NAJPROSTSZE I NAJLEPSZE ŚNIADANIE, JAKIE KIEDYKOLWIEK JADŁAM

NAJPROSTSZE I NAJLEPSZE ŚNIADANIE, JAKIE KIEDYKOLWIEK JADŁAM

Mój odwieczny problem, co zjeść na śniadanie. Kiedyś nie jadłam wcale, później wiecznie kanapki. Dzisiaj zrobiłam postępy, bo wypijam codziennie ciepłą herbatę. Ostatnio postanowiłam, że śniadanie musi gościć na moim stole. Musi, bo czuję się o wiele lepiej, kiedy rano coś zjem, bo nie objadam się wtedy słodyczami w ciągu dnia. Tylko, co ja bym zjadła. Kanapki? Nie. Jajecznica? Nie. Może płatki? Nie lubię na mleku. Kombinowałam, próbowałam - różnie bywało. Czasem po jednej łyżeczce śniadanie lądowało w śmietniku, czasem musiałam dołożyć czegoś "ekstra". Nic szczególnego i przełomowego nie wymyśliłam, ale skoro M. mówi, że dobre, to musi być dobre. Próbuj i smakuj, jest pysznie!


Znasz płatki żytnie? Ja nie znałam. Poznałam niedawno, pokochałam od razu. Nie zjem ich zrobionych na mleku, bo nienawidzę, kiedy robią się miękkie - fuuujjjjj. Muszą chrupać. Używam zatem jogurtu naturalnego i co najważniejsze, nie mieszam płatków z jogurtem, tylko wysypuję na jogurt, wtedy jest większa szansa, że nie zrobią się miękkie. Wiesz, że byłam przekonana, że ich nie zjem, bo nie będą słodkie. Tak, tak - uwielbiam słodycze. Zjadłam. Zjadłam i nawet nie myślałam o tym, że brakuje mi cukru, ale zawsze w pogotowiu mam miód. Co do tego? Co tylko zechcesz tak naprawdę - moja ulubiona wersja, to kiwi - bo kwaśne, winogrono - bo słodkie i nasiona chia - bo lubię je tak po prostu. Wrzucam wszystko do miseczki, biorę łyżkę i zjadam. Uwielbiam. 


Matylda również zje taką porcję, ale zjada też czekoladowe, czy miodowe Mlekołaki - raz na jakiś czas nie zaszkodzi, a przecież nie będę zabraniała jej wszystkiego. Jakie są Twoje ulubione płatki? Ja największą miłością darzę właśnie żytnie, Mati czekoladowe, M. generalnie nie przepada, ale zje każde, a Kajetan próbował tylko pełne ziarno, chyba smakowało, bo wołał o dokładkę.


CZEGO SIĘ NAUCZYŁAM W 2016 ROKU. I CZEGO TY POWINNAŚ SIĘ NAUCZYĆ.

CZEGO SIĘ NAUCZYŁAM W 2016 ROKU. I CZEGO TY POWINNAŚ SIĘ NAUCZYĆ.

Nie, nie - nie chcę Cię pouczać. Nie mam takiego zamiaru. Chcę Ci tylko powiedzieć, że bardzo żałuję, że pewne rzeczy zrozumiałam dopiero teraz. Od mało znaczących po te, które mają duży wpływ na mnie i na moje życie. Nie chcę się wymądrzać, bo wydaje mi się, że do wszystkiego musimy dojść sami. Ciężko jest cokolwiek zrozumieć, jeśli w głowie wciąż bałagan. Nigdy nie lubiłam, jak ktoś próbował mnie pouczać, na siłę namawiać do zmian, bo do tego trzeba dorosnąć. Wszystko przychodzi z wiekiem. Jestem tego pewna.


1. Macierzyństwo, to szkoła życia. Mega trudne zajęcie, mega ciężkie - i fizycznie i psychicznie. Do niedawna tylko marudziłam, jaka jestem biedna, bo dzieci, bo sama w domu, bo nadmiar obowiązków. Gówno prawda. Nie jestem ani biedna, ani poszkodowana. Mam wielkie szczęście, bo mam cudowne dzieciaki, zdrowe i kochane. Bywa trudno, ale dziś umiem docenić to, że jestem mamą, że mogę być z dziećmi w domu. Dziś cieszę się, że maluchy są moje, że żyją ze mną. Mam dzieci - mam wszystko!

2. Koleżanka ostatnio powiedziała mi, że:"robisz z siebie szarą myszkę". Zbuntowałam się, bo jak to, przecież ja taka nie jestem. Popatrzyłam na siebie z dystansem i stwierdziłam, że faktycznie większość ludzi może mnie tak właśnie odbierać. Trochę nie wiem, jak to zmienić, bo nie umiem jeszcze "wynosić się na wyżyny", ale popracuję nad tym i poznasz mnie z zupełnie innej strony. 

3. Przyjaciółka przekazała mi ostatnio wiedzę tajemną. Prawie codziennie się tym jaram, bo niby takie proste, a tak ciężko do tego dojść. Szukam dla siebie płaszcza, od długiego czasu go szukam. Lubię czarny, lubię szary - dlatego głównie skupiam się na tych kolorach, ale A. uświadomiła mi, że skoro nie mam żadnego płaszcza, to powinnam wybrać czarny, bo będzie pasował dosłownie do wszystkiego. Przetrawiłam, przemyślałam i zdałam sobie sprawę z tego, że czarny zawsze jest dobrym pomysłem. Płaszcza szukam nadal, ale teraz wiem, że czarnego. Dzięki A.

4. Nie powiem, że się nauczyłam, bo wciąż się uczę, ale każdego dnia staram się wychodzić ze swojej strefy komfortu. Każdego dnia próbuję przekraczać granice. I muszę Ci powiedzieć, że wychodzi mi to tylko na dobre. Fajnie jest lubić siebie.

5. Robię coś dla siebie - książki, pomalowane usta, czy spódnica, to niby mało, a dla mnie tak wiele. Kurcze, chwila dla mnie jest taka ważna.

6. W końcu żyję dla siebie, nie dla innych. W końcu zaspokajam nasze potrzeby, a nie chcę dogodzić innym. Dlatego też część świąt spędziliśmy sami w domu, odpoczęliśmy, spędziliśmy czas z dziećmi, poszliśmy na spacer. Fajnie było.

7. Był taki okres w moim życiu, kiedy na obiad jadłam parówkę, a na kolację suchą bułkę. Dziś kompletnie nie wiem, jak dawałam radę, bo byłam z tym kompletnie sama, ale jestem z siebie dumna, bo wiem, że można. Powiem Ci tylko jedno, o pieniądzach nie rozmawiaj z ludźmi, którzy nie zaznali biedy albo nigdy nie byli w ciężkiej sytuacji. Nie zrozumieją Cię. 20 zł dla Ciebie, to zupełnie inna wartość dla nich. 

8. Nauczyłam się, że lepiej jest kupić jedne, a porządne buty, niż 5 par średniej jakości. Minimalizm pełną gębą. Tak mam ze wszystkim. Kiedy kupuję coś do domu, to wolę poczekać, odłożyć kasę, niż kupić i żałować, że mam jakieś badziewie. Polecam każdemu.

9. I najważniejsze. Jeśli cokolwiek robisz i masz wątpliwości, to zastanów się milion razy i dopiero działaj. Owszem, czasem ryzyko jest potrzebne, wiadomo. Jednak czasem warto coś odłożyć w czasie, żeby mieć pewność, żeby przemyśleć, żeby poukładać wszystko na spokojnie.

10. Rodzina. Rodzina. Rodzina. To największa wartość. Czas dla niej i czas z nią jest na wagę złota. Nie zupa, nie umyte okna, nie wyprasowane ubrania - RODZINA!
CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA

CORAZ BLIŻEJ ŚWIĘTA

Długie wieczory, pachnąca choinka, w oknach świecące lampeczki - magia. Pierniki, ciastka maślane, pierogi, barszcz - święta. Gwiazdka na niebie, prezenty, radość. Czujesz to? Dostrzegasz?


Muszę przyznać, że te święta będą inne, wyjątkowe, spokojne. Pierwszy raz się nie śpieszę, pierwszy raz przystroiłam dom, pierwszy raz od dawna nie mogę się doczekać. Jeszcze całkiem niedawno wydawało mi się, że nie lubię świąt, że to czas udawania i kiczu. Głupia byłam. Buntowałam się, a tak naprawdę w głębi duszy brakowało mi chyba takich prawdziwych, radosnych świąt. W tym roku będą rodzinne, ciepłe i serdeczne. 

W domu zrobiło się świątecznie. Jest choinka, są stroiki, są lampki, są też świąteczne piosenki. Prezenty spakowane, radość będzie ogromna, bo spełnią się marzenia. Czekam i doczekać się nie mogę. Zrobiłam ozdoby, większość własnymi rękami. Gwiazdy z torebek śniadaniowych są hitem. Stroik z bombek na wieszaku, to mega efektowny wianuszek. Gałązka w wodzie, to prostota sama w sobie. Jest pięknie. Słowa Matyldy, kiedy M. przymocował lampki na zewnątrz tylko potwierdziły, że idziemy w dobrą stronę:" dziękuję tatusiu, że spełniasz moje marzenia, zawsze chciałam mieć takie lampki". 








***************************************************

Kochani, życzę Wam serdecznych i rodzinnych świąt. Dużo spokoju i uśmiechu. Usiądźcie przy stole z rodziną, nie myślcie o nieumytych oknach (ja nie myłam), o za słonym barszczu, czy za bardzo przypieczonym cieście. Pomyślcie tylko o tych chwilach, które kiedyś będziecie wspominać. Dajcie wspomnienia swoim dzieciom. Dajcie im radość z każdej chwili, która jest Wam dana. Olejcie wszystko to, co nie jest ważne. 
Wesołych Świąt!
ŚWIĄTECZNY CZAS

ŚWIĄTECZNY CZAS

Zwykła, grudniowa niedziela. Łyżwy, obiad i ciepły koc... Tak było kiedyś. Teraz w biegu łyżwy, szybki obiad i korzystamy jak najwięcej, dopóki jest jeszcze widno. Od dłuższego czasu planowałam zrobić kilka świątecznych zdjęć dzieciakom, a właściwie wpadłam na to, kiedy zobaczyłam w Pepco dość duże body w gwiazdki dla Matyldy, bo Kajetan swoje gwiazdkowe body już miał. Jakoś mi się zamarzyło, żeby wyglądali podobnie. Szybkie prasowanie, żeby zrobić tło i podłogę, odrobina światła, które wpadało przez okna dachowe i można się bawić. Yyyy..., pocić chyba. Nie wiem, nie ogarniam, jak robią to profesjonaliści. Kłaniam się i padam przed Wami na kolana. Dla mnie zrobienie kilku ujęć, które będą w miarę dobre, to jak wejście na Mount Everest, serio. 


Żaden ze mnie fotograf, ale i tak się jaram, bo w końcu mamy w domu fajne zdjęcia. Mi się podobają, mam nadzieję, że i dzieci w przyszłości docenią starania matki. Wyprasowałam prześcieradła, przyczepiłam lampki, przygotowałam ozdoby choinkowe, zieloną gałązkę, nabrałam dużo powietrza i zaczęłam pstrykać - z 183 zdjęć, które zrobiłam wybrałam tylko 37 - mało i dużo jednocześnie. Światła było mało, ale oświetlenia niestety nie mam. Mimo to jestem bardzo zadowolona i dumna. I dumna jestem z Mati i z Kaja też, bo dali radę, mimo mojej totalnej amatorki. Fajne mam dzieciaki. Najfajniejsze!






NOWOŚCI OD BABARYBA - GRA EDUKACYJNA

NOWOŚCI OD BABARYBA - GRA EDUKACYJNA

Wielokrotnie wspominałam, że uwielbiam Wydawnictwo Babaryba, więc jak tylko pojawia się możliwość zrecenzowania dla Ciebie kilku książek, to z niecierpliwością czekam na przesyłkę. Teraz nie było inaczej, bo czekałam też na grę, byłam mega ciekawa, jaka jest, jak się sprawdzi i czy Matylda sobie poradzi. Mój zachwyt po otwarciu paczki był ogromny, zaraz Ci powiem dlaczego.


Duże, tekturowe karty - z jednej strony kolorowe, z drugiej biało-czarne, z jednej strony memo, z drugiej labirynty, ale to tylko opis z pudełka, bo jak sama się przekonałam gra ma o wiele więcej zastosowań. Gra edukacyjna Herve Tulleta, to mega kreatywna zabawa, pobudza wyobraźnię, uczy kierunków, kształtów, kolorów. Matylda gra już całkiem poważnie, układa, myśli, kombinuje. Kajetan przekłada karty z miejsca na miejsce, ale widać, że bardzo mu się podobają, przeszkadza Mati, kiedy Ona ma swój plan na budowę drogi - jest wesoło. Gra jest przeznaczona dla dzieci 3+, ale uważam, że z memo świetnie poradzi sobie też mniejszy szkrab - Matylda sobie radziła. Jeśli zastanawiasz się nad prezentem gwiazdkowym dla dzieciaków, to ta gra będzie strzałem w dziesiątkę, jestem tego pewna. To, co widzisz na poniższych zdjęciach, to efekt pracy Mati, fajnie jej to wychodzi, prawda>








Druga nowość od Babaryba, to książka AUTA, MASZYNY, POJAZDY I WSZYSTKO DO JAZDY - byłam przekonana, że Matylda słabo zainteresuje się książka, która ma w sobie same auta, koparki, tiry i inne różne pojazdy. Myliłam się. Jej ulubieńcem jest Chrząszczunio. Ogląda, przegląda, pyta, bo wiesz, że to etap:"kto to?, co to?, dlaczego?, po co?". Fantazyjne pojazdy, realne opowieści, na każdej stronie dużo się dzieje, jest kolorowo, pięknie. Marchewkowóz, bateryjkowóz, czy reklamowóz, to te pojazdy spotykają cztery świnki, które wybrały się na przejażdżkę. Myślę, że książka będzie miała spory wpływ na spostrzegawczość dziecka. Ilustracje są staranne, a ich ilośc dodatkowo pobudza wyobraźnię. Kolejna fajna pozycja dla małych odkrywców.







Ostatnia pozycja, to książka, którą recenzowałam jakiś czas temu, tylko teraz jako audiobook. PYPY, OGONKI I KUPERKI, którą czyta Wiktor Zborowski - ja już słyszę jego głos - uwielbiam. Fajna opcja do samochodu, bo czasem stojąc w korku lepiej posłuchać czegoś fajnego, niż bezmyślnie słuchać muzyki. Na pewno się pośmiejecie, warto.
NIE CHCĘ ZAPOMNIEĆ...

NIE CHCĘ ZAPOMNIEĆ...

Jestem mamą od ponad 3 lat, dokładnie od 40 miesięcy, jeszcze dokładniej od około 1220 dni, co daje 29280 godzin, to jakiś kosmos. Te liczby już nigdy nie będą mniejsze, z dnia na dzień, z godziny na godzinę będą się powiększać. Już zawsze będę mamą. Nie ma znaczenia, ile Ty wtedy będziesz miała lat, ja już zawsze będę Twoją mamą. Czy będziesz się na mnie złościć, gniewać, czy płakać w mój rękaw, ja zawsze będę Twoją mamą. I, gdy kiedyś mnie zabraknie, wtedy też będę Twoją mamą...


Wczoraj wieczorem, kiedy usypiałam Kajetana, zdałam sobie sprawę, że nie pamiętam już, jakim był maleńkim robaczkiem, nie pamiętam radości z dwóch kresek na teście, nie pamiętam tak wielu szczegółów. Łzy napłynęły mi do oczu, bo wiem, że tego czasu nie cofnę, a mam wrażenie, że nie zdążyłam się nacieszyć. Od razu pomyślałam o Matyldzie, o tym, że ma 3 lata, że niebawem pójdzie do szkoły, że ważniejsze staną się koleżanki, że za moment wyprowadzi się z domu, a ja będę tęsknić, będę tak cholernie tęsknić. Mimo to będę kibicować i wspierać, bo chcę pozwolić Wam żyć, chcę pozwolić Wam oddychać.

Biegaj dziewczynko, skacz, krzycz, uśmiechaj się. Płacz, kiedy potrzebujesz. Śmiej się, bo z uśmiechem jest łatwiej. Tak bardzo chcę zapamiętać, jaka jesteś teraz, jaki uśmiech na Twojej twarzy pojawia się, kiedy otwierasz oczy, jak pachniesz, kiedy zasypiasz. Chcę to wszystko zapisać w swojej pamięci, w swojej głowie gdzieś tam głęboko, żeby przypominać sobie o tym, kiedy będziesz już dorosłą kobietą. Chcę pamiętać, jak łzy płyną po Twoich policzkach, jak mówisz:"mamusiu, wiem". Chcę pamiętać, jak krzyczysz:"tylko ja mogę śpiewać" albo "tylko ja jestem zmęczona". Chcę pamiętać wszystko, każdą chwilę, każdą sekundę. Dziewczynko.

Chłopczyku Mój. Z Tobą jestem na bieżąco, ale chwile są ulotne, za moment wszystko zapomnę. Chcę zapisać w głowie, Twoje pierwsze:"mama". Chcę zapamiętać ten uśmiech, tą radość, która pojawia się za każdym razem, kiedy próbujesz chodzić. Ten strach w oczach, te wyciągnięte rączki. Ile masz w sobie miłości i dobra, to wiemy tylko my. Dajesz nam radość, jesteś najszczęśliwszym dzieckiem, najzabawniejszym małym człowiekiem. Uwielbiam Cię!

Wiesz o czym sobie przypominam, kiedy stoję nad przepaścią? Kiedy jestem w takim stanie, że mam ochotę wyjść i nie wrócić. Kiedy łzy same napływają mi do oczu, a ja nie radzę sobie ze swoimi emocjami. Kiedy staram się zrozumieć tą moją rozwrzeszczaną trzylatkę, która w żaden sposób nie chce współpracować, a jedynym wyjściem z sytuacji jest złość, rzucanie zabawkami i wielki krzyk. Kiedy patrzę na nią w tych najgorszych dla mnie momentach, to za każdym razem myślę sobie o tym, że niedawno, całkiem niedawno byłam słodziutkim, malutkim noworodkiem, który do życia potrzebował mamy i mleka, który był tak bezbronny jak piórko na wietrze, który płakał, bo chciał coś powiedzieć, dziś mówi, więc krzyczy, dziś pokazuje, że jest odrębną jednostką i chce o sobie decydować. I nawet, kiedy jest tak źle, tak cholernie źle, to powinnam ją kochać tak samo bardzo jak wtedy, kiedy była maleńkim okruszkiem, bo to wciąż moja kochana córeczka.
CHCIEĆ MNIEJ. KSIĄŻKA O WYRZUCANIU.

CHCIEĆ MNIEJ. KSIĄŻKA O WYRZUCANIU.

Znasz ten stan, kiedy oczyścisz swoją przestrzeń, posprzątasz dom, ogarniesz siebie? Ja znam. Znam bardzo dobrze. Uwielbiam być taka "czysta" i "poukładana". W głowie harmonia, na półkach porządek, nawet sukienkę wtedy zakładam. Uwierz, jest mi wtedy tak dobrze, że nic mi więcej nie potrzeba. Nie potrzebuję super auta, pięknej torebki, czy mega drogich butów, bo mam świadomość, że nie ilość, a jakoś jest ważna. Nie, nie. Nie jest kolorowo, bo taki stan nie trwa wiecznie. Jestem w ciąż na etapie uczenia się. Mam chwile lepsze i gorsze. Dlatego czasem sięgam po poradniki. Poradniki, które stają się drogowskazem, które ułatwiają, które zostają ze mną na zawsze. Taką książką jest właśnie Chcieć mniej Katarzyny Kędzierskiej autorki bloga SIMPLICITE. Kajam się przed Tobą Kasiu, bo na Twój blog weszłam dopiero po przeczytaniu książki, niestety nie znałam tego miejsca wcześniej, ale nadrabiam, sukcesywnie nadrabiam. Ciebie również zachęcam. 


Chcieć mniej, to książka o życiu, o minimalizmie w praktyce. Śmieję się, że to książka o wyrzucaniu. Nie o wyrzucaniu dosłownym, ale o układaniu, o robieniu miejsca, o świadomym życiu. 

Nie umiem ogarniać, całe swoje życie sprzątanie zaczynam od układania w szafkach, od wyrzucania zbędnych rzeczy. Uwielbiam, kiedy mogę oddać albo sprzedać coś, czego już nie potrzebuję. Nie lubię się zagracać, nie lubię mieć zbędnych rzeczy, tego nauczy Cię ta książka. Dzięki niej zrozumiesz, co jest tak naprawdę ważne, co się w życiu liczy. Zrozumiesz, po co są pieniądze, nauczysz się wydawać mniej. Zorganizujesz sobie czas, zaplanujesz najbliższe dni, miesiące. Najtrudniejszy dla mnie okazał się rozdział o emocjach, wciąż go przetrawiam, nie jest łatwo, ale zmieniam swoje myślenie i nastawienie. Chcę mniej. 

Dzięki "WYZWANIU MINIMALISTKI" będziesz miała szansę zrobić porządek w szafkach, w życiu realnym i wirtualnym. Zrobisz porządek w swojej głowie. Poukładasz. Nie, nie będzie łatwo, bo żeby osiągnąć cel, trzeba się napracować, ale warto, bo gdzieś tam daleko widać iskierkę nadziei. Zwolnij, uporządkuj, doceniaj, ciesz się chwilą. Tego wszystkiego uczy autorka, o tym wszystkim pisze. Ciężko w tych kilku zdaniach zawrzeć wszystko to, co jest ważne, ale jest jeden cytat, który idealnie zobrazuje sens tej książki. Uwielbiam go i na pewno zawiśnie w ramce na ścianie.


JAK NAUCZYĆ DZIECKO ZASYPIAĆ PRZED 20?

JAK NAUCZYĆ DZIECKO ZASYPIAĆ PRZED 20?

Jak to jest, kiedy dzieci zasypiają około 19-tej? Idealnie. Wolne wieczory, to luksus, którego nie oddam za żadne skarby. Od jakiegoś czasu zbierałam się do napisania tego wpisu. Zmobilizowałam się i postanowiłam podzielić się wiedzą tajemną. Masz i korzystaj, Tobie również należy się wolny wieczór.


Jakim cudem mam wolne wieczory? Jak to osiągnęłam?

Pamiętam, jakby to było wczoraj, kiedy wróciliśmy z Matyldą ze szpitala do domu. Cały dzień przed nami, nastał wieczór, a ja za bardzo nie wiedziałam, co robić, jak to ogarnąć - wcześniejszy plan odszedł w zapomnienie już w szpitalu. Mati była dzieckiem dość wymagającym, miała spore problemy z zasypianiem, ale noce do 8 miesiąca przesypiała całe, budziła się około 5, jadła i spała dalej. Za to w dzień nie spała, a jak spała, to tylko w jeżdżącym wózku, więc kiedy nadchodził wieczór, padałam na twarz. Jakoś tak zupełnie naturalnie około godziny 18-tej zaczynaliśmy wieczorne rytuały - kolacja, kąpiel, spać. Weszło w krew. Mniej więcej około 19:30 Matylda już spała. Zasypiała najpierw na moich kolanach, później przy piersi, a na koniec obok mnie. Teraz wystarczy, że przy niej jesteśmy. Obojętnie kto - najczęściej jednak tata. Ja zajmuję się Kajetanem. Mati nigdy nie była dzieckiem, które lubi spać, ale nawyk szybkiej pory zasypiania został jej do dziś, więc kiedy wybija magiczna 19, to możesz być pewna, że moja córka zacznie porządnie marudzić ze zmęczenia.

Z Kajetanem było podobnie, z tym, że po powrocie ze szpitala, to już wiedziałam, że musi się nauczyć spać tak jak Matylda, bo nie wyobrażałam sobie, żeby nagle ktoś mi zabrał moje wolne wieczory. Na szczęście Chłopczyk lubi sobie pospać, więc godzina 19 jest dla niego ideałem. Owszem, zdarza się, że budzi się jeszcze kilkakrotnie, ale na ogół wystarczy moja obecność, smoczek i zasypia dalej. Jest dużo łatwiejszy w obsłudze, niż Mati. Kajo nie marudzi, kiedy jest zmęczony, wystarczy, żeby mógł się przytulić. Śpi inaczej, ale drzemki ma bardzo podobne do siostry.


Do rzeczy. Jak nauczyć dziecko zasypiania o wczesnej porze?

1. Musisz uzbroić się w cierpliwość. Konsekwencja będzie Twoim drugim imieniem, a spokojem będziesz zarażała. Nic nie wydarzy się od razu, dlatego potrzebna jest powtarzalność, Twój spokój, który udzieli się również dziecku oraz przekonacie, że Ci się uda. Bo uda!
2. Rutyna i rytuały - u nas każdy wieczór wygląda tak samo - kąpiel, kolacja, wyciszenie. Kiedy dzieci idą spać, to w domu robi się spokojniej, dajemy im przekaz, że nastała noc, a w nocy jesteśmy cicho. Telewizor gra ciszej, mniej świeci się światła. Szanujemy to, że Maluchy idą spać. Sami też nie lubimy spać w gwarze i chaosie.
3. Czas. Na wszystko go potrzeba. Nie mów mi, że Ty próbowałaś i Ci nie wychodzi, a spróbowałaś zaledwie 2-3 razy. Określ sobie, że będzie to 7 dni, daje słowo, że wystarczy. Matylda miewała momenty, że chodziła później spać (jak byłam w ciąży, kiedy jest chora), pasowało jej - wiadomo, ale nam nie, więc wracaliśmy do starych nawyków i po kilku nocach nie było już problemu.
4. Drzemki w ciągu dnia. Kiedy Mati spała jeszcze w dzień, to jej drzemka nie mogła zakończyć się później niż o 16-tej. Jak zaczęła spać raz dziennie, to najczęściej spała między 10 a 12. 
5. Poranna pobudka. Jeśli Twoje dziecko chodzi spać o 22, a wstaje o 9, to musisz mieć świadomość tego, że to się skończy. Pierwszego dnia musisz bąbla obudzić o 7, drzemka wypadnie wtedy wcześniej, więc i wieczorne usypianie będzie łatwiejsze. 
6. Kryzys. Pewnie się pojawi, bo i Ty będziesz miała dość i Twoje dziecko może się buntować, ale pomyśl o celu. Pomyśl o wieczorach z lampką wina, o chwili z książką w ręku, o sprzątaniu w samotności - no dobra, żartowałam.
7.  Dobre miejsce. Fajna pościel, przytulne miejsce, lampka, ukochana przytulanka na pewno ułatwi sprawę.
8. Bądź dla dziecka. Zostań z dzieckiem, przytul, daj paluszek, pogłaszcz - jeszcze zatęsknisz za tym czasem.
9. Atrakcje i wyciszenie. W ciągu dnia dziecko powinno mieć odpowiednia ilość atrakcji - zabawa, bieganie, spacer, ale wieczorem powinno się wyciszyć. Zorganizuj tak wieczorne zabawy, żeby za bardzo nie rozbawiać dziecka.
10. Ogranicz cukier. Cukier pobudza, więc jeśli dziecko wieczorem zje jajko niespodziankę, kilka żelków i lizaka, to z pewnością będzie miało kłopot z zaśnięciem.


Musisz być gotowa na wcześniejsze pobudki rano, bo wieczorny sen jest bardziej wartościowy. Naukowo udowodnione jest, że sen od godziny 20 ma dobry wpływ na rozwój dziecka, na jego zdrowie. Matylda przez pierwszy rok swojego życia budziła się między 5 a 6 rano - padałam czasem ze zmęczenia, ale wolne wieczory wynagradzały mi wszystko. Kajetan jest śpiochem, potrafi iść spać o 18:30, a wstać około 8 - oczywiście z krótkimi przerwami w nocy. Mam też swoją teorię odnośnie powiązania między porą wieczornego zasypiania, a snem w ciągu dnia. I Kajetan i Matylda szybko się regenerują w ciągu dnia - na palcach jednej ręki mogę policzyć, ile było drzemek ponad dwugodzinnych - pomijam okres noworodkowy. Mati nie śpi w dzień, Kajto ma jedną drzemkę max 1.5h. 

I najważniejsze. Jeśli jesteś Mamą, która lubi pospać rano i nie przeszkadza Ci dziecko wieczorem, to sobie odpuść. Szkoda Twoich nerwów, bo jak będziesz niewyspana, to na pewno zła. Ten post jest dedykowany rodzicom, którzy chcą tak jak my odpocząć wieczorem, nadrobić zaległości, posiedzieć w ciszy, czy napić się wina bez dziecka u nogi. Mój komfort psychiczny jest dla mnie bardzo istotny, dlatego tak doceniam te spokojne wieczory. Działaj i Ty, daj koniecznie znać o swoich postępach. Jesteśmy w kontakcie.
GŁOWA. INSTRUKCJA UŻYTKOWANIA

GŁOWA. INSTRUKCJA UŻYTKOWANIA

Zastanawiasz się czasami nad tym jak działać efektywniej? Jak wykorzystać to, że jesteśmy istotami myślącymi? Jak odkryć kim jesteś i co możesz w życiu osiągnąć? Ja zastanawiam się nad tym dość często, bo chcę i staram się poprawić jakoś swojego życia. Chcę czuć się ze sobą dobrze, chcę być z siebie zadowolona. Głowa. Instrukcja użytkowania. To nie jest poradnik, to zbiór doświadczeń, to zadania do wykonania. 


Przykłady z życia. Trzeźwość umysłu. Błyskotliwy tekst, zbiór wyjątkowych myśli. Autor w prosty sposób przedstawia, jak osiągnąć cele i sukcesy w życiu. Książka zmusza do myślenia, zmusza do analizy. Czesław Bielecki doradza, jak unikać popełniania błędów, jak zorganizować swoje życie, jak realnie podchodzić do codzienności.

Autor przekonuje, że żeby odnieść sukces trzeba dobrze poznać siebie. Musimy poznać swoje mocne i słabe strony. Powinniśmy nauczyć się posługiwać swoją głową. Musimy uporządkować, to co w środku, umieć skupić się na priorytetach. Wiesz, że jeśli jesteś zmęczona, to nie będziesz pracować tak, jak powinnaś - idealny przykład na to, jak bardzo ciało jest powiązane z umysłem. Zadbaj i o ciało i o umysł.

Cała książka, to wielka księga myślenia. Dodatkowo wzbogacona o zestawy ćwiczeń, które dla mnie były kluczowe. Zachęcam do robienia notatek, do kupienia oddzielnego zeszytu i pisania. Zadania wydają się łatwe, banalne, a jednak obrazują bardzo dobrze w czym jest problem, pokazują, gdzie popełniamy błąd, jak marnujemy czas, jak skupiamy się na tym, co w rzeczywistości jest nieistotne. To taki typ książki, do której się wraca. Czujesz, że powinnaś zmienić swoje życie? Czujesz, że nie umiesz się odnaleźć? Masz obok siebie kogoś, kto potrzebuje solidnego kopa? To książka, która pomoże, która pokaże drogę. Tylko pamiętaj, nic się bez Ciebie nie wydarzy, nic się samo nie zrobi - musisz chcieć, musisz pracować nad sobą.
WÓZEK DLA WYMAGAJĄCYCH - BUGABOO BUFFALO

WÓZEK DLA WYMAGAJĄCYCH - BUGABOO BUFFALO

Idealny wózek terenowy. Duży, sprytny i ładny. Tak podsumowałabym testy Buffalo. Nie umiem tego wytłumaczyć, nie wiem z czego to wynika, ale Bugaboo są unikatowe - wierzcie mi na słowo. Gdybym tylko mogła, gdyby było mnie na to stać, to wszystkie, absolutnie wszystkie trzymałabym w domu. Skacze pod sufit, kiedy okazuje się, że mogę testować kolejny i kolejny i jeszcze kolejny. 


Trochę się przeraziłam, kiedy rozpakowałam karton. Przyzwyczajona do niedużych wózków byłam zaskoczona, że ten jest taki wielki. Jestem drobna, niska - obawiałam się, że będzie to dla mnie za duży gabaryt. Okazuje się, że nie. Rączka jest ustawiona pod tak fajnym kątem, że nawet dla moich 157 cm wzrostu jest w porządku - wiadomo regulowana, więc i duży człowiek sobie poradzi. Fajnie, że i rączka i pałąk pokryta jest skóropodobnym materiałem. Myślę, że dzięki temu będzie bardziej trwała, a pałąk nie będzie wygryziony przez małego wampira. 


Plusów jest dużo, aż sama jestem zaskoczona, bo mimo że nie lubię dużych wózków, to ten kupiłabym z miłą chęcią. Ogromna budka, to funkcja wózka, na którą zwracam uwagę najczęściej. Dobrze zasłania, chroni od wiatru, słońca. Jest naprawdę duża. Spore siedzisko - naprawdę spore, bo bez problemu mieściła się w nim trzyletnia Matylda. Regulacja siedziska poprzez pociągnięcie białej dźwigni, to dla mnie duże ułatwienie, bo jednak użycie jednej ręki, a nie dwóch ma spore znaczenie. Siedzisko kubełkowe - moja wielka miłość. Mega proste wypinanie siedziska poprzez wciśniecie dwóch białych guziczków - ideał. Wielki kosz na zakupy, to doceni każda z nas. Dostęp do kosza przy każdym ustawieniu siedziska jest bardzo łatwy.






Buffalo jest wózkiem terenowym. Idealnym na nasze polskie drogi, na dziurawe, miejskie chodniki. Na moje błoto dookoła domu, na wszystkie dziury. Duże gumowo/żelowe koła, które ułatwiają manewrowaniem wózka nawet w najtrudniejszych warunkach. Po płaskiej powierzchni wózek jedzie, jak marzenie, po błocie daje radę, jeździłam też po śniegu - spisał się. Rozum podpowiada, to wózek dla mnie, jest idealny na moje tereny, serce zaś mówi:"dlaczego jesteś taki wielki?".







Reasumując. Plusów jest tak dużo, że aż ciężko je wszystkie wymienić. Polecam ten wózek z czystym sumieniem każdemu, kto potrzebuje wózka na porządnych, dużych kołach. Jestem pewna, że się nie zawiedziecie. Wózek do kupienia np, w 4KIDS. Minusem może być cena, bo jest wysoka, ale uważam, że warta tego wózka, bo Bugaboo, to gwarancja jakości. Wielkość wózka trochę mi przeszkadzała, ale to wynika tylko z mojego gustu. Więcej minusów nie dostrzegłam.
RADOŚĆ

RADOŚĆ

Uwielbiam, kiedy się śmieją. Uwielbiam zadowolone buzie moich dzieci. Ty na pewno też tak masz, nic innego się wtedy nie liczy, tylko ta radość, te szczęśliwe oczy. Cudowne uczucie. Cieszę się razem z maluchami. Dwa razy bardziej się cieszę, jeśli to, co jest powodem tego szczęścia zrobiłam sama. Nie jest ważny brak obiadu, bałagan w domu, czy moje zmęczenie. Najważniejsza jest zaskoczona mina Matyldy i te emocje, które jej towarzyszą. Lubię robić niespodzianki, od zawsze lubiłam. Teraz, kiedy mam dzieci, lubię je jeszcze bardziej - póki co korzysta najbardziej Matylda, na Kaja przyjdzie jeszcze pora.


Matylda rok temu od Mikołaja dostała kuchnię. Kupiona przez internet za przyzwoite pieniądze. Przyszła do nas w drobnych częściach. Kiedy ją zamawiałam, wiedziałam, że będzie wymagała mojego dopieszczenia. Trochę mi to czasu zajęło. I pewnie gdyby nie to, że dzieciaki dość mocno poturbowały drzwiczki od piekarnika, to kuchnia nadal nie byłaby skończona. Pomalowałam, przybiłam kilka gwoździ, uszyłam wymarzoną ściereczkę, przy okazji fartuszek - była moc. Po powrocie z przedszkola usłyszałam:"mamo, ale tu syf" - nitki, sznurki, tasiemki - wszystko było na podłodze. Zajmowałam tym Kajetana, żeby skończyć przed powrotem Matyldy. Fartuszek jest mega, kiedy Mati podchodzi tylko do kuchni od razu go zakłada. Kuchnia też jest ekstra, bo można powiesić łyżki, bo są ścierki, bo kran jest taki jak w domowej kuchni. Naczynia metalowe - różowe - przeszły już swoje, ale nadal cieszą się dużym zainteresowaniem. Jest fajnie!







Domek dla lalek. Która mała dziewczynka o takim nie marzy? Myślę, że każda. Nasz domek odkupiłam od sąsiadki - ma ponad 13 lat. Był w słabym stanie, ale dawał radę. Od początku twierdziłam, że go zrobię po swojemu, nawet dwa razy się za to zabierałam, ale zawsze coś... Tym razem zawzięłam się i postanowiłam, że nawet jeśli nie pójdę spać, to domek skończę. Oryginalny wygląd już dość mocno mi się opatrzył, boki domku się rozkleiły, tym bardziej, że kawaler postanowił, że wejdzie na herbatkę do lalek. Jak postanowił, tak zrobił - domek się połamał. Na szczęście Tata jak zwykle na posterunku - skleił, skręcił - domek jak malowany. Jest piękny! Dzieciakom też się podoba.







Uwielbiam ten pokój, kiedy jest w takim stanie - uwielbiam, kiedy jest czysto przez 5 minut!



Radość Dziecka jest warta wszystkiego!
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger