Mam notes, dzięki niemu funkcjonuję. Notes jest moją drugą głową. Zapisuję w nim wszystko. Czasem luźna myśl pojawi się wtedy, kiedy notes jest poza zasięgiem mojej ręki, wtedy ratuję się karteczkami - notuję na nich, później przepisuję do zeszytu - tak żyję. Każdego dnia jest tak samo, przez to, wszystko mi się miesza, dlatego w notesie notuję nawet rzeczy nieistotne, ale notuję, żeby mieć wolną głowę. Życie matki, to bycie na pełnych obrotach 24 godziny. Nawet kiedy śpisz, to myślisz. Czuwasz. Wiesz o tym doskonale, bo przecież sama jesteś mamą. Twój dzień jest taki sam jak mój. Nie będę ściemniać, nie będę koloryzować - pokażę, jak jest. Oto mój dzień.
* Otwieram jedno oko z nadzieją, że jeszcze jest ciemno. Niestety już widno. Kajtek śpi. Matylda się budzi. Leżę i delektuję się ciszą, to jedyna chwila w ciągu dnia, kiedy mogę być "sama". Nie ruszam się, nie wstaję, bo wiem, że to obudzi wulkan. Niestety cisza nie trwa długo, budzi się Mati - czasem idzie do swojego pokoju i się bawi, czasem od razu stawia mnie na równe nogi. Zaczęło się.
* Toaleta na szybko, bo budzi się Kajetan - wita nas uśmiechem. Karmię i nasłuchuję, co robi Matylda. Wścieka się, że Młody je, a Ona musi czekać na śniadanie. Przebieram Kajtka, ogarniam. Ubieram Mati. Sama w biegu wskakuje w gustowny dres. Idziemy na dół.
* Śniadanie się robi, Kajtek się bawi. Herbata, kanapki, ryż - to zależy na co koleżanka ma ochotę. W międzyczasie Kajtek zaczyna ziewać. Siup do wózka i zasypia. Czasem sam, czasem muszę chwilę powozić. Kończymy śniadanie i biegiem myć zęby.
* Szybko ogarniam po śniadaniu. Zaczynam myśleć o obiedzie. Teraz Mati ogląda bajki. Ja sprzątam kuchnię, tzn. próbuję, bo budzi się już Kajtek, chce jeść. Karmię i znowu słucham, jak Matylda się buntuje, bo On je, a Ona nie. "Mamo, daj mi coś dobrego" - to słowa, które słyszę najczęściej. Kończę karmić, "odbijam", kładę na matę. Daję "coś dobrego". Rozpalam w piecu.
* Bawię się z dziećmi. Śpiewamy, tańczymy - hulaj dusza. W myślach piję kawę, bo nawet nie zdążyłam zrobić. Kurcze, w piecu się nie rozpaliło - odnowa. Ufff..., pali się, Lecę do góry, biorę kosz na pranie - obchodzę dom, sprawdzam, czy nigdzie nic się nie schowało. Mam wszystko, wstawiam pranie. Przebieram, ubieram. Ulało się, pełna pielucha. O kurcze już ziewa. Zaraz spać. Odkładam do wózka, nie chce zasnąć. Nogą "jeżdżę wózkiem", ręką wstawiam pranie. Pomocnica zawsze przy mnie. Młoda chce do łazienki, idę z nią do góry, Kajtek płacze. Zostawiam Mati, wracam do niego. "Mamo, już" - lecę z powrotem. Mati zostaje u góry, ja wracam przygotować obiad. W między czasie kawa, piję dużymi łykami, żeby pić ciepłą. Z góry słyszę "mamo idź do mnie" - lecę - "pobaw się ze mną". Bawię się chwilę, ale wiem, że zaraz obudzi się Kajtek, a ja nadal w polu ze wszystkim.
* Znów karmię. Znów słyszę "coś dobrego" - tłumaczę, że zaraz będzie obiad. Płacze, krzyczy, tłumaczę, choć wcale nie mam ochoty. Mam ochotę krzyczeć i tupać tak samo jak ona. Czasem nie tracę cierpliwości, a czasem nie mam już siły, staram się jak mogę. Serce mi wali, ale oddycham głęboko. Podkładam do pieca. Nakładam obiad. Zjadamy. Usypiam Kajtka. Zmywam podłogę, bo Matylda je sama, więc podłoga często też się naje. Oczywiście przecieram mokrymi chusteczkami, bo na mycie nie ma czasu. Kajtek idzie spać.
* Idę z Mati do góry, piję kawę, zjadam klocki na podwieczorek. Sprzątamy jej pokój, bo nawet łóżko nie pościelone. Wycieramy kurze, odkurzamy. Wszystko razem, chociaż codziennie tak nie jest, bo czasem nie ma czasu. Czasem muszę w biegu. Nie odkurzam codziennie, bo nigdy nie zdążę zrobić wszystkiego. Kurcze, zapomniałam o praniu, a Kajtek już głodny.
* Karmię i oczywiście słyszę "coś dobrego". Wiem, że Mati tak mówi, żeby zwrócić moją uwagę. Tłumaczę, o dziwo pomogło. "Odbijam". Wieszam pranie. Przygotowuję podwieczorek - jakieś owoce, kisiel. Już marzę, żeby była 17, bo od 17 już z górki, żeby położyć dzieci spać.
* Kajtek śpi. Ja dalej ogarniam, bo przecież nie sprzątam, niby jak. Pokój Matyldy zawalony zabawkami, sprzątamy. Wietrzymy pokój do spania. Przygotowuję na szybko piżamy, pościel. Schodzimy na dół - karmię. "Odbijam". Przygotowuję kolację. Matylda na kolację najczęściej zjada coś lekkiego. Czasem chce jogurt, czasem koktajl, czasem mus owocowy - zależy kiedy. Szybko zjadamy i szybko się myć, bo Kajtek już marudny. Zaczyna płakać, chce spać. Myjemy się, przebieramy i do łóżek. Kajtek zasypia przy piersi, Matylda obok. Mati zasypia po kilku minutach, Kajtek trochę się męczy. Śpią. Do Kajtka jeszcze czasem 2-3 razy muszę pójść, bo wypadł smoczek.
* Skoczył się dzień z dziećmi. Oddycham. Delektuję się chwilą. Prasuję. Ogarniam kuchnię. Nigdy nie sprzątnę do końca, bo chcę chwilę odpocząć, wypić ciepłą herbatę. Zajrzeć do świata wirtualnego, zrobić zakupy.
Pisze to wszystko i sama nie wierzę, że tyle tego jest, a tak naprawdę, to pominęłam kilka rzeczy w tak zwanym "międzyczasie", bo post byłby zbyt długi. Teraz się nie dziwię, że ostatnio większość koleżanek mówi do mnie "terminatorze" - sama sobie nie zdawałam z tego wszystkiego sprawy.
Na takie życie zdecydowaliśmy się świadomie, wiedzieliśmy, że będzie ciężko, ale ani ja, ani M. nie mieliśmy świadomości, że aż tak. Na szczęście od początku marca wszystko się zmieni, bo M. będzie już z nami, będzie łatwiej, będzie lepiej - chociaż będziemy musieli nauczyć się żyć razem na nowo, bo jednak 4 miesiące wspólnego życia w weekendy, to za mało.
Idzie wiosna, będzie lepiej...