawy. Sam kaftanik po jedzeniu wystarczy przetrzć np. mokrymi chusteczkami i po problemie. Jeśli zaczynasz rozszerzać dietę swojego malucha, to nie żałuj żadnej złotówki - kup śliniak - zaoszczędzisz czas, pieniądze i ubrania.




Wieża, piramida, klocki - gruba tektura, piękne zwierzątka. Ustawiamy - rozwalamy, rozwalamy - ustawiamy i tak milion razy dziennie. Kajetan pozwala tylko Matyldzie ustawić do końca - siedzi i wytrwale czeka. Kiedy wieżę ustawiam ja, to po postawieniu trzeciego klocka wieża jest już zepsuta. Nie wiem, jak to działa, ale Chłopaczek potrafi się nieźle ustawić, wkupić - mały gagatek.





Kolorowa zjeżdżalnia, małe autka - wszyscy, absolutnie wszyscy są zakochani w tej zabawce. Autka, które zjeżdżają po rampie wydają przyjemny, rytmiczny dźwięk. Bawimy się nią na zmianę, ale Kaj zawsze musi mieć jedno autko w łapce - szybko załapał do czego służy zjeżdżalnia. Puszcza auto i nadstawia rączkę, żeby na dole złapać samochód. Czasem auto postawi w poprzek, ale ma tyle cierpliwości, że bez trudu próbuje ustawić je idealnie. Zabawka dla maluchów od 18 miesiąca, ale jak widać i roczny człowiek świetnie z nią sobie poradzi.




Ostatnia zabawka, na którą się zdecydowałam, to sorter Arka Noego, przeznaczona dla dzieci od 24 miesiąca. Kolorowe zwierzątka wzbudzają zainteresowanie, jednak Kajetan jest jeszcze za malutki, żeby trafiać nimi w odpowiednie miejsca. Za to Matylda bawi się statkiem wyśmienicie. Poznała też historię o Arce Noego, słuchała z zainteresowaniem. W sumie, to fajnie, że choć jedna z zabawek, które dostał Kajetan jest też trochę dla Mati. Wszystkimi i tak najczęściej bawią się razem. Wyrywają sobie, oddają, krzyczą na siebie, przytulają się - idealne rodzeństwo. To jest miłość, to jest magia!





Chłopczyku, żyj zdrowo i szczęśliwie. 
Uśmiechaj się dużo. Kochaj i przytulaj. 
Biegaj, skacz i zarażaj uśmiechem. 
Bądź sobą, bądź taki jaki jesteś. 
Śpij nocą, w dzień się raduj. 
Życie jest cudowne! 
Sto lat Malutki. Kochamy Cię!
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger