PRZEŁOMOWY MOMENT
Pamiętacie pewnie jak jeszcze jakiś czas temu biadoliłam, że Matylda ma ogromny problem z dziennymi drzemkami? Jak generalnie marudziłam, że zasypianie, to udręka, teraz jest inaczej.
Podzielę ten post na dwie części - drzemki i sen nocny.
DRZEMKI
Po przyjeździe ze szpitala były takie momenty, że czasem zapominałam, że mam dziecko - Mati potrafiła spać po 3-4 h - pod warunkiem, że w domu było głośno, że ktoś gadał, chodził. Później z dnia na dzień drzemki zaczęły się skracać. Pewnie dużo w tym mojej winy, bo w poradnikach pisali, że dziecko ma zasypiać samo, że absolutnie nie przy piersi, więc ja skutecznie Matyldę oduczyłam zasypiania przy mleczku. Jak tylko zasnęła, to ją odkładałam, a Ona zawzięcie się budziła po 10-15 minutach i tak w kółko. Sen w ciągu dnia, to był cud, spała jak jeździł wózek, inaczej nie i koniec. Wiecie, jaka ja byłam zmęczona... Teraz jestem na siebie zła, bo wystarczyło pozwolić spać małej przy piersi i regenerować siły z Nią. Owszem czasem tak było, że spała przy mnie, ale ile to ja się dobrych rad nasłuchałam :-/ Im Mati była starsza tym było gorzej. W kryzysowym momencie wyciągnęłam chustę i przez jakiś czas dawaliśmy radę, Mati spała omotana materiałem. I to nie zdało egzaminu na dłuższą metę, więc wymyśliłam nosidełko - fotelik samochodowy - spała, jak Ją chwilę pobujałam. Budziła się po 40 minutach, jak przyszłam w odpowiednim momencie, pobujałam, to zasnęła i pospała chwilę - to też nie był na Nią sposób. Uwierzcie mi, że jak czasem byście mnie zobaczyli, kiedy próbowałam położyć Mati na drzemkę, to stwierdzilibyście, że jestem wariatką. Zasuwałam rolety, odsłaniałam, włączałam kołysanki, wyłączałam, śpiewałam, nosiłam, lulałam, kładłam - ufff, na koniec wyłam... Później wózek okazała się wybawieniem, ale spałą tylko na spacerach, więc chodziłam 2 razy dziennie po 2 h - była zima, Młoda się hartowała, ja razem z Nią. Jakoś chyba od marca Matylda zaczęła spać w domu. Usypiała w wózku i w nim też spała. Przez jakiś czas budziła się po 40 minutach (wiedziałam już wtedy, że tak wygląda sen dzieci, że mają krótsze fazy snu niż dorośli), ale wystarczyło Ją powozić chwilkę i zasypiała - byłam w siódmym niebie :-) Teraz Nasz Mały Człowiek śpi raz, 1-1,5 h - w dzień nadal w wózku, nadal w nim zasypia. Teraz dopiero jesteśmy szczęśliwi. I choć nie spełniło się moje marzenie o 3 h drzemkach, to i tak jestem zadowolona :-)
SEN NOCNY
Od początku była praktycznie idealny - kilka nocy przespała od 19 do 6. Później budziła się raz, czasem 2 razy. Dostawała mleczko i szła spać dalej. Od około 5 miesiąca budziła się 2-3 razy, czasem częściej. Był taki moment, że w nocy musiałam Ją po lulać, ale niestety wiem, że wynikała to z tego, że skutecznie oduczyłam Mati zasypiać przy piersi. Czasem wystarczyło dać mleczko i odłożyć do łóżeczka, Matylda zasypiała. Na noc najpierw zasypiała przy piersi, ale oczywiście wydawało mi się to okropne, później musiałam pokołysać trochę (na szczęście na nogach, układałam Maleństwo na podusi i kołysałam) - zajmowało to nawet do godziny. Z czasem nauczyłam Matyldzię znów zasypiać przy mleczko i zrobiło się łatwiej - zasypiała i odkładałam Ją do łóżeczka. Im była starsza, tym bardziej lubiła spędzać noc przy piersi, więc często przed drugą część nocy spała już ze mną. Dopiero jak zaczęłam karmić mm, to przesypia praktycznie całe noce, owszem czasem się przebudzi, czasem chce się przytulić, czasem smoczek wypadnie. Był też taki okres, że zasypiała na noc w wózku, wtedy po zaśnięciu musiałam przełożyć Malucha, ale pewnego razu nie chciała zasnąć, pokazała rączką, że chce do łóżka, powiedziała "tam", więc położyłyśmy się razem i zasnęła. I tak kolejna noc i kolejna - teraz zasypia sama. Kładę się z Nią w łóżku, zasypia :-) Świetnie - spełniło się moje marzenie :-)
Sobie i wszystkim niedoświadczonym mamom, a także przyszłym mamom powiem tak: wszystko się zmienia, nic nie trwa wiecznie, sposób, który sprawdzał się wczoraj, dzisiaj może w ogóle nie działać. Czasem to, że chcemy coś zmienić obraca się przeciwko nam. Dzieciaczek jest malutki tylko raz i trzeba z tego korzystać :-) I jeszcze jedno, problem, który naszym zdaniem jest problemem dziecka, często jest naszym problemem :-)
TATA - NARESZCIE Z NAMI
M. od poniedziałku jest w domu - na szczęście.
Trochę o jego chorobie - najprawdopodobniej przechodzi mononukleozę - z nazwy brzmi strasznie, faktycznie jest aż tak źle. Piszę prawdopodobnie, bo czekamy jeszcze na wyniki. Lekarze bardzo długo nie mogli zdiagnozować M., dlatego że objawy miał bardzo skrajne, a większość pojawiła się dopiero przed wyjściem do domu. Nie jest już żółty, oczy też wróciły do normy, jedynie jest bardzo zmęczony - ciągle (lekarze mówią, że tak ma/może być), no i dieta. To jest najtrudniejsze, ale chyba bardziej dla mnie niż dla M. Matylda jada z Tatą, ja się przyłączam - mam dwoje dzieci :-p Mononukleoza to wirus, który rozwija się bardzo długo, więc pewności nie mamy, czy ja albo Matylda nie jesteśmy zarażone, wierzę, że wszystko będzie dobrze.
Matylda nie widziała tatusia 8 dni - nie poznała Go na początku. Może poznała, ale trzymała dystans. Mimo że codziennie rano całował zdjęcie na powitanie, mimo że ciągle oglądała zdjęcia i wołała "tata", mimo że rozmawiała z Nim przez telefon, a jednak te kilka dni dla takiego malucha, to bardzo długo. Za nim wszystko wróciło do normy minęły 2-3 dni - za to dziś mają ze sobą taki kontakt, jakiego nie mieli jeszcze nigdy - korzystamy z tego, że M. jest na zwolnieniu. Spędzamy całe dnie razem, a drzemkę Mati wykorzystujemy na regenerację sił. M. mówi, że Matylda po tylu dniach jest zupełnie innym dzieckiem, mówi, że jest taka dorosła, że bardzo się zmieniła, że bardzo dojrzała - to fakt - zmienia się z dnia na dzień. Codziennie się czegoś uczy, codziennie czymś nas zaskakuje. Taki mały człowiek, a tyle daje radości :-*
NIBY ZWYKŁA PODUSIA
Na spotkaniu w Ośnie w paczce z prezentami była poduszka - jasiek. Miałam o niej nie pisać, bo niby co ciekawego może być w poduszce. Po pierwszym praniu zmieniłam zdanie. Jak sama zaczęłam jej używać, to uznałam, że warto się z Wami podzielić tak fajną zdobyczą.
Poduszka jest antyroztoczowa, więc bardzo bezpieczna. Żadne roztocza ani ich odchody nie dostaną się do środka, a muszę Wam powiedzieć, że na tym punkcie mam bzika, widzę zawsze te małe stwory, które wkradają się na ciałko Matyldy. EVOLON to materiał rewelacyjny dla osób mających problem z alergią, przepuszcza parę wodną, jest odporny na pranie, jest bardzo miły w dotyku.
Po pierwszym praniu poduszka nie odkształciła się, nic się w środku nie skłębiło - poduszka po praniu wyglądała tak jak przed, tylko była czysta. Matylda na niej leży w ciągu dnia, kiedy odpoczywa po 5 minut między jedną zabawą a drugą :-) Ja zaś śpię na niej w nocy i myślę, ze będzie problem, kiedy Mati zacznie spać na jaśku - będziemy musiały kupić drugą :-) Jeśli macie ochotę poznać artykuły firmy SOVA - lećcie na stronę sklepu.
O BUTACH IDEALNYCH
Ile ja się naszukałam butów idealnych. Chciałam, żeby były naprawdę porządne, żeby koniecznie były ze skóry, no i żeby były w miarę uniwersalne. Najpierw sobie wymyśliłam, że mają być brązowe, a że nie mogłam znaleźć nic, co faktycznie wpadło mi w oko, to szukałam i szukałam. I nagle zobaczyłam TE - wiedziałam, że będą nasze. Napisałam, zamówiłam - przyszły. Matylda nie chciała ich ściągnąć z nóg, chodzi i ciągle woła:"ciki, ciki, ciki", a że idzie do szafki z butami i wyciąga swoje ulubione, to wiem, że chodziło jej o BUCIKI :-D
Zamawiając buty przez internet najbardziej się bałam, że będę musiała wymieniać, że coś nie będzie pasowało - z pomocą przyszła Pani Agata - zazdroszczę cierpliwości. Wiecie, ile ja wiadomości wysłałam do Pani Agaty? Współczuję. Jednak fachowa pomoc, konkretne pytania i mądre odpowiedzi przyczyniły się do tego, że buty przyszły idealne - dziękujemy :-) Jeśli jeszcze nie znacie sklepu Tupu Tupu, to koniecznie nadrabiajcie.
Zrobienie zdjęcia w bezruchu, to cud :-)
KONKURS - KONKURS - KONKURS
Zasady:
* udostępniamy plakat konkursowy publicznie na fb albo na blogu -> KLIK
* w komentarzu pod tym postem lub na fb wpisujemy model ekoTuptusiów, które nas interesują ze strony sklepu -> KLIK
* nagrodę wysyłamy tylko na terenie kraju.
No i najważniejsze - NAGRODA :-)
Do wygrania są kapciuszki - ekoTuptusie - sami wybieracie te, które najbardziej się podobają :-*
Życzę miłej zabawy!
NAJWAŻNIEJSZE JEST ZDROWIE
Boli mnie głowa.
Jestem zmęczona
Zasnąć nie mogę.
Nie mam siły.
Nic nie jest ważne. Nic!
Zdrowie jest najważniejsze.
Matyldzia była przeziębiona - jest już dobrze. Tata Matyldy w niedziele miał temperaturę, stwierdziliśmy, że zaraził się od Mati i niebawem minie. W poniedziałek poszedł do pracy, wrócił ledwo żywy. We wtorek poszedł do lekarza, bo temperatura się utrzymywała, żadnych innych objawów. Nie miał kataru, kaszlu. Dostał antybiotyk "na wszystko" - nie pomogło. Po wykonaniu kilku podstawowych badań lekarka rozłożyła ręce i stwierdziła, że nie wie, co mu jest. Wysłała do szpitala na badania. Jest czwartek. Zawiozłyśmy M. do szpitala i pojechałyśmy kupić prezent, bo przecież Tatuś obchodził urodziny. Prezentu już nie dostał, dostanie jak do nas wróci. Został w szpitalu, Diagnoza? Nie ma jej do dziś. Wiemy tylko, że ma uszkodzoną wątrobę... Najgorsze jest to, że M. nic nie bolało i nadal nie boli.
W piątek badania, badania, badania. M. noc spędził na korytarzu, bo nie było miejsc. Nie miał jeszcze przypisanego lekarza, więc z kim nie rozmawialiśmy, to każdy mówił coś innego. W końcu jak został przeniesiony na salę, to i lekarza prowadzącego dostał, ale była już taka godzina, że Pani Doktor nie było. Lekarze mający dyżur w weekend są z innych szpitali i mają wszystko w dupie, poza tym "nie chcą wchodzić w kompetencje pani doktor" - można oszaleć. Na szczęście dziś pojawiła się "NASZA" lekarka i nas trochę oświeciła. Żółtaczka A i B wykluczone, C raczej też, ale czekają na konkretne badania. M. czuje się coraz lepiej, ale Pani Doktor mówi, że wątroba jest niestety w gorszym stanie niż ostatnio. Jutro badanie szpiku najprawdopodobniej. Całkiem możliwe, że zmiana oddziału na zakaźny. Zobaczymy jutro. Co przyniesie nowy dzień? :-(
Rok temu M. miał wypadek - byłam przed samym porodem, ale nie denerwowałam się wtedy tak, jak teraz. Teraz towarzyszą mi tak potworne emocje, że nie umiem normalnie funkcjonować. Boje się, tak potwornie się boje. Dziś jest okropny dzień, łzy same napływają mi do oczu. Skumulowało się. Przez kilka dni byłam silna, mega silna, dzisiaj nie daje rady. Zasypiam z telefonem i budzę się z nim, wiem, że nie jest tak źle, żeby w kilka godzin coś się stało, ale to chyba stres i wyobraźnia... Tak bardzo bym chciała wiedzieć, co się dzieje. Tak bardzo bym chciała, żeby M. był już z nami. Nie chce mi się z nikim gadać, nie chce odpowiadać na pytania, ale wiem, że muszę, że powinnam, bo inni się martwią. Matylda tęskni za Tatą, ciągle go woła, wciąż do Niego dzwoni :-( Patrzę na Małą i tulę mocno, tulę za siebie i za M. Nie mam na nic czasu. Wstaję, zjadam coś albo i nie, lecę do szpitala, wracam, zjadam obiad, spędzam chwilę z Mati, sprzątam, piorę, lecę do szpitala, wracam i padam na twarz. Próbuję trochę pracować, wychodzi mi średnio. Wkurzam się jak znowu komuś tłumaczę, że nie przyjdę "na kawę", bo brakuje mi czasu. To nie czas na odwiedziny, na pogaduchy. Są sprawy ważne i ważniejsze. Najważniejsza jest Matylda, najważniejszy jest ON :-* Wiecie co? Tęsknię za Nim jakbym nie widziała Go przez bardzo długi czas...