PŁEĆ DZIECKA

PŁEĆ DZIECKA

Jako mała dziewczynka chciałam być księżniczką, która będzie miała swoją komnatę z ogromną garderobą. Zakocham się w księciu na białym koniu - będziemy żyli długo i szczęśliwie. Oczywiście urodzę dzieci - chłopca i dziewczynkę, bo przecież to tak idealnie. Niestety rzeczywistość bywa inna, niż sobie ją wymarzymy w dzieciństwie.


W ciąży z Matyldą marzyłam o chłopcu, chciałam mieć pierwszego syna. Byłam taka zafiksowana w tym swoim chciejstwie, że nie brałam pod uwagę innej opcji. Kiedy okazało się, że noszę w sobie dwa serduszka, byłam pewna, że to parka. Później strata, lęk i oczekiwanie. Bardzo długo nie wiedzieliśmy, jaką Mati ma płeć, może około 7/8 miesiąca byliśmy już pewni. Jakie cuda tworzyłyśmy z Panią Doktor, żeby ten mały człowiek się ujawnił - choć wcześniej lekarka wspomniała, że to raczej dziewczynka, to ja jednak czekałam na tego mojego wymarzonego chłopca. 

No i się doczekałam, tylko nie wtedy. 

Teraz zaś płeć dziecka była mi tak bardzo obojętna, że w ogóle się nie nastawiałam. Na usg prenatalnym nie było szans zobaczenia tego, co jest między nóżkami, ale na wczorajszej wizycie nie było już wątpliwości - będziemy mieli syna. Wróciłam do domu, powiedziałam M., zareagował jakoś tak normalnie, później zadzwoniłam do swojej mamy - ucieszyła się bardzo, wtedy M. powiedział, że dla niego było tak oczywiste to, że będzie CHŁOPIEC, że nawet nie potrafił się porządnie zaskoczyć. O chłopcu też ciągle mówiła Matylda - miała przeczucie i Ciocia Monia - od początku wspominała, że to na pewno chłopiec. Wiadomo, że się cieszę, bo fajnie jest mieć parkę, tylko kiedy zdałam sobie sprawę z tego, że słodkie sukieneczki pójdą w odstawkę, to jakoś tak mi się dziwnie zrobiło - nie dogodzisz. Widzę już ubranka dla chłopca, widzę naszego małego modela i doczekać się nie mogę. Nie liczyłam na nic, nie miałam żadnych oczekiwań. Śmiałyśmy się z lekarką, że ona się bardziej ucieszyła z wiadomości o chłopcu niż ja, bo parka to tak fajnie :-).

WITAJ SYNU <3

Jak to było u Was? Płeć dziecka miała dla Was znaczenie?

NIE JESTEM IDEALNĄ MATKĄ

..., chociaż nie powiem, że bardzo chciałam taka być. Dążyłam do ideału, jednak odpuściłam. I cholernie mi z tym dobrze. Starałam się, poświęcałam - nadal to robię, ale teraz nie zapominam też o sobie. Jestem najlepszą mamą na świecie dla Matyldy, choć nie jestem nieomylna.  Każdego dnia chcę być lepsza, próbuję. Popełniam błędy, ale czasem robię coś celowo, żeby ułatwić sobie życie, bo nie każdy dzień witam z uśmiechem na twarzy.

Nie jestem matką idealną, bo...:

1. Rano, kiedy Młoda budzi się pełna życia przed 6, daje tablet, błagam o zabawienie się, a sama dosypiam. Pozwalam wtedy na wszystkie jajka niespodzianki, ciastolinowe stwory, a nawet dzieci jedzące samodzielnie, bo to ostatnio hit. M. nauczył Matyldę wybierać głosowo "chomiki", one też są mega fajne.
2. Codziennie, a nawet kilka razy dziennie brakuje mi cierpliwości. Mam ochotę wyskoczyć przez okno albo zacząć gryźć ściany, czemu te małe stwory wymagają tyle uwagi.
3. Na co dzień staram się, żeby Matylda jadła zdrowo. Ograniczam słodycze, tłuszcze i całą tą chemię, ale są sytuacje, w których Młoda dostaje coś zakazanego, żeby w końcu była przez moment cicho.
4. Nie wspomnę już o krótkim karmieniu piersią, podawaniu smoczka, czy "wiązaniu"-otulaniu, przecież zrobiłam krzywdę własnemu dziecku.
5. Krzyczę. Krzyczę czasem do zdarcia gardła, bo nie daję rady. Czasem zamiast drzeć gębę, siadam i czekam spokojnie, aż rozpacz minie, wtedy rozmawiamy.
6. Pozwalam na wiele, bywam uległa i nie zawsze jestem konsekwentna, za to jasno wyznaczam granice i nie pozwalam ich przekraczać.
7. Daję bardzo dużo swobody, często za dużo.
8 Nie lubię, kiedy Matylda się brudzi, nawet sobie nie wyobrażacie, jaka jestem wtedy wściekła, ale siedzę cicho, zamykam pysk i piorę, ciągle piorę.
9. Nie zakładam czapki. Wychodzę na spacer, kiedy pada deszcz, kiedy jest chłodno, choć ostatnio spacerujemy bardzo mało.
10. W końcu robię coś dla siebie, zostawiam Mati w dobrych rękach i się relaksuję, odpoczywam. 

Kocham swoje dziecko najbardziej na świecie, kocham jak nigdy nikogo. Nie jestem w stanie pojąć miłości matki do dziecka, nie umiem jej opisać, to coś wyjątkowego, jedynego. To też bardzo ciężka i odpowiedzialna praca, która wymaga odpoczynku i chwili wytchnienia. Rodzice też są tylko ludźmi i mają prawo do błędów, więc nie oceniajmy innych, bo każdy rodzic naprawdę chce jak najlepiej dla swojej pociechy. 
Wierzę, że wychowamy Mati na dobrego człowieka, a ja usłyszę kiedyś od niej, że jestem dla niej jak przyjaciółka.
KORZYSTANIE Z NOCNIKA - JAK NAUCZYĆ. PUPUS

KORZYSTANIE Z NOCNIKA - JAK NAUCZYĆ. PUPUS

Kilka dni temu napisałam na fp, że nastał czas pożegnania z pieluchami. Prosiliście o relację, w końcu się zebrałam i napiszę, co nam pomogło.
Nie ukrywam, że jeszcze długa droga przed nami, ale pierwsze koty za płoty. Od prawie 2 tygodni w ciągu dnia Mati jest bez pieluchy, ale od początku.

Podczas ubierania Matyldy w poniedziałek rano zapytałam, czy nie chce ubrać majtek. Chciała. Chciała, bo są z Zosią - jeszcze nie wiedziała, po co te majtki, gdzie jest pielucha itd. Wyciągnęłam nocnik, powiedziałam o co chodzi i co chwila wypowiadałam magiczne:"chcesz siku" - stanowczo mówiła, że nie. Ok, nie naciskałam, nie marudziłam. Dałam spokój. Do drzemki nie zrobiła siku ani razu, więc do spania założyłam pieluszkę wielorazową PUPUS - Mati je uwielbia ze względu na wygląd, ja za to, że pomogły poczuć Młodej, co to mokra pieluszka.


Od narodzin Matyldy myślałam o pieluchach wielorazowych, ale jakoś bałam się prania, szorowania. Uważałam, że będzie to bardzo uciążliwe, okazało się jednak inaczej. Dostałyśmy dwa wkłady do przetestowania - bambusowy - mój faworyt i z mikrofibry. Obydwa piorą się łatwo, są bardzo miękkie i chłonne. Otulacz jest bardzo uniwersalny, bo ma tak umiejscowione napy, że będzie nadawał się dla noworodka i dla starszego dziecka. Na pewno nie zdecyduję się na używanie tylko pieluszek wielorazowych, ale są fajną alternatywą i z miłą chęcią będę z nich korzystała po urodzeniu drugiego maluszka. No i ten wygląd, te kolory - uwielbiam.



Po drzemce założyłyśmy majteczki i czekałyśmy. W pewnym momencie Mati poczuła, że robi siku, zawołała:"mama, leci". Poprosiłam, żeby powstrzymała, udało się i siku zrobiła do nocnika. Tak to się właściwie zaczęło. Bez większego problemu, bez oporów - zwyczajnie trafiłam w czas, Matylda była gotowa i wiedziała, co się dzieje. Teraz się śmieję, że za bardzo Wam nie pomogę, bo samo przyszło i się udało.

Kolejne dni mijały podobnie. Owszem zdarzają się wpadki, ale ze spokojem tłumaczę, gdzie się załatwiamy. Mati najbardziej zadowolona jest, kiedy może usiąść na ubikacji - czuje się wtedy dorosła. Wszystkim opowiada, gdzie się wypróżnia. Jest z siebie dumna. My ją wspieramy, bijemy brawo, cieszymy się razem z nią. Pielucha w czasie drzemki jest sucha, na spacerze Mati zawsze nas informuje, że robi siusiu - ma wtedy też pieluszkę, bo jeszcze na tyle jej nie ufam, żeby iść bez. Oczywiście pampers jest też na noc, ale pewnie to kwestia czasu i mam nadzieję, że niebawem się go pozbędziemy.

To było nasze drugie podejście, pierwsze zakończyłam po dwóch dniach - nie chciało mi się, nie miałam cierpliwości, odpuściłam. Dzisiaj wiem, że najpierw muszą być gotowi rodzice, bo bez ich wytrwałości i cierpliwości nic nie będzie.

Wiem też, że dziecko musi być gotowe. Inaczej nasze starania pójdą na marne. Nic z tego nie będzie, bo dziecka nie zmusimy, a nasze nachalne zachowanie, może tylko zniechęcić malucha.

Nie porównujmy dziewczynek do chłopców. Nie zmuszajmy. Samo przyjdzie z czasem. Przyjdzie na pewno, bo jak widać dzieciaki w szkole podstawowej nie chodzą już w pampersach.

Zakończę jedno pieluchowanie i rozpocznę kolejne. Mam nadzieję, że do czasu porodu Matylda się tak wprawi, że i dzień i noc będzie spędzać bez pieluch. Z resztą sama ciąża zmobilizowała mnie do wielu zmian, do usamodzielnienia Matysi, bo przecież obowiązków mi przybędzie, a czas się nie wydłuży.

Dziewczyny, nie róbcie nic na siłę, nie nastawiajcie się na wielkie sukcesy, bo naprawdę nasze dzieci są bardzo mądre i wiedzą, że na wszystko przychodzi czas. Pozwólmy maluchom być dziećmi, a nie tresowanymi małpkami. 
Powodzenia.
MÓJ SPOSÓB NA BYCIE LEPSZĄ MAMĄ

MÓJ SPOSÓB NA BYCIE LEPSZĄ MAMĄ

Nieraz już pisałam, że jestem typową matką kwoką. Wyjście gdziekolwiek bez Matyldy graniczyło z cudem, a zostawienie jej z kimkolwiek wywoływało u mnie lęk. Owszem, nadal zostawię ją tylko z osobami zaufanymi, ale robię to z ogromnym luzem, bo wiem, że nic złego jej nie grozi.

Pisałam już ostatnio, że bycie matką mnie zupełnie pochłonęło. Zapomniałam o tym, że jestem też kobietą, że moje potrzeby są również ważne, a może czasem ważniejsze, bo moje samopoczucie ma ogromny wpływ na zachowanie Mati.
Zaczęłam działać.



1. Zrób coś dla siebie. Nie wiem - napraw coś, co od zawsze Ci przeszkadza, coś, co jest dla Ciebie istotne. Ja pracuję nad swoim uzębieniem, potrzebuję trochę czasu, ale z każdą wizytą jestem krok bliżej.

2. Kup sobie coś ekstra. To jeszcze przede mną, bo mam kilka typów, a fundusze nie pozwalają na wszystko. Pozwól sobie na zakupach na coś tylko dla siebie, przecież nie musisz za każdym razem kupować czegoś dziecku.

3. Noś piękną bieliznę. Nie musi być koronkowa i mega niewygodna, ma podobać się Tobie i drugiej połówce.

4. Idź do kosmetyczki. Zrób sobie tipsy, akryle, czy co tam Ci się podoba, to Ty masz być najważniejsza, to Ty masz poczuć się zadbana i wyjątkowa.

5. Nałóż makijaż. Nawet, jeśli to ma być tylko tusz do rzęs, to podkreśl swoje oko - poczujesz się lepiej.

6. Ubierz się ładnie. Nie w dres i koszulkę. Załóż sukienkę, baletki i w drogę.

7. Idź do fryzjera. Podetnij chociaż końcówki, albo tak jak ja - zmień kolor. Przyzwyczaić się nie mogę, ale jednak czuję się lepiej. Nie wiem na jak długo będę "blondyną", mimo to jakoś mi tak dobrze. Czy wyglądam lepiej - dla mnie tak - a Wam jak się podoba?


8. Wyjdź gdzieś bez dziecka. Odpocznij. Zrelaksuj się. Weź przyjaciółkę do auta i wyjedź. Nie ważne, że spędzicie tylko jedną noc poza domem, a te 200 km w jedną stronę będzie najprzyjemniejszą drogą od dawna. Najważniejsze jest to, że wypijecie ciepłą kawę, zjecie pyszne lody, a obiad będzie tylko dla Was. Pójdziecie na zakupy, spędzicie w centrum handlowym 4 h, długie i przyjemne godziny. Kupcie sobie piżamy w F&F Kids, bo obydwie należycie do patyczaków i ciesze się pogaduchami. Wieczorem obydwie padniecie jak kawki, ale tylko jedna się wyśpi :-D. Rano czeka na Was idealne śniadanie, po którym nie musicie sprzątać, a kawa jest tak gorąca, że parzycie sobie usta. Mimo to jest idealnie. Frustracja dniem codziennym mija i nawet zaczynacie tęsknić za dzieckiem, a kolejne dni są wyjątkowe, bo nawet ten mały człowiek nie denerwuje tak bardzo. Chce się bardziej, mocniej. Widzi się więcej. Dziękuję Monika <3 (zdążyłyśmy zrobić tylko jedno zdjęcie).


Apeluję do wszystkich Mam - odpoczywajcie. 
Zróbcie coś dla siebie. 
Życie jest wtedy łatwiejsze. 
Mówię to ja, MATKA KWOKA, która swoje dziecko na pierwsze 5 h zostawiła, 
kiedy Matylda miała 15 miesięcy.
Zadowolona mama, to zadowolone dziecko.

II CIĄŻA - CZYM SIĘ RÓŻNI

Każda ciąża jest inna, ciągle to słyszałem, ale że jestem raczej ignorantką, to nic sobie z tego nie robiłam. Nie nastawiałam się na jakiekolwiek dolegliwości, nie myślałam o tym, jak będzie. Nawet denerwowało mnie słuchanie, że będzie ciężko, że się nie wyśpię - wolałam żyć w pozornej nieświadomości. Wiem, że nie dobrnęłam nawet do połowy, a wszystko może się jeszcze zmienić 100 razy, jednak nastał ten najlepszy okres ciąży i wykorzystuję go w pełni.

Ciąża z Matyldą była pełna lęku, wizyt u lekarza, krwawień. Pierwsze 4 miesiące spędziłam w łóżku, wymiotowałam od rana do nocy, schudłam 5 kg, jednak najgorsze były omdlenia - zdarzały się zawsze i wszędzie. Była też inna, ponieważ nie wiedziałam, co mnie tak naprawdę jeszcze czeka. Każdy miesiąc był niespodzianką. Niepokój powodowała najmniejsza krostka na moim ciele - panikowałam. Dzisiaj wiem, że sporo rzeczy niepotrzebnie zajmowało moje myśli.

II ciąża jest inna, jest tak bardzo inna, że na samym początku robiłam więcej testów niż z Matyldą, a badanie krwi powtarzałam kilka razy. Chociaż podejrzewałam, że się udało długo przed zrobieniem pierwszego testu, to brak jakichkolwiek objawów nie pozwalał mi uwierzyć, że naprawdę dziecko się we mnie rozwija. Wymiotowałam dosłownie kilka razy, za to niedobrze było mi dość długo. Okropny tak naprawdę był tylko tydzień, ale dzięki mojej mamie daliśmy radę. Gdyby nie plamienia, które się pojawiają, to byłoby idealnie. Leżenie przez miesiąc też już za nami. Jestem potwornie humorzasta, czasem nie mogę sama ze sobą wytrzymać - z Matyldą byłam raczej spokojna. Teraz najmniejszym gestem można mnie doprowadzić do szału. Mam ciągłego sama na coś, ale nigdy nie wiem na co - męczące okropnie. Do tej pory chodziłam do lekarza raz w miesiącu, nadprogramowa wizyta była tylko jedna. Na każdą czekam z niecierpliwością, bo biorąc pod uwagę to, że z Mati chodziłam nawet 2 razy w miesiącu, to miesiąc czekania jest wiecznością. Jestem spokojniejsza, bardziej opanowana, jeśli chodzi o zmiany na moim ciele, czy dziwne symptomy - nie panikuję. Nawet Pani Doktor stwierdziła, że chyba wyluzowałam. No i brzuch rośnie teraz 3 razy szybciej. Mam nadzieję, że i dalszy ciąg będzie dużo bardziej pozytywny niż w pierwszej ciąży.

Dzisiaj, kiedy patrzę na to wszystko z perspektywy czasu, to jestem pewna, że każda ciąża jest i będzie inna. I kiedy przypominają mi się uśmiechy mam więcej niż jednego dziecka, kiedy stękałam w pierwszej ciąży, to sama śmieję się w głos. Co więcej, sama zauważam ten uśmiech na swojej twarzy, kiedy słyszę jak pierworódki opowiadają o swoich dolegliwościach, obawach i lękach. Choć naprawdę je doskonale rozumiem, to jednak wiem, co mnie czeka później.

Jak u Was wyglądały kolejne ciąże? Były inne, czy jednak jakoś do siebie podobne?

LUDZIE, KTÓRZY MNIE DRAŻNIĄ

Nikt nie jest idealny. Każdy ma jakieś wady. Problem w tym, kiedy zachowanie innych ludzi tak na mnie działa, że nie jestem w stanie z nimi przebywać. Kiedy każda minuta spędzona w czyimś towarzystwie, to udręka, a na język cisną się same brzydkie słowa. Próbuję wyeliminować ludzi, którzy nie są mi bliscy, a co gorsza, zatruwają mi życie. Odsuwam ich, jak mogę. Tworzę dystans.
Jestem pewna, że i Wy macie takie osoby, które działają Wam na nerwy.

* Są tacy, którym się wszystko podoba - nie mają swojego zdania albo nie potrafią go wyrazić. I nie mam na myśli osób nieśmiałych, a raczej takie, które perfidnie mówią, że coś jest piękne i idealne, ale same faktycznie by tego nie zrobiły/powiedziały/kupiły. Ot tak, dla zasady, żeby nie zajść komuś za skórę, udają, ciągle udają.

* Jeśli wypijasz dziennie więcej niż 2 piwa, to do mnie nie podchodź. Nienawidzę pijących. Smród przetrawionego alkoholu działa na mnie, jak płachta na byka. Nie przeszkadza mi, kiedy ktoś okazjonalnie się upije, czy wieczorna lampka wina, ale codzienne picie, to nie dla mnie. Mam tak i już. Nawet, kiedy M. wypije nadprogramowe piwo, to mam ochotę wyrzucić go przez okno.

* Wyżej srają, niż dupę mają - o, kto takich gagatków nie zna. Paniusia buźkę zrobiła, paznokietki przypiłowała, sukieneczkę odziała i pokazuje, jaką szanowaną damą nie jest, a w domu? Masakra. Nie dość, że na co dzień sprząta kible (nie mam nic do ludzi tak pracujących), to jeszcze wszystko musi mieć z najwyższej półki, bo lubi się pokazać. Dzieciaki nie mają co zjeść, bo mamusia poszła do fryzjera.

* Wszędzie byli, wszystko widzieli - w dupie byli, gówno widzieli. Ściemniają, jak mogą, żeby się dowartościować chyba, a z każdego dookoła próbują zrobić idiotę. Spróbuj tylko zagiąć takiego, to będzie tak drążył, tak mieszał, że nic go nie wyprowadzi z błędu.

* Dwulicowe małpiszony, bo jak nazwać kogoś, kto dwóm bliskim sobie osobom opowiada te same rzeczy, tylko w odniesieniu do tej drugiej osoby? Kiedyś zaufałam, dałam szansę, ale już po kilku dniach żałowałam. Żaliłam się takiej panience, że z chłopem się pokłóciłam, mówi do mnie:"zostaw go", a kilka dni później, to samo powiedziała mojemu facetowi. Dramat! Do dziś jest święcie przekonana, że zrobiła dobrze, tylko my nabraliśmy dystansu. Do niej oczywiście.


Pewnie mogłabym tak wymieniać i wymieniać, bo jakieś cechy nas wkurzające zawsze są, tylko na niektórych ludziach nam zależy, a na innych nie. Niektórych tolerujemy, a innych nie. Na niektóre zachowania przymkniemy oko, a na inne nie.

Jak jest u Was? Są zachowania, cechy ludzi, które Was tak drażnią, że najchętniej byście udusili?

Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger