NIE OCENIAJ!

Czego nauczyła mnie ciąża?
Czego nauczyła mnie Matylda?

Za nim zaszłam w ciążę, byłam pewna, że cały ten czas będę pracowała, bo przecież ciąża to nie choroba, a ja jestem silną babą. Nie chciałam być jedną z tych dających L4 w pierwszym miesiącu ciąży. Za nim zaszłam w ciążę, nie byłam  w stanie zrozumieć marudzenia i narzekania kobiet w ciąży. Za nim zaszłam w ciążę, byłam w wielu kwestiach wszechwiedząca. Ajjj, jaka ja byłam głupia - życie samo weryfikuje. Wiecie, ile razy ja słyszałam, że jestem księżniczką, bo mi się pracować nie chce. Widziałam te spojrzenia - wtedy było mi przykro, teraz mam to w 4 literach. Wtedy bolało, bo mówiły to niby najbliższe mi osoby, teraz wiem, że moje tłumaczenia też były na nic, bo te osoby i tak miały swoje zdanie :-p

Zaszłam w ciążę, po pierwszym omdleniu, po pierwszym krwawieniu dostałam zwolnienie. Żałujcie, że nie możecie zobaczyć mojej twarzy, kiedy słyszę: "no Pani Karolino, albo leżymy, albo już teraz może się Pani pożegnać z dziećmi (jeszcze wtedy były bliźnięta)". Mówię, że nie, że praca, że nie mogę zostawić pracowników w grudniu, przecież taki ruch. Lekarka nie dyskutowała ze mną, powiedziała tylko jak wygląda sprawa i dała spokój - skwitowała: "zrobi Pani jak uważa" - uświadomiła mi, że mam w sobie dzieci, że te małe serduszka już są i już teraz powinna o nie dbać - starałam się. Byłam przez miesiąc na zwolnieniu. Wróciłam do pracy i po tygodniu znowu leżałam i teraz z perspektywy czasu wiem, że to było najlepsze, co mogłam zrobić. Wiem też, że nigdy więcej nie powiem, a nawet nie pomyślę nic złego nt. ciężarnej na zwolnieniu, bo tak naprawdę tylko Ona, On i Lekarz wiedzą, co się święci.

Nie będąc jeszcze w ciąży patrzyłam na ciężarne i myślałam sobie, że chyba wyolbrzymiają te wymioty, bóle i wszystkie inne dolegliwości - zamknęłam się, jak około 9 tygodnia zaczęłam w toalecie spędzaj więcej czasu niż w łóżku - budziłam się co rano i miałam wrażenie, że tak już będzie zawsze... Około 5 miesiąca skończyło się :-D Sikanie, ból kręgosłupa... Ja dodatkowo nagminnie mdlałam, bywały takie dni, że spędzałam 9 godzin w łóżku w ciągu dnia, M. zostawiał mi jedzenie i picie, a ja cierpliwie czekałam, kiedy wróci, bo jak wstawałam, to od razu mdlałam - Lekarka twierdziła, że macica uciska na jakiś nerw, czy żyłę...

Ciąża nauczyła mnie pokory. Czasem się śmieję pod nosem, jak słucham młodych - ciężarnych czy kobiet nieciężarnych - sama mówiłam tak jak One :-) Wiem teraz, że dopóki czegoś nie przejdziesz, to nie zrozumiesz. Tak jest ze wszystkim.

Przed urodzeniem Matyldy byłam najmądrzejsza, jednak to Ona wszystko zweryfikowała. To Ona nauczyła mnie, że jej potrzeby są najważniejsze. To Ona nauczyła mnie, żebym się nie dziwiła, że jakaś mama bardziej przykrywa swoje dziecko niż ja - przecież każda Mama zna swoje dziecko najlepiej :-) Owszem, lubię podzielić się swoim zdaniem. Lubię powiedzieć, jak było z Matyldą, ale nie narzucam swojego toku myślenia. Pokazuję swój punkt widzenia, mówię o tym, jak było u nas. I powtarzam, że to co sprawdzało się u nas, u nikogo nie musi mieć pokrycia. Najbardziej nie lubię, jak ludzie na siłę uważają, że wiedzą lepiej, bo ktoś im powiedział, a faktycznie sami tego nie przeżyli i nie mają pojęcia o co chodzi. Nie dziwi mnie jak widzę Mamę z dzieckiem bez czapki, czy bez kocyka. Przecież każda Mama chce dla swojego dziecka jak najlepiej.

Kilka słów dla mnie na przyszłość - KAŻDA CIĄŻA JEST INNA. KAŻDE DZIECKO JEST INNE. NIE OCENIAJ.


DZIEŃ ROCZNEGO CZŁOWIEKA

Wiecie, że Matylda śpi tylko raz w ciągu dnia od jakiegoś miesiąca?
A wiecie, że moje czekanie na 2-3 h drzemki Matyldzi na nic się zdało :-p
Matylda śpi raz 60-90 minut :-D
Marzyłam o jednej, dłuższej drzemce, a tu nic - dobrze, że w ogóle śpi.

Nasz Lumpek wstaje na szczęście coraz później, coraz później to znaczy 7-7:30, czasem ledwie wstaję :-)
Wstaje i biegiem leci do salonu, bo przecież dzień trzeba rozpocząć na pełnych obrotach. Czasami się ze mną poprzytula z 15 minut, czasami ze mną poleży, ale generalnie biegiem wstaje.
Śniadanie zjada z Tatusiem, żegnamy Tatę i kombinujemy jak urozmaicić dzień.
Jak jest ładna pogoda, to lecimy an krótki spacer, jak jest brzydko na dworze, to się bawimy.
O 10 - II śniadanie.
O 11 - 12 drzemka, krótka chwila dla mnie. Nigdy nie wiem, co wtedy robić, bo to tak mało czasu, że nie wiem, czy sprzątać, czy odpoczywać, czy dzwonić, czy oglądać tv, a może obiad w biegu...
O 13 - obiad.
Spacer, plac zabaw - około 15 - 16 wracamy do domu i z niecierpliwością czekamy na powrót Taty.
O 16 - podwieczorek - wtedy są rarytasy. Kisiel, budyń, biszkopty, owoce - jedyny posiłek w ciągu dnia, kiedy mogą się pojawić "słodycze" :-)
Tata wraca z pracy 17:30 - 18 - przejmuje Matyldę.
Zjadamy wspólny obiad, Mati oczywiście też podjada.
Idziemy na wspólny spacer, gadamy albo zwyczajnie się wygłupiamy - to Mati uwielbia najbardziej :-)
Około 19 jest kąpiel, mleczko i spać.
Wiecie, że Matylda nadal zasypia tylko w wózku? I dobrze mi z tym, bo mam na Nią jakiś sposób. Nie raz już słyszałam, że powinnam nauczyć ją zasypiać samej, ale szczerze mówiąc nie chce mi się - szybciej zasypia w wózku i tak będę robiła, dopóki sama nie stwierdzi, że woli inaczej.
W nocy już nie je, od kiedy nie karmię piersią. Czasem się tylko przebudzi, żeby ją przytulić, żeby dać smoka, żeby wziąć ją do siebie do łózka. Najczęściej noc kończy w łóżku obok, rzadko się zdarzy, żeby spała w łóżeczku. Budzi się w nocy i już, wierzę, że kiedyś minie. Ostatnio stwierdziłam, że budzi się przez smoczek, chciałam nawet ją oduczać, ale nie mam sumienia, kiedy widzę, jak jej pomaga podczas wyrzynania się ząbków.
Mleczko wypija około 5 - śpi wtedy do 7, ale jak obudzi się dopiero około 6, to nie ma siły - nie zaśnie już, wtedy długi dzień przed nami.

I tak wygląda każdy dzień Naszego Dorosłego Człowieka :-*
KASZKI DO PICIA NESTLE

KASZKI DO PICIA NESTLE

Nigdy Wam nie mówiłam, ale Matylda ciągle wcina :-) Tak, wiem, powinnam się cieszyć, że problemów z jedzeniem nie mamy, ale czasem mi się wydaje, że w ciągu dnia nic nie robię tylko przygotowuję pokarmy. Śniadanie, II śniadanie, obiad, podwieczorek i kolacja, ale w między czasie jak tylko zobaczy, że ktoś mieli buzią, to od razu wielki krzyk: "mniam, mniam" - najzabawniej jest na zakupach :-p Wtedy biegiem po bułkę, bo inaczej trzeba wracać do domu. I tu z pomocą pojawiły się kaszki Nestle. Pisałam ostatnio na fb, że zaczynamy testowanie :-) Testy zakończone, brzuszek napełniony, a kubki smakowe zaspokojone. Dzięki kaszkom poznałam też predyspozycje smakowe naszego Bąbla.

Zaczęłyśmy od kaszki z czekoladą, bo byłam pewna, że akurat ta Matyldzie do gustu nie przypadnie. Pomyliłam się, bo kaszka smakowała. Może nie wypiła całej, piła na raty, ale jednak piła.

Kolejna była kaszka z bananami, nie byłam do niej przekonana, bo pamiętałam, że wcześniej właśnie ten smak Mati do gusty nie przypadł i tym razem trafiłam - Mała w ogóle jej nie wypiła, po kilku próbach zrezygnowałam. Dziwne to prawda, bo banany Młoda uwielbia :-)

Kaszkę z herbatnikami już znałyśmy, bo całkiem niedawno gdzieś na wyjeździe właśnie ją kupiłam, żeby spróbować i szybko zaspokoić głodny brzuszek. Kaszka smakowała.

Jednak największym trafieniem okazała się kaszka ze zbożami i miodem. Matyldzia wypiła całą i domagała się o jeszcze - zasmakowała i wiem, że teraz jeśli będę musiała na szybko zaspokoić głód, to wybiorę właśnie ten smak. 





Kilka słów o samych kaszkach - dla mnie rewelacja. Ile czasu można zaoszczędzić. Wystarczy tylko otworzyć, przelać albo włożyć słomkę do pudełka i po sprawie. Dziecko się na pewno naje i będzie zadowolone. Kaszki mają 4 smaki:

* kaszka mleczno-ryżowa z bananami powyżej 4 m-ca
* kaszka mleczno-pszenna z herbatnikami powyżej 6 m-ca
* kaszka mleczna 8 zbóż z miodem powyżej 6 m-ca
* kaszka mleczno-pszenna z czekoladą powyżej 9 m-ca.

Nestle przygotowało też dla Was świetną loterię - wystarczy jednorazowo kupić 2 kaszki, wysłać sms lub wpisać nr paragonu na stronie i czekamy na losowanie. Nagrody są cudowne - zachęcam do udziału :-)



JAKA MATKA TAKA CÓRKA

JAKA MATKA TAKA CÓRKA

Nasze szare sukienki.

Kiedy w końcu dowiedziałam się, że w brzuszku noszę małą kobietkę, nie mogłam się nacieszyć strojami dla Niej. Od razu zamarzyło mi się, żeby w naszych szafach znalazło się kilka takich samych zestawów, a że ja należę do osób małych i szczupłych i bardzo często ubieram się na działach dziecięcych, to byłam pewna, że problemu większego nie będzie. No i niby nie ma, ale jakoś większego wrażenia podobne ubrania na mnie nie robiły. Jak wiecie, czasem bawię się w szycie, więc stwierdziłam, że uszyję nam sukienki. Uszyłam. Jestem bardzo zadowolona. Debiutowały na pikniku w Ośnie - dziewczyny nas komplementowały, bardzo to miłe :-) Jak szyłam niestety nie pokażę, bo wykrój robiłam od ręki, a syzłam w kilka chwil przed wyjazdem, także czasu na zdjęcia nie miałam.






PRZYJĘCIE URODZINOWE

PRZYJĘCIE URODZINOWE

I mamy za sobą pierwsze przyjęcie urodzinowe. Mój debiut w przygotowaniach. Gdyby nie pogoda byłoby idealnie. Były dzieci - było wesoło. Był grill. Był deszcz - niestety. Były lody, koktajle, był też tort. Było cudownie.

Przygotowania do urodzin trwały już dość długo. Chciałam, żeby motywem przewodnim były grochy, szukałam, kombinowałam i znalazłam cudowny sklep - partybudzik. Tu ukłony dla Kasi z Ile d'Amour - to od Niej trafiłam do tego wspaniałego sklepu. Znalazłam tam wszystko, kupiłam każdą rzecz :-) I słomki, i obrusy, i girlandy i talerzyki. Było tyle cudowności, że nie wiedziałam na co się zdecydować. Dzieciom się podobało, a to najważniejsze.

W piątek rano padał deszcz, w jego strugach przygotowywałam wszystko. Było ciężko, części rzeczy nie udało mi się zrobić, ale kolejne urodziny za rok, więc nadrobimy :-) Kiedy już zjawili się wszyscy zaproszeni była ulewa. Nie mogliśmy rozpalić grilla, więc zaczęliśmy od tortu i ciasta. Później nagle nieśmiało zaświeciło słonko. Zdążyliśmy zjeść, dzieci pobiegały i znów zaczęło padać, wiec poszliśmy do domu. Przyjęcie się skończyło - wszyscy zadowoleni, Matylda zmęczona, spała w aucie, kiedy wracaliśmy do domu.

Robiłam tort, zawsze robię sama :-)  Pokryty był masła lukrową zieloną i miał białe i czarne grochy, bo przecież to motyw przewodni, na wierzchu była żółta, stojąca korona. Jak zwykle zaspałam, zdjęcia nie zrobiłam.






ROZSTANIE Z PIERSIĄ

Zbierałam się do napisania tego posta bardzo długo.
Najpierw nie umiałam się w tym wszystkim odnaleźć.
Później nie mogłam się z tym pogodzić.
Na koniec bałam się presji - czułam się zła, gorsza.

Karmiłam Matyldę piersią ponad 10 miesięcy - dla mnie krótko, dla inny bardzo długo.
Chciałam karmić dalej - nie mogłam (dlaczego napiszę innym razem - jeszcze nie chcę).
Jedno popołudnie zmieniło wszystko - do dziś mi dudni w uszach - "musi Pani przestać karmić".

Płakałam 3 dni. Co spojrzałam na Małą, to w płacz. Wydawało mi się, że zabieram Jej coś najcenniejszego, tym bardziej, że Mati na piersi wisiała, ile tylko chciała. Nawet co 30 minut :-D Zastanawiałam się, jak to zrobić, żeby nie odczuła tego za bardzo. Nie wiedziałam. Zaczęłam działać instynktownie. Ograniczałam karmienia stopniowo. Dostawała pierś w nocy, rano, w południe i na noc. Tego się trzymałam. Było ciężko, bo przy piersi się uspokajała, bo przy piersi zasypiała. Ile ja wtedy miałam myśli... Na samą wspomnienie mam łzy w oczach. Za jakiś czas znów wyeliminowałam kolejne karmienie i tak stopniowo, aż dostawała tylko na noc i w nocy. Zakończenia karmienia na noc bałam się najbardziej, bo niby jak będzie usypiała. Matylda nie chciała pić z butelki, ale żeby ją troszkę przyzwyczaić zaczęłam podawać Jej moje mleko właśnie w niej - ściągnięty nadmiar. Przekonała się. Pewnego dnia na noc dałam butelkę, zasnęła :-) Później kolejne dni i kolejne - piła butlę raz w nocy przez około 2 tygodnie i z dnia na dzień zrezygnowała. Teraz zjada o 5-6, co nie oznacza, że przesypia całe noce. Nie, nie :-) Budzi się, bo chce smoka, bo chce, żeby Ją przytulić, bo chce, żeby wziąć Ją do łóżka, po czym zasypia od razu - cwana jest :-)

Matylda samo przejście z karmienia piersią na karmienie butelką przeszła bezproblemowo. Może przez 2-3 dni była bardziej marudna, ale też nie jestem w stanie tego stwierdzić do końca, bo była w trakcie ząbkowania - przebijał się ząbek. Mleko z butelki smakuje - to najważniejsze. Dla mnie mleko, dla innych pasza. I choć wiem, że składem nie dorówna mleku matki, to jest to jakaś alternatywa.

Jak teraz się z tym czuję?
Czasem mi smutno, bo tęsknię za tymi chwilami bliskości, ale wykorzystujemy czas spędzony razem trochę inaczej. Częściej się przytulamy, całujemy - jest fajnie :-* Na pewno jest łatwiej, bo mogę wszędzie wyjść, a mleczko poda Tatuś. Nie jest wygodniej, bo z piersią jest prościej.

Wiem, że było mi tak trudno i ciężko, bo nie planowałam kończyć jeszcze karmienia, bo zostałam postawiona przed faktem dokonanym. Ale Dziewczyny - nie stresujcie się. Dziecko kocha nas tak samo. Najważniejsze, że jesteśmy przy Nim. Nie ma znaczenia, czy karmię piersią, czy butelką - jestem tak samo dobrą mamą :-)

Kocham Cię Córciu <3
Miałaś nigdy nie być dzieckiem butelkowym, ale nim jesteś.
Nie zmienia to niczego między nami :-*


PIELUCHY I CHUSTECZKI NAWILŻANE

Pieluchy jednorazowe, pieluchy wielorazowe, a może jednak tetrowe?

Jak byłam w ciąży, to miałam ambitny plan. Chciałam używać pieluchy tetrowe i jednorazowe na zmianę - później do mnie dotarło, że pieluchy tetrowe wcale nie są takie dobre, że przecież tyłek dziecko musi mieć częściej przewijany, że trudniej utrzymać higienę. No i to pranie, gotowanie, prasowanie. Jednak wolę pampersy. I tu też jest problem, bo na rynku jest tyle marek, że nie wiedziałam na co się zdecydować. Na początek kupiłam paczkę pieluch Dada i przy nich zostałam. Matyldzie nic się od nich nie działo, a i nigdy nam nie przesiąknęły. Mieliśmy też okazję używania pampersów Pampersa, ale chyba już bardzo mocno byłam przyzwyczajona do naszych, bo nigdy nie wiedziałam, kiedy faktycznie powinnam zmienić pieluszkę. Nie wiem, Pampersy chyba są bardziej chłonne, bo miałam wrażenie, że po chwili noszenia Mati ma już bardzo mokro - nie umiałam się do tego przystosować. I jeszcze jedno, te nasze miały jakiś dziwny zapach, a ja ciągle chodziłam i sprawdzałam, czy nie ma kupki. Pewnie osoby, które używają je na co dzień, podobne odczucia miałyby z pieluchami Dada. Ja z tych pieluszek jestem bardzo zadowolona i przy kolejnym dziecku na pewno bym je kupiła :-)

Z chusteczkami nawilżanymi jest podobnie, półki się pod nimi uginają - tyle marek.

Pierwsze miałam jakieś Dady, ale zapach był okropny.
Kolejne Pampersy chyba białe, jakoś mi nie pasowała faktura.
Następne kupiłam Nivea Soft&Cream - ilość hurtowa, używaliśmy je dość długo, ale później doszłam do wniosku, że jak nie są w promocji, to zwyczajnie są drogie, a i dość suche. No i skład mają średni.
Znowu Pampersy, ale zielone - zapach fajny, ale znów mi coś nie pasowało.
Kolejne były Huggies natural care - skład fajny, zapach też, ale są suche i jakieś takie papierowe, żeby porządnie wytrzeć tyłek musiałam użyć kilku sztuk.
No i wróciłam do chusteczek Dada - używam sensitive - zapach mają fajny, są mokre, dobrze "myją".
Mieliśmy też Fitti, Babydream, ale jednak Dady są najfajniejsze.

Jakich pieluszek Wy używacie?
Może jakieś chusteczki są jeszcze godne polecenia?
12 MIESIĘCY - ROCZEK

12 MIESIĘCY - ROCZEK

Kochana Córeczko, rok temu o tej porze leżałaś przyssana do mojej piersi. Byłyśmy w szpitalu. Bałam się, bardzo się bałam, ale emocje, które wtedy mi towarzyszyły są niczym przy dzisiejszych wzruszeniach. Od rana, kiedy tylko na Ciebie spojrzałam od razu miałam łzy w oczach - jesteś taka samodzielna, taka maleńka, a jednocześnie taka dorosła. Zaskakujesz nas codziennie. Codziennie się czegoś uczysz :-)


Największym przełomem jest to, że chodzisz. Ha, nawet zaczynasz biegać. Uwielbiasz się ganiać, wygłupiać, i śmiać. Jesteś bardzo kontaktowa, otwarta i radosna. Gdzie się nie znajdziemy tam od razu masz ludzi w Tobie zakochanych. Z każdym pogadasz, do każdego się uśmiechniesz. Na dzieci reagujesz najfajniej - krzyczysz "dzidzi" i śmiejesz się do rozpuku. Gadasz jak najęta i po swojemu i coraz częściej po naszemu :-)

Nie mam pojęcia, ile ważysz - do lekarza idziemy w przyszłym tygodniu, wtedy się zważymy. Nie mierzyłam Cie już dawno, ale biorąc pod uwagę to, że przerosłaś już stół, to na pewno ponad 80 cm :-) Drzemkę masz coraz częściej jedną. Na noc chodzisz spać po 19 - tej. Wstajesz też później - około 7, a nawet 7:30. Noc najczęściej kończysz ze mną w łóżku. Czasem około 5 budzisz się na mleczko. Zasypiasz w wózku, innego sposobu nie ma i dobrze mi z tym - kiedyś minie. Masz 4 ząbki i kolejny w drodze.


Co już umiesz?
Potrafisz tak dużo, że nie wiem, czy wszystko zapiszę:

* mówisz: dzidzia, ciocia, pan, pani, mama, tata, tam, ten, mniam - jedzonko, ciągle pyta co to?
* naśladujesz zwierzątka
* pokazujesz gdzie masz oczko, nosek
* myjesz sobie buźkę
* bijesz brawo
* robisz papa i przesyłasz buziaki
* nienawidzisz przebierać pieluchy
* wchodzisz i schodzisz z łózka
* wdrapujesz się po schodach
* próbuje się sama ubierać.
Tyle tych osiągnięć, że chyba zacznę je częściej zapisywać, bo nie pamiętam :-(

Sto lat Kochanie. Spełnienia marzeń. Kochamy Cię Córeczko :-*

Faktycznie urodziny Matyldy są dzisiaj, ale przyjęcie urodzinowe robimy za tydzień - oczywiście efektami się pochwalimy. Świętowaliśmy dzisiaj sami. Były uśmiechy, małe prezenty, były też łzy. Nawet babeczki Ci upiekłam Robaczku - i świeczka tez była :-)


ZAPRZYJAŹNIŁYŚMY SIĘ

Kiedy dowiedziałam się o ciąży myślałam, że o dzieciach, kupkach, ubrankach wiem wszystko. Przecież tyle dzieci wybawiłam od maleńkich okruszków po duże przedszkolaki. Przecież karmiłam, przewijałam, nosiłam usypiałam. Tyle książek przeczytałam. Byłam taka przygotowana. I nagle jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wszystko mi umknęło.

Siedziałam z Matyldą przy piersi i wyłam. Myślałam sobie: "w co ja się wpakowałam". Zastanawiałam, kiedy to się skończy - było mi ciężko. Tym bardziej ciężko, że byłam sama. M. pracował, niestety nie mógł posiedzieć z nami w domu. Nie miałam nikogo na miejscu.  Z resztą, przecież nikt inny nie nakarmiłby dziecka. Po 8-10 h sama w domu, czasem myślałam, że oszaleję. Moja Mama powiedziała mi wtedy, że najtrudniejsze będą 3 pierwsze miesiące, później będzie z górki. Trzymałam się tego, myślałam o tym często. Z dnia na dzień poznawałam Małą coraz lepiej. Jakoś sam z automatu ustawił nam się tryb dnia. Tylko to spanie, tylko z tym był problem, ale nie poddawałam się.

Minęły 3 miesiące.
Minęło 6 miesięcy.
Minęło 9 miesięcy - pomyślałam, ale jest fajnie. Dajemy radę. Wiem o co chodzi. Czasem tylko muszę się zastanowić o co chodzi.

Jutro minie 12 miesięcy - dopiero teraz jest łatwo, a mówicie, że będzie jeszcze łatwiej :-D Komunikujemy się już na tyle, że jestem w stanie odgadnąć o co chodzi, a jak nie, to Matylda mi pokaże. Jak Mała chce się przytulić, to się przytula, jak chce dać buzi, to daje buzi, jak chce pić, to idzie po kubek, jak chce jeść, to woła mniam itd...

Mam swoją teorię na ten temat. Dopiero teraz jestem mądra.
Każde dziecko jest inne. Nie można każdego wrzucać do jednego worka.
Z dzieckiem trzeba się zaprzyjaźnić. W dziecko trzeba się wsłuchać. Dziecko trzeba poznać.

Na początku jesteśmy zagubione, przestraszone. Nie możemy się odnaleźć w nowej sytuacji. Jedna z nas robi to szybciej, inna później. Panikujemy. Większość problemów same sobie stwarzamy. Jak teraz się głębiej nad tym wszystkim zastanowię, to Matylda była i jest dzieckiem bezproblemowym. Nie miała kolek, nie była marudna, nie płakała. Od początku budziła się tylko raz w nocy. A ja? Ja zwyczajnie nie umiałam się dostosować. Nie potrafiłam zrozumieć, poznać. Zaspokajałam jej potrzeby. Przebierałam, karmiłam, przytulałam. Problem był ze spaniem - ale tylko w ciągu dnia i wiecie co? Teraz bym sobie z tym poradziła :-) Głupie książki, głupie poradniki namieszały mi w głowie. Nie śpij z dzieckiem, bo się przyzwyczai. Nie pozwalaj zasypiać przy piersi, bo będzie problem. Nie rób tego, nie rób tamtego. Dziecko powinno samo zasypiać. A najlepiej jak jako niemowlak robiłoby siusiu na nocnik. Trzeba było słuchać swojej intuicji.

Dziecko trzeba kochać i pielęgnować.
Dziecko potrzebuje miłości i czułości.
Dziecko jest najważniejsze.
Z dzieckiem trzeba się dogadać.
Z dzieckiem trzeba się zaprzyjaźnić.
I jeszcze jedno - dbajcie o te chwile i spijajcie każdą krople, bo te małe krasnoludki tak szybko rosną!

CODZIENNOŚĆ

Lubię tą naszą codzienność. Lubię ten czas z Tobą spędzony.

Wstajemy rano - ostatnio coraz później :-) Ku mojej wielkiej radości nie budzisz się już o 5 (odpukać)!
Przytulamy się z Tatą, bo przecież zaraz wychodzi. Zjadamy śniadanie, idziemy na spacer z samego rana. Idziesz na krótką drzemkę - czasem idę z Tobą, czasem oglądam tv, czasem sprzątam/ogarniam/gotuję. Budzisz się - uśmiechasz się do mnie. Przytulam Cię mocno. Kiedy zapłaczesz, to znak, że nie przychodzę do Ciebie za szybko. Biegnę. Wtulasz się we mnie - uwielbiam te chwile. I się bawimy. Czytamy, układamy, gadamy, tańczymy, śpiewamy - jest cudownie. Później obiad, spacer i czekamy na Tatę. Jemy wspólną obiadokolację. Przytulasz Tatusia. Wygłupom nie ma końca. Myjemy się i idziemy spać.
Uwielbiam być mamą, daje mi to wielkiego kopa. Nakręca do działania. Bardzo się zmieniłam i dobrze mi z tym. Wszystko to dla najważniejszego małego człowieka :-)

Jest też druga strona. Tej strony nie lubię. Nie mam kiedy posprzątać, a ja naprawdę lubię mieć porządek. Na początku było mi bardzo ciężko, bo jak ja mam sprzątać i funkcjonować normalnie, skoro spędzam 1/2 dnia z dzieckiem przy piersi? Kolejną część przebieram i spaceruję, bo przecież egzemplarz śpiący w wózku się trafił - teraz się uspokoiłam. Nie ogarnę - trudno. Modle się wtedy, żeby nikt nas nie odwiedził. Nie ugotuję obiadu - też trudno. Zamówimy coś, odmrozimy, zjemy kanapki. Matylda ma obiad codziennie - to jest fenomen, bo na to czas mam zawsze, a jak nie mam, to kupię słoiczek. Choć czasem bywa ciężko, to pocieszam się/Wy mnie pocieszacie, że będzie lżej i wiecie co? Sama to widzę, z dnia na dzień jest łatwiej. Tłumaczę sobie, że Matylda też może mieć gorszy dzień. Może boleć ją głowa, może być jej gorąco, cokolwiek. Przetrwamy. Są takie chwile, kiedy wyć mi się chce, bo odkurzyć nie mogę, bo podłoga się klei, a okna przybrały kolor mleczny, ale wiem, że to nie będzie trwało wiecznie. Wiem, że Maleńka jesteś tylko raz. Jak ja żałuję, że nie myślałam o tym wszystkim, kiedy byłaś maciupkim robakiem. Byłoby nam lżej, byłoby nam łatwiej. Wiem, banalna gadanina, ale mi jej brakowało, brakowało mi tego, jak tylko urodziłam.

Tak sobie myślę, że jesteś dzieckiem idealnym. Bezproblemowym. Wyjątkowym. Kochamy Cię Krasnoludku :-*
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger