SUCHA SKÓRA? TO JUŻ PRZESZŁOŚĆ. DEMSA.

SUCHA SKÓRA? TO JUŻ PRZESZŁOŚĆ. DEMSA.

Jak często zastanawiamy się nad pielęgnacją skóry? Jak bardzo skupiamy się na porządnym dobraniu kosmetyków? Powiem szczerze, że czynnikiem, który mnie najczęściej skłania do zakupu kosmetyków jest zapach, wiem, jestem bezmyślna. Jednak ciąża, poród i posiadanie dzieci w domu skłania do refleksji. Wiadomo, że dla najmłodszych chcemy jak najlepiej. Na szczęście z Matyldą nie mamy i nie mieliśmy większych problemów ze skórą, owszem czasem pojawiają się jakieś przesuszone miejsca, ale szybko sobie z nimi radzimy. Za to ja mam dość spory problem ze skórą, zwłaszcza po porodach. Na ratunek przyszła mi DEMSA.


DEMSA, to kosmetyki przeznaczone szczególnie dla osób zmagających się z suchą, podrażnioną, a nawet atopową skórą. To kosmetyki, które można stosować u dzieci od 6 miesiąca życia. Nie zawierają sterydów, barwników ani parabenów. Są hipoalergiczne. Zostały również przebadane dermatologicznie oraz klinicznie. 

Do przetestowania otrzymałam zestaw 4 kosmetyków - preparat do mycia, krem do ciała, balsam łagodzący swędzenie oraz krem do twarzy.

Najbardziej zaciekawił mnie preparat łagodzący swędzenie - jestem nim mile zaskoczona, bo choć skóry atopowej nie mam i nie mam pojęcia z czym muszą się zmagać osoby mające azs, to jednak swędzenie skóry dla mnie jest dość uciążliwe. Balsam jest lekki, wchłania się fajnie. Co najważniejsze w dość dużym stopniu łagodzi objawy swędzenia, w moim przypadku się sprawdził. Wspominałam też, że Matylda czasem ma swędzące, przesuszone miejsca na ciałku - balsam jej ewidentnie pomagał, nie było problemów z drapaniem, a później z podrażnieniami. Mała kobietka była dodatkowo dumna, bo mogła używać kosmetyków mamy.


Kolejne kosmetyki są bardzo podobne. Preparat do mycia pozostawia na skórze fajny filtr (nie jest tłusty), który mi bardzo odpowiada, bo poprawia kondycję skóry namacalnie od pierwszego zastosowania. Kremy zaś są bardzo delikatne. Łatwo się je nakłada, jedyny minus to mała wydajność. Za to działanie bardzo na plus, skóra jest nawilżona już po kilku użyciach. 



Nie potrafię jedynie określić zapachu kosmetyków, ale są bardzo delikatne i prawie niewyczuwalne. 

Dla Was również coś mam - KONKURS!


1. Konkurs trwa od dziś tj. 25.11-05.12.2015 r. 

2. Wyniki zostaną ogłoszone w tym poście w ciągu 3 dni od zakończenia konkursu.

3. Wygrywają 3 osoby, każda dostanie po jednym zestawie kosmetyków.

4. Biorąc udział w konkursie, potwierdzasz, że znasz i akceptujesz regulamin.

Co należy zrobić?

Napisz pod tym postem w komentarzu, czy Ty lub ktoś z Twojej rodziny albo znajomych ma AZS. Dodatkowo opisz krótko rytuał pielęgnacyjny Twój lub Twojego dziecka. Na koniec podaj swojego maila.

Będzie mi bardzo miło, jeśli podzielisz się tym postem ze swoimi znajomymi.

Miłej zabawy :-)

DZIĘKUJĘ WSZYSTKIM ZA UDZIAŁ :-)

Nagrody otrzymują:

- karolca
- Mama Mikołaja
- Alicja Biernat

Gratuluję!
Poproszę o kontakt w wiadomości prywatnej, może być na fb.

PARAPETÓWKA

Co to właściwie jest parapetówka?
Skąd ta dziwna nazwa?
Wikisłownik podpowiada: "takie przyjęcia odbywają się często w pustym mieszkaniu i goście, z braku mebli, biesiadują przy parapetach" - ot wymysł. Nigdy nie byłam na takiej prawdziwej parapetówce, nigdy też takiej nie organizowałam, ale coraz częściej znajomi zaczynają się upominać, bo przecież domek jest, więc koniecznie trzeba go "ochrzcić".
Jak parapetówka, to i prezenty. No i tu jest problem, bo co z tymi prezentami?

Powiem szczerze, że jeszcze przed kilkoma dniami zupełnie się nad parapetówką, czy prezentami nie zastanawiałam, bo niby nad czym. Ogarniemy się, coś zorganizujemy. Poza tym, mając noworodka w domu, to średnio myśli się o jakimkolwiek imprezowaniu... Do czasu, aż trafiłam na pewien post na fb - nie mogę go teraz znaleźć, gdzieś mi uciekł. Generalnie chodziło o to, że autor miał organizować właśnie parapetówkę i padło pytanie nt. prezentów, a dokładniej, czy tworzyć listę prezentów.

Puknęłam się w głowę, bo pomyślałam, że już zupełnie się ludziom w dupach poprzewracało. Listę prezentów na parapetówkę - bez przesady. Jednak kiedy dłużej zaczęłam się nad tym zastanawiać, to stwierdziłam, że ma to sens. No dobra, do takich wniosków doszłam, kiedy od kilku gości dostaliśmy upominki, które zupełnie nie wpasowały się w klimat urządzonego mieszkania. Fajnie i bardzo miło, że w ogóle cokolwiek dostaliśmy - doceniamy i cieszymy się, ale jest to ale... O ile dobrym znajomym, czy bliskiej rodzinie powiem bez owijania w bawełnę, że przydałoby nam się coś konkretnego, to jednak mam ogromne opory o mówieniu takich rzeczy dalszym znajomym. Lubię, kiedy ktoś mnie po prostu zapyta. Ja podpytam o budżet i bez problemu się dogadamy - wiadomo, że każdy ma inne fundusze, każdego stać na coś innego. Nic też się nie stanie, jeśli goście przyjdą bez prezentu, bo liczy się obecność i czas razem spędzony. 

I tak sobie myślę, że oczywiście sama takiej listy prezentów nie stworzę, bo wiem, jak byłoby to odebrane, to jednak moim zdaniem kupowanie prezentów do domu powinno być konsultowane, a jak już faktycznie nie wiem, co kupić, to lepiej jest dać butelkę wina, niż doniczkowce, pościele, czy inne szklaneczki... Takie mam zdanie i już. Kiedyś wcześniej kupiłam kilka nietrafionych prezentów, których dziś w życiu bym nie kupiła - wybaczcie znajomi :-). Człowiek uczy się całe życie.

Jakie jest Wasze zdanie na ten temat?
Wolicie ustalić zakup danego prezentu, czy jednak sami szukacie inspiracji?
Uważacie, że stworzenie takiej listy byłoby na miejscu?
Podzielcie się ze mną swoim zdaniem, na pewno się czegoś nauczę.
KAJETAN

KAJETAN

Kajetan, nasz mały niedźwiadek - Matylda jest Maszą :-D. Nasz mały misio - zupełnie inny niż siostra. Uczy mnie na nowo macierzyństwa, pokazuje, jak może być fajnie. To dopiero początek, wiem, ale ciesze się z każdej chwili razem. Każdego dnia chce się nim nacieszyć, bo tak szybko rośnie. Niby nadal maleńki, a jednak już taki inny niż 2 tygodnie temu. Nasz maleńki chłopczyk.


Największe, a jednocześnie najmniejsze rączki świata. Potrafią dać tyle miłości, potrafią przewartościować cale życie. 

Pobawiłam się trochę aparatem, porobiłam kilka zdjęć, o których marzyłam, kiedy urodziła się Mati. Wtedy wydawało mi się jeszcze, że takie zdjęcia, to tylko profesjonaliści, że rekwizyty, że sesja - dzisiaj wiem, że można wszystko, wystarczy chcieć. Wiem, że nie jest idealnie, wiem, że dużo się jeszcze muszę nauczyć, mimo to się cieszę, bo pamiątkę mamy na całe życie. 

Chodźcie poznać naszego niedźwiadka <3.






Księżniczka Matylda, towarzyszka wszelkich działań, mówi: "mamo, teraz mi rób takie zdjęcia". Położyła się i pozowała. Zgadnijcie, gdzie wylądował na koniec smoczek, który trzyma w ręku? No jasne, że w jej małej buźce.



Na zdjęciach macie zastosowanie ozdób z pokoju dzieciaków w nieco inny sposób. Jak widać nadają się również jako rekwizyty:

* zawieszka do obrazków(smoka)/drewniana girlanda - fayne
* literka K - poom pouf
* otulacz w chmurki LODGER/żyrafka Sophie/kroliczek Maileg - muppetshop

Cześć Ciocie - miłego wieczoru :-*
JAK MAŁYM KOSZTEM URZĄDZIĆ POKÓJ DZIECKA

JAK MAŁYM KOSZTEM URZĄDZIĆ POKÓJ DZIECKA

Zapraszam Was dzisiaj do naszego świata. Pomału, małymi kroczkami dobijamy do celu. Choć o zakupie domku i remoncie mogłabym mówić i mówić, to jednak dzisiaj tego nie będzie. Dziś będzie miło i przyjemnie. Chodźcie do pokoju Matyldy :-). 


Jak z niczego zrobić coś? Jak zaoszczędzić mając do wykończenia cały domek i brak worka pieniędzy?

1. Sprzedaj wszystko, czego nie będziesz potrzebować - łóżko Mati, zabawki, którymi się nie bawiła, ubranka, z których wyrosła, stoliczek i krzesełko - generalnie wszystko, co się da.

2. Szukaj okazji - ja kupowałam w promocji/na wyprzedaży - pościel Mati w H&M za 50 zł :-D.

3. Bądź złotą rączką - maluj sam, szyj sam, rób sam, korzystaj z dobrodziejstwa internetu (plakaty do ściągnięcia za darmo), bierz jak dają - zaoszczędzisz.

4. Kup kilka drobiazgów, które dodadzą uroku - plakat z imieniem Mati, duża literka M, stoliczek, sznurek na koszyk, tiul na pompony - rewelacja.

Papierowe kosze zrobiłam sama, sznurkowy koszyczek również. Domek z mebelkami odkupiliśmy za grosze od sąsiadki (ma 12 lat) - najpierw chciałam go pomalować, ale później stwierdziłam, że teraz ma swój urok. Kropelki nad materacem zrobiłam z okleiny - ciężko, bo ciężko, ale się da. Krzesełko mamy z odzysku - pomalowałam sama, nawet farbę mieszałam sama. Domek też malowałam sama i kolor szary uzyskałam cudowny. Sporo można zaoszczędzić, tylko trzeba chcieć, a czasem warto - radość Matyldy wynagradza wszystko, bo codziennie pojawiało się coś nowego :-).

Chodźcie, zerkajcie, oglądajcie.




Obrazek z drewnianą zawieszką, która może być też zaczepem do smoka - pokaże Wam też w drugim wydaniu - fajne rzeczy robicie FAYNE :-D




Marzyłam o plakacie z imieniem Mati od kiedy się urodziła, ale zawsze coś... Wiecie jak to jest - są rzeczy ważne i ważniejsze. Nareszcie mamy i obydwie się cieszymy jak oszalałe, bo po pierwsze Mati uczy się literek, a po drugie udaje, że czyta. Ja cieszyłam się, bo mogłam wybrać z kilku zrobionych specjalnie dla nas projektów, po drugie nie musiałam szukać ramek i znów odkładać czegoś na później. Plakat jest również od FAYNE.




Królik, to dzieło naszej Cioci Martyny - TULISIE - uszyje wszystko, czego dusza zapragnie. My musimy uśmiechnąć się jeszcze po ubranko dla naszej cudnej pani, bo mi jakoś czasu zabrakło na ubranie królika. Oczywiście o tym przypomina mi prawie codziennie Matylda.


W domku nie jest bałagan, tak urządziła sobie Mati i ja w żaden sposób nie mogę tam ingerować :-).


Cudna, kolorowa, milutka literka M - wykonana przez POOM POUF - na spotkaniu I love my blog w Inowrocławiu zakochałam się w tych literach. Wiedziałam, że za jakiś czas i my taką mieć będziemy - są piękne, starannie wykonane i gotowe do zawieszenia - uwielbiam <3.







Narzędzia wróciły do łask, bo przecież jest remont, więc i dziecko musi pomagać. Walczy zawzięcie razem z M. Przykręca, wierci, uderza młotkiem - tylko krzyczy:"mamuś przynieś mi narzędzia" :-D.




Kilka poprawek przed nami, kilku rzeczy jeszcze brakuje, ale my i tak się cieszymy, bo nareszcie coś jest praktycznie skończone. Długa droga do końca, długa walka, ale warto. Wiemy, że warto. Oby do wiosny, a wtedy nawet kawa będzie smakowała inaczej.

Jak Wam się podoba?
Mi bardzo. Na zdjęciach bardziej niż w rzeczywistości, ale to dlatego, że tu jest porządek, a faktycznie prawie każda zabawka leży na środku pokoju. Nogi można połamać :-).
DLACZEGO MOJE DZIECI NIE ZASYPIAJĄ SAME?

DLACZEGO MOJE DZIECI NIE ZASYPIAJĄ SAME?

Moje dzieci nie śpią i nie będą spały same. Co więcej, moje dzieci nie zasypiały i nie będą zasypiać same. Kiedy nie byłam jeszcze mamą, zawzięcie twierdziłam, że dziecko ma swój pokój i swoje miejsce do spania. Ma też samo zasypiać. Płacz miał mnie nie ruszać, bo przecież wypłacze się i zaśnie... Mądra byłam - do czasu... Teraz jest łatwiej, teraz jest lepiej - nie czuję presji, którą czułam, kiedy urodziła się Mati. Mam do siebie pretensje, że wtedy tak bardzo chciałam podporządkować Matyldę sobie, byłam mało elastyczna - teraz nadrabiam.


Żałuję, że nie spałam z maleńką Matyldą.
Żałuję, że nie usypiałam przy piersi.
Żałuję, że nie da się cofnąć czasu.
Żałuję...

Jest część mam, które właśnie mnie linczują, które osądzają. Kiedyś interesowałoby mnie to bardzo, dziś w ogóle. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że drugim najczęściej słyszanym przeze mnie ostatnio pytaniem jest: "jak zasypia Kajtek". Mam ochotę odpowiedzieć: "srak..." - nie zasypia wcale, wkładam mu zapałki w oczka i się męczymy. Dla ścisłości - nie mylmy pytań z dobrej woli, z wścibskim dogryzaniem.

Skąd ta teoria, że dziecko nie powinno zasypiać przy piersi? Ile ja łez wylałam, kiedy urodziła się Mati, żeby tylko odzwyczaić ją od zasypiania przy mnie. Jeszcze więcej łez wylałam, kiedy dotarło do mnie, że zrobiłam źle, bo Matylda do spania była mocno oporna, a jedyny skuteczny sposób poszedł właśnie w odstawkę... Dziewczyny - zasypianie dziecka przy piersi jest dobre, bardzo dobre. Mama ma czas, żeby odpocząć, obydwoje możecie błogo odpływać w głębokim śnie. Czujecie to maleńkie ciałko, które ufa Wam bezgranicznie przy sobie, to najpiękniejsze chwile. Czas płynie tak szybko, że trzeba korzystać, wyciskać każdą kropelkę miłości. Naprawdę.

Kajetan, to zupełnie inne dziecko niż Mati. Nie wiem na ile wynika to z tego, że ja jestem spokojniejsza i mniej biorę do głowy, a na ile z jego usposobienia. Na noc praktycznie zawsze zasypia przy piersi. W ciągu dnia często zasypia sam. Zauważyłam jednak, że jak zasypia przy mnie, to śpi dużo dłużej i dużo lepiej, oby tylko sam nie wpadł na pomysł, żeby się od tego odzwyczaić :-). 

Drogie koleżanki! Drogie ciocie dobra rada! Moje dziecko zasypia przy piersi i nikomu nic do tego, a jeśli macie mi coś sensownego do powiedzenia, to piszcie w komentarzach :-). Powiem więcej - nadal zasypiamy z Matyldą - o zgrozo - Ona ma już ponad dwa lata. Aaaa, no i w swoim łóżku śpi sama jedynie przez część nocy, resztę spędza z nami - uwielbiamy się rano tulić :-).

Musiałam. 
Musiałam na koniec dnia wylać trochę swoich żali i frustracji.
Ile można słuchać, jak to robię źle i jak krzywdzę dzieci...
Wszystkie pytające mają dzieci idealne - od pierwszego dnia w domu zasypiały same, nigdy przy piersi...

Mlecznej nocy - nasza na pewno taka będzie :-).

JESIENNA GARDEROBA - JAK ZAOSZCZĘDZIĆ NA UBRANIACH?

JESIENNA GARDEROBA - JAK ZAOSZCZĘDZIĆ NA UBRANIACH?

Sukienki, sukieneczki. 
Kurtki, kurteczki. 
Buty, buciki.

Matylda jest prawdziwą kobietą. Uwielbia się stroić, przebierać, przymierzać. Owszem miała moment buntu, wtedy nie zakładała na siebie nic, ale minęło. Dzisiaj wyjęłam zimowe kurtki, tzn. chowałam je, bo przecież wszystko nadal w kartonach. Przymierzyła każdą, w każdej biegła do lustra - na koniec stwierdziła, że nie ma kurtki na zimę i była wielka awantura, bo wszystkie są za duże. Dała się jednak przekonać, że kurtki mamy, a jedynie musimy rozejrzeć się za butami. No właśnie buty. Lubię, kiedy Mati ma porządne buty. Mam bzika na tym punkcie, ale znalazłam złoty środek, żeby nie zbankrutować, bo jak wiadomo porządne buty muszą kosztować...



Pisałam już kiedyś, że większość ubrań dla Matyldy, ale i dla nas mamy z lumpeksów. Jestem uzależniona od chodzenia po sklepach z odzieżą używaną, uwielbiam szukać perełek za grosze. W internecie wyszukiwanie tanich ubrań sprawia mi ogromną radość, a kiedy już do domu zastuka listonosz, kiedy mogę otworzyć paczkę z upragnioną rzeczą, to radość sięga zenitu. To jeden z moich sposobów na zaoszczędzenie pieniędzy.

Jeśli już zdarzy mi się kupić coś nowego, to szukam okazji. Najczęściej kupuję na wyprzedażach. Nie umiem sobie wyobrazić, że miałabym kupić Młodej kurtkę za 200 zł na jeden sezon. O nie! W życiu nie wydam takiej kasy na jedną rzecz. Tym bardziej, że za te same pieniądze będę mogła kupić za chwilę kilka ubrań, wystarczy być cierpliwym.

Po trzecie pożyczam/odkupuję/wymieniam się/dostaję ubrania od znajomych, czy rodziny. Ile można zaoszczędzić pożyczając kurtkę od córki koleżanki na jeden sezon - dzięki Ci M. za Waszą cudowną, brązową kurteczkę <3. 



Po czwarte i już ostatnie. Szyję. Kupuję materiał i szyję. Z kawałka materiału uszyję sukienkę, czapkę i komin – zapłacę za całość około 50 zł. Szyję tak modne legi – getry – materiał kosztuje mnie grosze, a Młoda ma co chwilę coś nowego na sobie. Wiem, że ta opcja nie jest dla każdego, ale jeśli macie jakiekolwiek pojęcie na temat szycia, to polecam spróbować.

Oszczędzam na ubraniach. Bieliznę kupuję nową - wiadomo. To, co zaoszczędzę na ubraniach najczęściej wydaję na buty. Buty muszą być nowe, choć kilka par używanych też mieliśmy. Dzięki moim sposobom mogę sobie pozwolić na zakup droższych butów. Dzięki temu mogłam kupić Mati dwie pary porządnych bucików. Nie płakałam, kiedy wydawałam kasę, bo wiedziałam, że i tak wydałabym więcej, gdybym musiała kupić kurtki, spodnie i swetry nowe.

Praktycznie wszystkie ubrania ze zdjęć są z SH – za wszystko zapłaciłam pewnie w granicach 50 zł. Można? Można. Jestem dumna jak paw. Getry w piórka szyłam sama, sukienkę z kominem również szyłam sama, czapki i opaskę też. Różowa parka jest z wyprzedaży (ZARA), boyfriendy kupiłam ostatnio na allegro za 9 zł (ZARA). Jak Wam się podobają nasze zestawy?



Buty kupiłam oczywiście przez internet, bo tak mi najłatwiej – TU. Nie bójcie się zamawiać w sieci, towar można wymienić, dogadać się ze sprzedawcą. Bardzo często mi się zdarza, że buty odsyłam i czekam na nowe, bo rozmiar okazał się nie taki. 

Emel jak zwykle zaskakuje, Ten model, jak zobaczyłam, to wiedziałam, że będzie nasz - idealne. Dobrze się zakłada, stópkę też trzyma, no i Mati potrafi bez problemu sama założyć i zdjąć buty, co przy obecnych fochach ma ogromne znaczenie.


Za to Geoxy Młoda wybrała sama. Chyba to, że się delikatnie świecą przypadło jej do gustu. Lubi te buty. Wiem, że są wygodne, bo najczęściej wybiera właśnie te. To nasze pierwsze buty tej marki, ale są faktycznie bardzo solidne.

Podzielcie się swoimi sposobami. Podpowiedzcie.
Buty nowe czy używane?
Porządne czy nie ma to dla Was znaczenia?

CIEMNOGRÓD SZPITALNY

Jestem po pobycie w szpitalu. Część z Was na pewno czytała, że po niepokojącym KTG dostałam skierowanie na oddział. Spędziłam tam prawie tydzień, jedynym pocieszeniem było to, że do domu wrócę już z Maleńkim Człowiekiem. Szpital to zło. No, może nie sam szpital, ale pacjenci, a w zasadzie pacjentki. Oddział patologii ciąży, to patologia, ale na pewno nie ciąży. To ciemnogród! Chcecie wiedzieć dlaczego? Zapraszam :-)

Do porodu wybrałam szpital wojewódzki. Po pierwsze ze względu na swoją lekarkę, po drugie, dlatego, że kojarzyłam kilka położnych, po trzecie i najważniejsze jest tam OIOM noworodkowy. Wiecie, jakie jest zdanie o takich szpitalach - moloch, w którym przewija się ogrom pacjentów. Wszyscy narzekają, ale każdy tam idzie. Lekarze beee, pielęgniarki beee, opieka generalnie do dupy, ale miejsc brak. No właśnie, z racji miejsc zostałam przyjęta na oddział ginekologiczny, następnego dnia zostałam przeniesiona, bo byłam "dużą ciążą". Jeszcze na IP pogawędziłam z przemiłą Położną - na temat zmian, narzekania i marudzenia. Kobieta pracuje tam od lat, widziała już wiele i potwierdziła, że większość rodzących narzeka na opiekę, ale jak przychodzi czas porodu, to wybiera ten szpital. Uwierzcie mi, nie taki diabeł straszny. I w ciąży z Mati i teraz miałam okazję leżeć na patologii, nie spotkałam ŻADNEJ niemiłej położnej, czy pielęgniarki. Owszem różne miały humory, ale każdy z nas jest tylko człowiekiem.

Na patologii leżałam z fajnymi młodymi dziewczynami - One pierwsza ciąża, ja już weteranka, bo druga :-p. Każda przestraszona, każda zmartwiona czymś innym, ale wspierałyśmy się. To wsparcie jest ważne, jest mega ważne, żeby spędzić ten czas lepiej, delikatniej, żeby odczarować wszystko, co złe. Dziewczyny dziękowały mi, że ich nie straszę, nie opowiadam bredni. Mówiłam, jak jest, ale nie stwarzałam historii. Trudno uwierzyć, ale kobiety żyją w dziwnym przekonaniu. Każdej poród był najgorszy, najtrudniejszy. Każda z nich najbardziej cierpiała. I to straszenie, co te kobiety opowiadają. Wymyślają takie opowieści, że jak słuchają tego pierworódki, to robią się blade, purpurowe, a na koniec krzyczą, że chcą cesarkę, bo nie urodzą. Oczywiście wszystko, co złe, przeżyła koleżanka koleżanki... Dziewczyny, nie straszcie, nie opowiadajcie głupot. Dajcie każdej kobiecie przeżyć poród na swój sposób. 

Patologia ciąży jest niczym w porównaniu z tym, co się działo na położnictwie. Trafiłam na salę z dwiema młodymi dziewczynami. Takim, które żyją w przekonaniu, że wiedzą wszystko najlepiej. Poza tym, że u jednej facet siedział od rana do nocy, a ja wstając do Kajtka czułam się dość mocno skrępowana, bo wiadomo, jak jest po porodzie..., to opowiadali takie bzdury, że uszy więdły. 
Wiecie, że ser jest ciężkostrawny i nie można go jeść, kiedy karmimy piersią? I zupy pomidorowej z ryżem też jeść nie wolno, a no i smażonego absolutnie nie. I w ogóle najlepiej nic nie jeść. Co z tego, że dziewczyna w kółko powtarzała, jaka jest głodna i zapychała się żelkami, ciastkami i jakimiś dziwnymi batonami... A wiedziałyście, że nie można używać po porodzie podpasek ze skrzydełkami? No i maści na brodawki są po to, żeby nie robiły się zastoje. A najlepsze było to:"nie wyj, bo już mnie wkurwiasz - hahaha" albo "nie dam Ci jeść, nie wyj, bolą mnie cycki - one teraz cierpią, nie dostaniesz". Nie wiedziałam z kim mam do czynienia, więc postawiłam pomóc dziewczynie. Narzekała na ból piersi, delikatnie mówię, żeby poszła pod prysznic, ciepła woda itd., na koniec zimna, no i niech przystawia mała, tym bardziej, że urodziła się z niską wagą, popatrzyła na mnie jak na wariatkę i powiedziała, że się już kąpała... Więcej się nie odezwałam. 

Pomijając fakt pacjentek, które pierdzielą jak potłuczone, które mają misje i wiedzą wszystko najlepiej, to jest też coś, co bardzo miło mnie zaskoczyło w samym szpitalu. Kiedy urodziłam Mati, to konsultantka laktacyjna była, ale trzeba było się z nią umawiać i jej szukać. Teraz zaś dwa razy dziennie chodziła po wszystkich salach - pytała, rozmawiała, doradzała - ogromna zmiana na plus. Przychodził również psycholog, rozmawiał z nami, obserwował. Świetne zmiany. Mam nadzieję, że będzie coraz więcej takich inicjatyw, które pomogą młodym mamom - wsparcie po porodzie jest niezwykle ważne.

Dziewczyny, jak było u Was?
Jakie są Wasze szpitale?
Mogłyście liczyć na pomoc personelu?
Jestem bardzo ciekawa, jak działają inne szpitale.


Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger