NASZA SMOCZKOWA PRZYGODA
Smoczek, guma, zatykacz - pewnie czasem za nim zatęsknię. Najbardziej wtedy, kiedy muszę coś zrobić, a mały człowiek ma inny plan, zupełnie inny. I choć nasz smoczek służył do wyciszenia przed snem, a później też do spania, to nie upieram się, że w dzień go nie używałyśmy, bo czasem się zdarzyło. Mały człowiek jest bez smoczka - ot tak, mój wymysł. Bałam się, ale byłam gotowa, więc do dzieła.
W niedzielę rozmawiałam z koleżanką o smoczku jej córki. W poniedziałek wstałam zwarta i gotowa, wiedziałam, że to ten dzień. Od początku mieliśmy 2 smoczki, na wypadek gdyby jeden zniknął. Jeden był domowy, drugi na spacery. Do około 2 miesiąca Matylda nie chciała ssać smoka, ale w końcu się przekonała. Teraz sobie myślę, że może bez sensu próbowałam ją nauczyć korzystania z małej gumy, ale z czasem wiedziałam, że to małe ułatwienie dla nas. Im Mati starsza, tym smoczek musiał być częściej w buzi, a w nocy, to koniecznie. Chociaż bywały i noce bez smoka. Bywało też tak, że w ciągu dnia zaczęła się upominać o "oka" - dla świętego spokoju czasem dawałam. Wiecie, że kiedy tylko Tyldzia dostawała smoczek do buzi, robiła się małym przytulaskiem. Tuliła się, pokładała, widać było, że się wycisza. Tego bałam się najbardziej po zabraniu Młodej smoka, ale dałyśmy radę.
Wrócę do tego poniedziałku. Mati idąc na drzemkę zawołała "oka" - powiedziałam najpierw, że nie ma, płacz. Chwilę wytrzymałam i wyszłam po smoka. W drodze do kuchni pomyślałam, że go obetnę, a Mati opowiem jakąś wesołą historię. Opowiedziałam, że nasza myszka z książeczki obgryzła smoka i zabrała dla swoich malutkich dzieci - o dziwo Mati się uśmiechnęła i dopowiedziała, że dla Oli (kuzynki), powiedziałam, że może i dla Oli. Chwilę po marudziła, ale zasnęła. Smoczek leżał na półce. Widziała go - musiała go widzieć. Po powrocie Taty z pracy szybko opowiedziała historię o smoczku i myszce. Wieczorem zasnęła ładnie. Powtarzała tylko, że myszka i dzieci, czasem wtrącała Olę. Kolejny dzień też ok, ale wieczorem się zbuntowała. Chciała smoka i już, byłam silna. Płakałam, kiedy już zasnęła, ale wiem, że dobrze zrobiłam, że się nie poddałam i byłam konsekwentna. Dzisiaj minął ponad tydzień, a Mati tylko czasem zawoła o smoczek. Wtedy bierze go w rękę i z nim zasypia, później już o nim nie myśli, nawet o niego nie pyta. Jeszcze jedno, kiedy jest śpiąca, to woła "oka", to sygnał, że trzeba się położyć.
Dzisiaj wiem też, że takie rozstanie z czymś, co faktycznie jest dziecka - dla nas jest czasem trudniejsze niż dla samych zainteresowanych, bo wbrew pozorom nasze dzieci naprawdę dużo rozumieją i naprawdę są bardzo mądre. Chodzi głównie o konsekwencje - jestem dumna z naszej maleńkiej córeczki, ale z siebie też jestem dumna - i Wam - Mamom smoczkowym życzę powodzenia :-).
Ten etap już dawno za nami :)
OdpowiedzUsuńNic dziwnego :-)
UsuńU mnie córka bezsmoczkowa, kilka razy dawałam na początku, ale nie chciała, także nie mamy problemu, a syn zaraz po 1 urodzinach wyrzucił, potem sobie przypomniał i trochę marudził, płakał, ale ja już nie dawałam. Jedna noc z marudzeniem i po kłopocie. ;)
OdpowiedzUsuńNajważniejsza jest konsekwencja :-)
UsuńSyn rozstał się ze smokiem mając rok i cztery miesiące :-) z dnia na dzień.. myślałam,że zgubiliśmy go podczas spaceru.. pare miesięcy później znalazłam go w kurtce :-D córcia ma dopiero pięć miesięcy.. i na razie smokta ile dusza zapragnie :-D
OdpowiedzUsuń:-)
Usuń