ZWINNA, LEKKA, MAŁA

ZWINNA, LEKKA, MAŁA

Dzieci zmieniają wszystko. Zmieniają nasze potrzeby, podejście do życia, generalnie zmieniają tak wiele, że aż trudno to ogarnąć. Kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży pierwszą rzeczą, o której pomyślałam:"rety, rety - nie mamy wózka dla dziecka" - na ziemię oczywiście sprowadził mnie niezawodny M. Kobieta myśli o wszystkim, planuje, kombinuje. Wiedziałam, że żeby "zdążyć" ze wszystkim muszę działać. Na początek musiałam się pozbyć wózka Mati, bo niestety miejsca na dwa spore wózki nie było. Po drugie musiałam znaleźć coś dla Matyldy, co będzie małe, zwinne i lekki. Przeszukałam cały internet i znalazłam. Wózek dość kontrowersyjny, bo wygląd ma co najmniej dziwny - padło na Quinny Yezz



Dlaczego ten wózek?

* lekki - waży zaledwie 5 kg
* mały - 68x27x23 cm
* jedna cała rączka do prowadzenia wózka
* skrętne przednie kółko.

Co mnie zaskoczyło w wózku?

Wózek jest mega kompaktowy, mieści się dosłownie wszędzie - nawet za siedzeniem w aucie typowo miejskim. Rozkłada się jednym przyciśnięciem guzika, ale ma jeden minus - żeby zablokować wózek po jego rozłożeniu trzeba mieć buty, bo blokada jest tak wyprofilowana, że bosa noga zwyczajnie boli. Nie jest to jednak problematyczne, ponieważ z wózka korzystamy na dworze, więc i buty najczęściej na nogach są. Ma też mały koszyk, a w zasadzie kieszonkę, ale akurat na tym nam zupełnie nie zależało, bo to wózek, z którego korzystamy na zakupach, czy dłuższych spacerach. Kolor jest uroczy i gdyby nie to, że kupowaliśmy go również dla Kajtka, to zdecydowalibyśmy się na różowy. Uwielbiam go prać, materiał jest wodoodporny, więc łatwo schodzą z niego zabrudzenia, dodatkowo ściąganie siedziska jest banalnie proste.









Pasek, który umożliwia noszenie wózka na ramieniu, kiedy mały człowiek zdecyduje, że jednak będzie chodził.





Czy jestem zadowolona?

Podsumowując - wózek jest bardzo fajny, o ile wiemy, że nasze dziecko nie zasypia na spacerach, bo siedzisko się nie rozkłada. Chociaż z drugiej strony w fotelikach samochodowych dzieci też śpią na siedząco. Bałam się bardzo małych kółek, które w tym wózku okazały się naprawdę fajne, nawet na nasze błotniste i nierówne drogi. Łatwo się podbija. Wózek oceniam bardzo dobrze, jak na razie nie mam większych zastrzeżeń. Tak po babsku, wózek mi się bardzo podoba, jest dziwny, ale ta dziwność do mnie przemawia.



MOLO WITA

MOLO WITA

Zaplanowaliśmy, że w II dzień świąt pojedziemy nad morze - w końcu mamy tak blisko. Specjalnie wcześniej wróciliśmy od Rodziców, żeby spędzić ten dzień razem, żeby mieć czas tylko dla siebie. Wstaliśmy, zjedliśmy śniadanie - ciągle padał deszcz. Raz mocniej, raz słabiej, ale padał wciąż. Przestało padać, ucieszyliśmy się - jedziemy. 10 minut później znów padało. Co za zima!? Gdzie mróz i śnieg, no gdzie? Stwierdziliśmy zgodnie, że z cukru nie jesteśmy, a chwilowy deszcz nam nie zaszkodzi. Ubraliśmy się, opatuliliśmy najmłodszego - zabraliśmy wszystko, co potrzebne - pojechaliśmy.









Było cudownie. Mimo że mokro, że chłodno, to było świetnie - w końcu czas tylko dla nas, spędzony razem - z głową wolną od wszystkich problemów. Już dawno Matylda nie była taka zadowolona. Ja, nie pamiętam kiedy się tak śmiałam. Było tak zwyczajnie, tak beztrosko, tak po prostu dobrze. Deski na molo mokre, śliskie - Mati na tyłku pojechała kilka razy, ale ani trochę jej to nie przeszkadzało, nawet miałam szansę zapomnieć o jej wszechobecnym buncie. Potrzeba nam więcej takich chwil.
I choć wolę góry, to morze i molo będziemy odwiedzać częściej, bo będzie kojarzyć się tylko z dobrymi chwilami. Jesteście sentymentalni? Ja jestem, zapachy przypominają mi wiele, obrazy przywołują dobre momenty...




Buty Mati - Geox od MIVO
Wózek Kajtka - 3Chic Foppapedretti
Śpiworek Kajtka - Kalamati


I dla Was mam niespodziankę - na hasło MIVOMATKA30 - macie aż 30% rabatu na zakup dowolnych, nieprzecenionych produktów w sklepie Mivo.pl (kod jest aktywny przez 7 dni, nie łączy się z innymi promocjami, minimalna wartość koszyka to 50 zł). Lećcie na zakupy :-).
TEN CZAS

TEN CZAS

Grudzień kojarzy mi się z magią. Śnieg, światełka w oknach, zapach pierników w każdym domu. Mama krzątająca się w kuchni. Lśniący dom, pełna lodówka. Tak bardzo o tym marzyłam, tak bardzo tego chciałam...


Miało być idealnie. Wiadomo, perfekcjonizm górą. Musi być wysprzątane, wszystko poukładane, stół zastawiony, obrus wyprasowany, a na koniec wszyscy zadowoleni, tylko gospodyni jakaś zmęczona, padnięta - znacie to? Ja znam. Za dobrze. W tym roku przez wiele zmian w naszym życiu zostałam zmuszona do wyluzowania. Nie mogę posprzątać, bo nie mam jak i po co. Nie mogę ugotować, tak jak lubię. Nie mogę też upiec ciast, bo wyrzuciłam blaszki i zapomniałam kupić... Jeszcze kilka tygodni temu, co ja gadam, jeszcze kilka dni temu byłby to powód do kolejnej awantury, do moich nerwów. Frustracja sięgała zenitu.

Wspomniałam Wam, że zaczęłam walczyć o siebie. O lepsze jutro. Odpuszczam i pozwalam sobie na więcej, walczę sama ze sobą i choć jest mi cholernie ciężko, to mam plan i pomału go realizuję. Niebawem i Wy będziecie mogli się zaangażować. O tym kiedy indziej.

Postanowiłam, że ten świąteczny czas będzie początkiem czegoś nowego. W pełni poświęcę się dzieciom i M. To będzie nasz czas. Nie będzie idealnie, bo nie mamy takiej możliwości, ale czas spędzimy wyjątkowo. Skupimy się na sobie, poświecimy czas dzieciom. Będziemy tylko dla siebie. I nie jest ważne, że w kurzu i bez całej oprawy, najważniejsze, ze razem. Odpoczniemy, uśmiechniemy się i spędzimy najlepsze święta w naszym życiu. 

Kochani i Wam życzę spokoju i uśmiechu na twarzy. 
Czasu spędzonego z rodziną tak, jak lubicie 
najbardziej - zróbcie w te święta coś, co utkwi Wam w pamięci na lata. Zadzwońcie do kogoś ważnego. Powiedzcie, że kochacie. Przytulcie tych, którzy są dla Was wyjątkowi. 
Niech to będzie magiczny czas. 
Wesołych świąt!
SPEŁNIAM MAŁE MARZENIA

SPEŁNIAM MAŁE MARZENIA

Dom - skarbonka bez dna, kiedy go wykańczasz, masz wrażenie, że nigdy nic nie będzie zrobione, a jeśli robisz wszystko na własną rękę, to szukasz oszczędności w każdy możliwy sposób. Chciałabym, żeby było idealnie, po naszemu, ciągle coś poprawiam, ciągle biegam z linijką, ale z dnia na dzień uczę się tego nie robić, odpuszczam, bo chcę się w końcu zacząć cieszyć tym, co już mamy. Pomału do celu.


Marzyłam o małym domku, o maleńkim ogródku - w lutym tego roku nawet w najśmielszych snach nie wierzyłam, że możemy go mieć. Udało się! Co z tego, że nasz ogródek bardziej przypomina pole z wielkimi kałużami, niż ogród, ale w końcu przyjdzie wiosna, zaświeci słonko i wszystko będzie łatwiejsze. Skoro wielkie marzenie się spełniło, to te mniejsze też się spełnią, tylko potrzebujemy czasu. Małymi krokami osiągniemy to, co pojawia się w naszych głowach. Spełniam swoje małe marzenia. Te obecne najczęściej dotyczą domu i jego wystroju. Chodźcie zobaczyć, co w mojej głowie siedzi.


Oglądałam te cudne półeczki nad kanapami na Pinterest, uśmiechałam się do nich. Chciałam mieć swoją, jedyną, wyjątkową - mam - mogę odhaczyć. Półki oczywiście IKEA, ramki też, plakaty pobrałam z internetu, a cudowna drewniana girlanda jest od FAYNE - krąży po domu i miejsca zagrzać nie może, bo wszędzie pasuje, w salonie jest najdłużej.


W całym tym remontowym bałaganie znalazło się też miejsce na odrobinę klimatu świąt - patyk, gwiazdki i śnieżynki - ozdoba idealna - uwielbiam ją. Serwetkę uszyłam, orzechy postawiłam - czuć święta.


Biały stolik kawowy na drewnianych nogach, to kolejna rzecz na mojej liście marzeń, którą udało mi się osiągnąć - nasz można kupić TU.  Dywan tkany na płasko w geometryczne wzory, który będzie wyglądał jak sprany, zniszczony - idealny - w promocji dostałam w Pretty Home.


Kosz druciany, w którym będę mogła trzymać kocyki, poduszki i inne narzuty - w JYSK kupiłam za 30 zł.


Uszyłam dzieciom matę na podłogę - biała w gwiazdki, ale jest tak piękna, że dla mnie będzie kołderką. Nie będę skromna. Mata jest cudowna, a przy okazji wzięłam resztki materiałów, które miałam i uszyłam poszewki na poduszki.


W kuchni biel, szarość i czerń - przełamane miętą i różem - jest pięknie. Pinterest to zło, oglądasz te wszystkie kuchni, półki, półeczki i żal Ci cztery litery ściska. W naszym mieszkaniu nie miałam nawet miejsca na półki, teraz wiedziałam, że chociaż dwie, ale będą i są. Większość cudnych naczyń, które widzicie na zdjęciach dostaniecie również w Pretty Home - oryginalne kubki w przystępnych cenach, dzbanki, dzbaneczki - można zbankrutować.



Miętowy zegar, to prezent od moich rodziców - cudowny - wpasował się idealnie. Kupiliśmy go w sklepie www.garneczki.pl.


Tablica w kuchni, trochę dla mnie, a trochę dla Mati. Jeszcze z niej nie korzystamy za bardzo, żeby farba się utwardziła porządnie. Jest też magnetyczna, więc Młoda w siódmym niebie.


No i piec. Koza. Miał być kominek, ale po pierwsze pieniądze, po drugie miejsce. Koza jest klimatyczna, surowa, uwielbiamy ją. Daje ciepło i pozwala wieczorem odpocząć przy ogniu. Jest wspaniale.

Podoba się?
Spełniacie swoje marzenia?
BLACK AND WHITE W POKOJU DZIECKA

BLACK AND WHITE W POKOJU DZIECKA

Marzyłam o białej przestrzeni z czarnymi dodatkami - prostej, minimalistycznej. Jak tylko dowiedziałam się, że w brzuchu mieszka chłopczyk, zaczęłam w głowie urządzać jego pokój. 
I chociaż wtedy nie miałam jeszcze pojęcia, że niebawem kupimy domek, a oddzielny pokój dla malucha będzie realny, to intuicja nie pozwalała mi przestać marzyć. Marzyłam więc dalej, a dzięki temu dziś zapraszam Was do kącika Kajetana.



Wiecie, dlaczego białe ściany? Dlatego, że wbrew pozorom najłatwiej utrzymać je w czystości. Pomijam już fakt mojego poczucia estetyki - białe ściany sprawiają pomieszczenie bardziej przestronnym, jaśniejszym i delikatniejszym. Plamy, jakie plamy? Wystarczy albo porządna farba, albo odrobina farby w słoiczku i pędzelek, żeby pozbyć się małych łapek. Dlaczego kolor czarny? Uwielbiam to połączenie - biel z czernią, do tego szarość i jestem uszczęśliwiona. I powiem więcej, nie macie nawet pojęcia, jak Kajtek pieje do wszystkich czarnych punktów.
Nie zanudzam, zapraszam na kawę.


Literka wykonana z pomponów - POOM POUF - uwielbiam Was. Girlandę zrobiłam sama. Obrazek pobrany z internetu.


O naszej cudownej kołysce mogliście przeczytać TU - teraz, kiedy używamy jej na co dzień, mogę Wam powiedzieć, że nie wyobrażam sobie życia bez niej. Jest idealna w każdym calu. Obawiałam się, że będzie za niska, jednak nie, wysokość jest świetna, pasuje do łóżka, czy materaca. Do kupienia w niezawodnym Muppetshop.



Prezent od Siostry jest zawsze przy Kajtku. Matylda o nim pamięta i podkłada go Młodemu, jak tylko zaczyna płakać. Kiedyś to docenisz Chłopaku. Króliczek Maileg do kupienia również w Muppetshop.


Cudowne trójkąty, które były obowiązkowym elementem wystroju, zdobią 3 ściany. Nie są naklejone na całe ściany, ozdabiają małe fragmenty, ale dzięki temu mają swój urok. Jest ich około 60 szt. - klej mają bardzo dobry, a przyklejanie ich jest dziecinnie proste, mi pomagała Matylda. Do kupienia TU.



Lampki od Cottonove Love uwielbiam. Są z nami od narodzin Mati, zmieniamy tylko kolory. Wystarczy kupić nowe kuleczki i mamy całkiem nowy zestaw. Nasze dają mocno przytłumione światło, na tym mi zależało, żeby za bardzo nie wybudzać Kajtka w nocy.




Tego stworka uszyłam sama, w środku ma coś grzechoczącego. Całkiem fajnie Kajto zwraca na niego uwagę.



Pomału zaopatrujemy się w gryzaki i wszystkie inne zabawki, które Kajtka zajmą choćby na chwilę. Żyrafki Sophie są tak ładne, że gdybym nie wiedziała, że to gryzak, to mogłyby dla mnie robić jako figurki ozdobne - do kupienia również w Muppetshop.


Na koniec moja cudowna lampa. Wielka żarówa - pierwszy zakup do nowego domu. Będzie sentymentalna - damy ją w spadku dzieciom :-D.

Jak Wam się podoba?
Lubicie takie dość surowe pomieszczenia, czy jednak wolicie kolory?
KUPUJESZ DOM?

KUPUJESZ DOM?

Kupiliśmy dom. Mały kawałek podłogi w zabudowie szeregowej. Będzie ogródek i poziomki, a i miejsce na czereśnie będzie. Za płotem mamy choinki, spadł śnieg, było magicznie - uwierzcie. Tyle w skrócie. Dalej już nie jest tak kolorowo, dalej są dziury i doły...



Domek mieliśmy odebrać w sierpniu, odebraliśmy we wrześniu. Ile stresu i nerwów za nami, wie tylko ten, kto kupowała dom czy mieszkanie. Czas nas gonił, po przecież zaraz miał się pojawić Kajtek, a chcieliśmy jeszcze przed jego narodzinami się przeprowadzić. Wszystko szybko, wszystko w pośpiechu.

Wybiła godzina zero, wchodzimy. Remont. Remont, który mam wrażenie nigdy się nie skończy. Ciągle mi się wydaje, że spać z wiertarką będę do śmierci. Pędzle i farby podczas obiadu to moja codzienność. Wszystko to kwestia kasy, bo gdybyśmy tylko mieli worek bez dna, to nadal mieszkalibyśmy u siebie, a domek by się remontował. Sam. My pokazywalibyśmy tylko palcem. O!

Obudziłam się, sen się skończył. Mieszkamy w kurzu i bałaganie, bo ciężko cokolwiek ogarnąć, kiedy każda rzecz nie ma jeszcze swojego miejsca - czekamy na szafy. Ciężko szukać czegokolwiek w kartonach, kiedy jeden stoi na drugim. Na szczęście mamy meble kuchenne, ale nie myślcie sobie, że jest tak pięknie, bo jak jedno jest ok, to kolejne wymaga poprawki. W naszym wypadku ściana przy indukcji... Dłuższa historia. Do zrobienia przed nami jeszcze tak wiele, że za nim skończymy wszystko, to pewnie to pierwsze będzie już wymagało remontu.

Kupno domu w ciąży to pikuś w porównaniu z remontowaniem domu z noworodkiem przy piersi i dwulatką, która oczekuje ciągłej uwagi. Hormony robią swoje, a ja pomału jestem tak zmęczona, że wieczorem zasypiam na stojąco. Najgorsze jest to, że całymi dniami jestem sama, więc ogarnięcie czegokolwiek graniczy z cudem. M. w domu jest tylko w weekendy i czasem dwie noce w tygodniu - taka praca, niebawem będzie lepiej. Oby!

W ciąży chciałam małe płytki, dziś wybrałabym inne. W ciąży chciałam ciemną ścianę, dziś zrobiłabym białą. W ciąży chciałam szary blat, dziś wybrałabym inny - mogłabym tak wymieniać i wymieniać. Dwa tygodnie temu mówiłam, że chciałabym do świąt zrobić kuchnię i salon, ale tak na tip top, wczoraj powiedziałam, że zależy mi tylko na salonie, żeby mieć gdzie postawić choinkę. Pewnie za kilka dni stwierdzę, że na święta wyjedziemy i nie róbmy już nic. Jest ciężko, mega ciężko. Marzę tylko o tym, żeby nic nie musieć i móc usiąść ze świadomością, że wszystko jest zrobione, bo teraz niestety muszę wybierać - albo piszę post, albo maluję. O czasie dla siebie nawet nie wspomnę. To duże wyzwanie i ogromna próba dla nas. Gdybyśmy byli małżeństwem, to pewnie już zastanawialibyśmy się nad rozwodem :-D.

Koleżanka mówi mi ostatnio, że mnie podziwia. Zastanawia się, jak daję radę, Kochana - nie wiem, nie mam pojęcia, ale wiem, że jeszcze trochę i będę do Was pisała z psychiatryka, o ile dadzą mi dostęp do internetu. Dla perfekcjonisty, to za wiele. Wiecie, ile nocy przepłakałam, bo tu krzywo, tam nie jest dokładnie, a tu za szeroko... Śmieje się czasem przez łzy, bo wiem, że nie mam na wszystko wpływu, bo niektóre rzeczy muszę zaakceptować - chyba sobie to napiszę na tablicy, żeby nie zapomnieć. Jest trudno, bardzo trudno.

Po burzy wychodzi słońce.
Czekam na wiosnę i na skończony salon.
Tak naprawdę, to są trzy rzeczy, które pomagają mi przetrwać ten czas:
* wieczór na fotelu przy piecu,
* wiosna i kawa na dworze,
* zapach choinki.
Ciężko jest się cieszyć, ale jeszcze się uśmiechnę, jeszcze nadejdzie chwila szczęścia.

Trzymajcie kciuki.

EDIT

Po interwencji jednej z Czytelniczek - dziękuję :-) - zmodyfikowałam tytuł, popełniłam błąd, bo dom w ciąży być nie może.
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger