POMYSŁ NA ZABAWĘ W DOMU

POMYSŁ NA ZABAWĘ W DOMU

Matylda była chora. W sumie, to nadal nie jest zdrowa do końca. Na szczęście nie ma już gorączki. Owszem katar i kaszel nie jest przeciwwskazaniem do spacerów, ale wiadomo, że na dworze nie możemy spędzać tyle, ile by się chciało. Dodatkowo ta pogoda - deszcz, ciągle deszcz. Lato gdzie jesteś?

Wymyślamy, kombinujemy. Chcemy jakoś zorganizować czas naszym dzieciom. Chcemy, żeby się rozwijały, żeby korzystały z dzieciństwa. Bardzo chcę zabrać Matyldę na piknik, taki prawdziwy - z rowerem, z koszykiem, z kanapkami, owocami i błogim lenistwem. Ze względu na to, że rowerem pewnie pojeżdżę dopiero w przyszłym roku, to i moje plany muszą nieco ewaluować. Piknik będzie, ale poczekamy na pogodę i pełnię zdrowia. Pomyślałam, że pokażę Mati, co to jest piknik w domu. Przygotowałam kocyk, posadziłam lalę i w zasadzie nic więcej nie musiałam mówić, ani robić - Młoda doskonale wiedziała o co chodzi. Zabawa zajęła ją naprawdę na długo, a ja poczułam się w jakiś sposób spełniona.


Były ciasteczka, udawana herbatka i wielka radość ze wspólnie spędzonego czasu. Jestem pod wrażeniem, jaka Matylda jest opiekuńcza, jak zajmuje się lalą, jak o nią dba. Łudzę się, żeby i dla Brata taka była, chociaż mam świadomość, że może być różnie. Zazdrość swoje robi, a i inaczej rozmawia się z lalą, która nie zabiera zabawek, a inaczej z Maluchem, który będzie "właził" pod nogi.









Coraz częściej zauważam, że Matyldzie najbardziej odpowiadają zabawy, w których może naśladować nas - dorosłych. Bawi się lalką, przebiera ją, kąpie, rozmawia z nią ciągle. Gotuje, miesza, przyprawia stąd też pomysł na sprawienie jej koszyka  piknikowego. Od kilku dni to najlepsza zabawka - miesza, wlewa, myje - zestaw można kupić TU. Jakoś wykonania rewelacyjna, wszystko metalowe, więc myślę, że spokojnie posłuży dłużej. Uważam, że jest to zabawka, warta swojej ceny. Sprawdza się idealnie. Najpierw pomyślałam, że kolor jest okropny, ale zdałam sobie sprawę z tego, że to zabawka dla Mati, a nie dla mnie - więc i trochę różu ja zniosę. Wszystko dla małych ludzi <3.





Lalka, to Baby Born kupiona za grosze w sh.
Koszyk - serwis do herbaty - EDUKATOREK.

Chyba jeszcze nigdy nie wrzucałam takiej ilości zdjęć, ale jestem z siebie taka dumna, że nie mogłam się zdecydować na kilka. Wiem, że jeszcze daleka droga przede mną, że do porządnych zdjęć brakuje tu sporo, ale uczę się i mam nadzieję, że z czasem i Wy zauważycie zmianę.
CO URATOWAŁO MOJE MACIERZYŃSTWO?

CO URATOWAŁO MOJE MACIERZYŃSTWO?

Początki bywają trudne. Dla mnie były mega trudne. Byłam sama, zagubiona. Nie mogłam liczyć na niczyją pomoc, z resztą chyba sama jej nie chciałam - w głowie miałam obraz super hero mama, która ze wszystkim daje sobie radę.


Robiłam ostatnio porządki. W ręce wpadła mi ulotka/książeczka z powyższego zdjęcia. Jedyna, którą zachowałam i zapamiętałam. Wzięłam ją w ręce, zaczęłam przeglądać i wróciły do mnie emocje z tamtego czasu. Miałam ciarki na plecach, znów poczułam się zagubiona, chciało mi się płakać. Popatrzyłam na siebie jakby z boku i zdałam sobie sprawę, że duża cześć młodych mam ma takie obawy jak ja miałam wtedy. Oczyma wyobraźni znów widziałam siebie siedzącą na fotelu, z rogalem i Matyldą na kolanach - Młoda chciała ciągle ssać pierś, nie chciała spać, nie pozwalała się odłożyć nawet na chwilę. Byłam zmęczona i zrezygnowana. Wizja idealnego macierzyństwa była gdzieś daleko. Wtedy położna środowiskowa odwiedziła nas bez zapowiedzi, dałam mi ulotkę i coś do kąpieli dla Mati, chwilę porozmawiałyśmy i poszła. Wróciłam do karmienia, zaczęłam czytać.



Po przeczytaniu kilku stron wiedziałam, że tego mi było trzeba. Wyłożenia kawy na ławę. Potwierdzenia moich myśli. Wiedziałam już, że robię dobrze, kiedy śpię z Matyldą (chociaż nocą takiej potrzeby nie było i bardzo długo Mati spała sama), kiedy ją noszę, przytulam i bujam. Kiedy pozwalam jej zasypiać przy piersi. Wiedziałam też, że moja intuicja jest najważniejsza. Po przeczytaniu całości nabrałam pewności siebie, wiedziałam już co robić, jak się zachowywać i jak reagować na kolejne "nie noś, bo przyzwyczaisz". 

Uważam, że taka książeczka powinna być przekazywana każdej młodej mamie jeszcze na oddziale położniczym. Każda z nas coś z ulotki weźmie dla siebie. Każda z nas jest inna, każda inaczej reaguje. Ja za nim urodziłam też uważałam, że nosić nie będę, że Matylda będzie sama zasypiała, a ja będę do niej tylko chodzić na karmienie. Dzisiaj wiem, że nie mogłam podarować Mati nic lepszego niż swoją obecność, bliskość i ogromną miłość. Podczas połogu targały mną tak sprzeczne emocje, że każde wypowiedziane "nie noś", "nie karm", "nie bujaj" - robiło mi taki bałagan w głowie, że przez kolejnych kilka dni walczyłam sama ze sobą. Kiedy słyszałam, że mam Matyldę zostawiać z każdym, kto ma na to ochotę, żeby się przyzwyczajała i nie wydziwiała, dostawałam wewnętrznego szału. Powtarzałam ciągle, że Matylda jest maleńka tylko raz i my chcemy to wykorzystać jak najlepiej, jak najbardziej brać udział w jej pierwszych dniach, miesiącach, latach życia. I wiecie co? Mimo że nadal spędzam z Mati 24 h na dobę, to nie zauważyłam, żeby miała jakieś problemy adaptacyjne, wręcz odwrotnie - jest pewna siebie, ufna, czasem aż za bardzo otwarta. Owszem wybiera sobie ludzi, z którymi czuje się lepiej albo gorzej, ale to już chyba kwestia jej charakteru i osobowości. Wszystkich rad babć, cioć i najmądrzejszych - bezdzietnych, które są sprzeczne z Waszymi przekonaniami po prostu nie bierzcie pod uwagę. To Wy jesteście matkami, to Wam ma być dobrze, to Wasze dziecko ma być szczęśliwe.

Do końca życia będę dziękowała naszej położnej za ten kawałek papieru, za te kilka stron mądrości. W całej ulotce jest poruszonych wiele ważnych kwestii. Są rozdziały i dla mamy i dla taty. Dla każdego coś mądrego.


         

Zdaję sobie sprawę z tego, że nie każda mama chce nosić, karmić piersią, czy spać z dzieckiem i naprawdę nic do tych mam nie mam. Każda z nas może sama decydować o sobie, o wychowaniu swojego dziecka. Mi intuicja podpowiadała, że robię dobrze, a może są w śród Was mamy, które mają podobne odczucia jak ja i właśnie te kilka słów pomoże odnaleźć im swoja drogę do wymarzonego macierzyństwa. Nie jestem też jakąś fanatyczką, ale uważam, że każdy sposób jest dobry, dopóki działa ;-).
DYLEMATY PREZENTOWE - DRUGIE URODZINY

DYLEMATY PREZENTOWE - DRUGIE URODZINY

Za nieco ponad dwa tygodnie Matylda obchodzi swoje drugie urodziny. Nasza maleńka córeczka będzie miała 2 lata - w głowie się nie mieści. W związku z tym coraz częściej słyszymy pytanie: "co kupić Matyldzie?". W głowie pustka, bo Mati to dziecko, które bawi się pudełkami i łyżeczkami, a żadna zabawka nie jest jej w stanie zająć na dłużej.

Wczoraj jedziemy na zakupy.Przed wyjściem Babcia wciska mi pieniążek w rękę i mówi:"kupcie coś Mati, ja jej nic nie kupuję, bo nigdy nie wiem co". Zdaliśmy sobie sprawę, że i my nie wiemy, co kupić tej małej dziewczynce. Kupiliśmy w końcu książeczki, bo do tej pory to one były najfajniejsze, jednak po powrocie okazało się, że nawet książki nie są już takie fajne jak kiedyś.

Jak żyć?
Co kupić dziecku, które zabawki ma w nosie?


Jak mama i tata - Mati ostatnio wykazuje zainteresowanie sprzętem kuchennym, liczę na to, że takie prezenty mogą zająć ją na moment, a przy okazji czegoś się nauczy:

1/2/3/4/5/6

Wspomagające rozwój:

1/2/3

Dla uśmiechu:

1/2


Do poczytania i przytulania:

1/2

Na pamiątkę:


To są moje pomysłu. Po wielu przemyśleniach wybrałam kilka pozycji, które moim zdaniem są warte uwagi. Oczywiście Matylda nie dostanie wszystkiego, ale wolę mieć kilka pomysłów w zanadrzu.

Może moglibyście dodać coś do naszej listy?
Może macie większe doświadczenie i możecie polecić coś, co się zawsze sprawdza?
OLEJ JOJOBA

OLEJ JOJOBA

Olejki do ciała, do włosów, czy oliwki zawsze powodowały we mnie odruch obronny. Nie lubiłam ich konsystencji, nie wierzyłam w ich właściwości i do tego plamy na ubraniach, z którymi trudno było walczyć. Broniłam się do czasu, aż nadarzyła się okazja, żeby sprawdzić i przetestować na własnej skórze.

Jakiś czas temu na nóżkach Matyldy - pod kolankami - pojawiły się zaczerwienienia. Najpierw tylko na jednej nodze, później na drugiej - z maleńkich plamek zrobiły się dość duże rumiane miejsca. Zmieniłam płyn do płukania, poradziłam się lekarza i czekałam na wizytę u dermatologa. Lekarka stwierdziła, że to żadna alergia pokarmowa, bo to dziwne, że tylko pod kolanami. Najdziwniejsze jednak było to, że ani to nie swędziało, ani nie bolało, a dodatkowo raz było, a raz znikało. Nie miałam już pomysłu, kupowałam coraz to inne specyfiki, tylko portfel na tym ucierpiał niestety. Wtedy też natrafiłam na produkty firmy mokosh. Pomyślałam, że może to być coś, co pomoże Mati, a i ja przekonam się do olejków.


Olejek jojoba ma wiele zastosowań. Można go stosować tak naprawdę na całe ciało, a nawet na włosy i paznokcie. Ma właściwości przeciwzapalne i nawilżające. Najważniejsze jest to, że jest kosmetykiem hipoalergicznym i można go używać od pierwszego dnia życia, ponieważ to specyfik naturalny. Wzbogacony witaminą A i E.


Po pierwsze, to uwielbiam kosmetyki tak cudownie zapakowane. Jak widzę zwykłe pudełeczko z kilkoma prostymi napisami, to buzia mi się uśmiecha. 

Po drugie olejek dla dzieci okazał się rewelacyjny także dla dorosłych.

Po trzecie nie zostawia plam. Mati uwielbia smarować się sama, więc plamy są nieuniknione, jednak kiedy zrobiła plamę na nowej bluzce, to musiałam mocno zacisnąć zęby. Po praniu na bluzeczce ani śladu.


Mati pomogło. Nie wiem na jak długo, ale na razie nic na nóżkach nie ma. Dodatkowo smarowałam jej paznokcie u stóp, bo dość mocno się łamały i rozdwajały, dzisiaj wyglądają o niebo lepiej.

Sama wpuszczam kilka kropelek do kąpieli i nie muszę się niczym smarować, bo skóra jest rewelacyjnie nawilżona. Ciążowy brzuch też często traktuję olejkiem, bo niby rozstępów nie mam, ale nie wiem, co będzie dalej. Ostatnio zaczęłam olejku używać do zmywania makijażu, sprawdza się fajnie. Ktoś mi ostatnio polecał, żeby stosować olejek na spierzchnięte usta, póki co nie mam takiego problemu, ale jak przyjdzie jesień, zima, to pewnie spróbuję.


Niestety jest też jedna rzecz, która mega działa mi na nerwy. Dozownik z pompką. Olejek podczas wyciskania rozlatuje się na wszystkie strony świata i o ile nie przeszkadza mi to, kiedy dozuję na wacik, to dostaję szału, kiedy psikam bezpośrednio na skórę. Jednak to błahostka w porównaniu z plusami, które niesie za sobą używanie kosmetyków naturalnych. Bardzo dziękuję za możliwość skorzystania z olejku i przekonania się do niego. Serdecznie polecam.
ŻYWE SREBRO

ŻYWE SREBRO

Czasem się zastanawiam, czy Matylda kiedyś usiądzie.
Trafił nam się człowiek z nieograniczoną ilością energii..
Wszędzie jej pełno.
Ciągle jest w biegu.
Przy całym swoim roztrzepaniu jest bardzo zasadnicza. Wie, czego chce i czego potrzebuje. Jest raczej rozważna. Do tego bardzo pedantyczna.
Zastanawiam się tylko, jak charakter dziecka będzie się zmieniał w przyszłości. Dziś na nią wpływ mamy tylko my, za jakiś czas pójdzie do szkoły, pozna nowych ludzi i może być zupełnie inna...

Czasem siadam i prawie wyję ze zmęczenia. Pytam wtedy siebie w myślach, w kogo Ty taka jesteś i nagle słyszę śmiech swojej mamy: "taka sama byłaś, wszędzie Cię było pełno, buzia Ci się nie zamykała" :-p. Pukam się w czoło i zdaję sobie sprawę, że jabłko od jabłoni daleko nie upadnie.




Matyldę przez dłuższą chwilę jest w stanie zająć tylko piaskownica. Piasek, robienie babek, czy budowanie zamków, to idealna zabawa. Oczywiście do czasu, aż nie zainteresuje ją coś innego.






Basen, jezioro, morze - nie ma znaczenia, najważniejsze, że woda. Można się chlapać, wylewać, przelewać. Można pływać, skakać i wygłupiać się do woli. Najlepiej wszystko sama, bez koła i jakichkolwiek rąk w pobliżu.

Tak serio, to bardzo się cieszę, że Młoda jest taka energiczna i aktywna. Uwielbiam, kiedy się śmieje i doprowadza nas do łez. Uwielbiam, kiedy coś mi tłumaczy, rozmawia ze mną i negocjuje - wychodzi jej co raz lepiej. Lubię, kiedy udaje, że płacze tylko po to, żeby mnie rozśmieszyć, kiedy patrzy mi w oczy i z tym swoim zawadiackim uśmiechem pyta: "mogę". Uwielbiam ją taką, jaką jest. Uwielbiam ją, kiedy się złości i pokazuje swój charakterek, bo wiem, że to potrzebne dla jej rozwoju. Uwielbiam jej rączki na swojej szyi. Uwielbiam, kiedy po raz już setny pyta, kiedy będzie tata, a chwilę przed jego przyjściem czeka pod drzwiami, koniecznie muszę czekać z nią. Uwielbiam, kiedy tuli się do brzuszka i podaje łyżeczką jedzenie dla "Katka", bo przecież trzeba się dzielić. Mamy najfajniejszą córkę na świecie <3.

Jak to jest z Waszymi pociechami?
Należą do dzieci statecznych i ułożonych, czy raczej wszędzie ich pełno?
IMIĘ DLA BĄBLA

IMIĘ DLA BĄBLA

Wybór imion dla dzieci jest nie lada wyzwaniem. Chciałoby się, żeby było wyjątkowe. Problem w tym, że imię wybieramy my, a nosić je będzie mały człowiek. Fajnie, jeśli to co my wybierzemy, przypadnie do gustu dziecku. Moje imię do pewnego momentu było jakieś takie nijakie - w klasie miałam 3 Karoliny, więc czym tu się wyróżniać. Nienawidzę jak mówi się do mnie "Karolinka". Jako dziecko chciałam mieć na imię JAGODA - dlaczego, po co, jak - nie mam pojęcia.


Matylda bardzo długo była bezimienna. Mieliśmy kilka typów, ale ostateczną decyzję podjęliśmy, jak Mati pojawiła się po tej stronie brzucha. Miała być Matyldą albo Agatą. Czasem mam wrażenie, że to imię stworzone dla niej. Pasuje idealnie i nie wyobrażam sobie, żeby nazywać ją inaczej. Ona sama dla siebie najpierw była Tidą, a teraz konkretnie Matildą. 

Gdyby Mati urodziła się chłopcem, to pewnie byłaby Kajetanem  <3. Jakoś nam to imię przypadło do gustu, ale ostatnio zaczęliśmy się zastanawiać, czy naszego syna nazwiemy Kajtkiem. Choć w zasadzie żadnych innych pomysłów nie mamy, to ostateczna decyzja nie zapadła. 

Matylda mówi, że w brzuszku jest Katek. Spodnie, które przywlekłam z lumpeksu też są dla Katka. No i Katkowi trzeba kupić skarpetki i wózek. I pampersy też są dla Katka.

Kajetan jest moim faworytem i na 99% tak nazwiemy naszego syna <3. To chyba jedyne imię, które obydwoje akceptujemy. Jedynym kryterium przy wyborze była literka "K" na początku :-).

Podoba mi się również Kornel, ale M. nawet nie chce o tym słyszeć.
Do porodu jeszcze trochę czasu, może jeszcze coś nam w głowach zaświta, zobaczymy.

Jak mają na imię Wasze dzieciaki?
Imię wybieraliście jeszcze w ciąży, czy tuż po narodzinach malucha?
Macie swoje ulubione imiona?


****************************************

Na FB małe rozdanie - zapraszam :-)

SUKIENKA IDEALNA

SUKIENKA IDEALNA

Jakiś czas temu mówię do M., że poszłabym na jakieś wesele. Tak dawno nigdzie nie byłam, nikt nie brał ślubu, nie było żadnych uroczystości. Wypowiedziałam te słowa chyba w odpowiednim momencie, bo miesiąc później dostaliśmy zaproszenie, ależ się ucieszyłam.

Zaczęłam od razu snuć plany odnośnie naszej garderoby.
M. - wiadomo - garnitur, a że na co dzień nosi go do pracy, to w szafie mamy ich kilka. Problemu nie ma.
Ja - ja sobie coś wymyślę z czasem, jak zawsze gdzieś na szarym końcu. Ostatecznie moja sukienka przyjechała 2 dni przed weselem :-D.

Matylda - dla niej to pierwsza taka impreza. Chciałam, żeby było jej wygodnie, ale też bardzo chciałam, żeby wyglądała wyjątkowo. Myślałam, że oszaleje przeglądając te wszystkie koronki i tiule. Nic, kompletnie nic mi się nie podobało. Wszystko jakieś takie bezpłciowe. Pomyślałam, że może trzeba jej coś uszyć, oczywiście nie brałam pod uwagę tego, że uszyję ja, bo to dla mnie to zbyt skomplikowane. Jednak kiedy trafiłam w jakiejś gazecie na sukienkę idealną, to nie mogłam przestać o niej myśleć. Kiecka była w wersji dorosłej, znalazłam podobną w wersji dziecięcej - podpytałam o materiał, kupiłam i zaczęłam kombinować.

Materiał dotarł. Decyzja zapadła - szyję sama. Zaczęłam czytać o wszywaniu zamka krytego - okazuje się, że można sobie ułatwić tę trudną sztukę, wystarczy kupić stopkę do właśnie takiego zamka - wszycie zajęło mi dosłownie 2 minuty - chwała temu, kto to wymyślił. Kontrafałdy też przestały być mi obce. Po uszyciu sukienki dowiedziałam się, że jest jeszcze specjalna igła z zaokrąglonym czubkiem, żeby materiał się nie zaciągał. Dopiero teraz widzę, jakie mam braki i jak wiele muszę się jeszcze nauczyć - wszystko przede mną.

To efekt moich dwóch tygodni pracy. Wylanego potu i łez bezsilności. Nooo i bez ku... też się nie obyło. Istne szaleństwo. Koszt, to około 50 zł ze wszystkim.


Najpierw uszyłam dół sukienki, obliczyłam ilość materiału, ilość kontrafałd - zszyłam i zabrałam się za górę. Tu nie było już tak łatwo. Wszycie zamka, to pikuś, gorsze okazało się wykrojenie materiału tak, żeby bluzeczka była obcisła bez żadnych dodatkowych zaszewek, zakładek. Wykroje były 3, udany dopiero ostatni. Zszyłam dwie części i okazało się, że jest krzywo, więc zaczęłam pruć, pozaciągałam materiał - wyłam przy tym strasznie. Zszyłam porządnie, prosto - sukienka za krótka... Wariatkowo! Doszyłam kawalątek materiału, obszyłam koronką i było idealnie. Sukienkę schowam na pamiątkę dla Matyldy, może kiedyś będzie ze mnie dumna. Ja z siebie jestem. Na weselu też słyszałam tylko same pochwały - nikt mi nie chciał uwierzyć, że uszyłam ją sama. Oczywiście krawcowa znalazłaby wiele mankamentów, ale szyję tylko dla siebie, a mi pewne niedociągnięcia nie przeszkadzają.



Na poprawiny uszyłam czarną spódniczkę z koła. Młoda miała iść w poniższym zestawie, ale ostatecznie była w tej spódniczce i białej bluzeczce na krótki rękaw. Prostota sama w sobie - lubię takie zestawy.


Jak Wam się podobają obydwie stylizacje?
Mój faworyt, to oczywiście sukienka, ale ze spódniczki też jestem zadowolona.

Wybaczcie za marną jakość zdjęć sukienki na Mati, ale jakoś nie pomyśleliśmy nawet o tym, żeby robić zdjęcia.
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger