POŁOŻNA 3550 CUDÓW NARODZIN - MÓJ PORÓD
Kiedy książka pojawiła się na rynku, na większości blogów parentingowych można było o niej przeczytać. Powiem tylko tyle - KAŻDA KOBIETA POWINNA JĄ PRZECZYTAĆ. Czytając - śmiałam się i płakałam na zmianę. Żałuję bardzo, że w ciąży nie miałam możliwości przeczytania takiego dzieła. I mam jeszcze jedno marzenie - osobiście poznać autorkę :-)
Miałam to szczęście, że książkę udało mi się wygrać w konkursie na blogu Żanety - za co jeszcze raz serdecznie dziękuję :-) Przeczytałam w dwa wieczory - nie mogłam się oderwać. Cudowna była! Na pewno do niej wrócę.
Dzięki książce, opisom porodów. Dzięki temu, jak pisze autorka, jak przekazuje emocje, jak cudownie mówi o kobietach, o dzieciach, o mężczyznach zrozumiałam, że poród może być najcudowniejszym doświadczeniem w życiu. Mimo bólu, mimo zmęczenia, mimo łez. Żałuję, że wcześniej tak o tym nie myślałam.
Mój poród rozpoczął się w szpitalu, w nocy - musiałam budzić położne. Na szczęście fajne babki miały dyżur, więc obyło się bez fochów. Już wieczorem czułam się inaczej. Położyłam się spać, raczej czuwać. Około 3 nad ranem obudził mnie ból kręgosłupa - wiedziałam, że się zaczęło. Brzuch mi się napinał i bolał kręgosłup. Spokojnie dawałam radę. Wstałam, pochodziłam trochę - mierzyłam częstotliwość skurczy - 9 - 7 - 5 minut. Około 5 stwierdziłam, że idę do dyżurki. Położne wyrwane ze snu nie bardzo wiedziały, co się dzieje - trochę się pośmiałyśmy, zbadał mnie lekarz i zaprowadzono mnie na salę porodową. Przyjęła mnie bardzo "miła" położna, patrzyłam tylko na zegarek i zastanawiałam się, o której jest zmiana - pominę nasz dialog, bo nie był wart moich nerwów. Stwierdziła, że akcja porodowa się nie rozpoczęła i ktg nic nie pokazuje, a na porodówce spędzę co najmniej 12 h. Wypełniłam wszystkie papierki, podpisałam zgody i leżałam, wsłuchiwałam się w tętno Matyldy. W sali pojawiła się jak anioł - młoda, sympatyczna, piękna kobieta - nasza położna - pamiętam, że właśnie pofarbowała włosy na rudo, bo każdy mówił, że cudownie wygląda. W między czasie przyjechał M. - przestraszony, zaspany, obolały (był po wypadku) - od razu poczułam się pewniej. Położna wytłumaczyła nam, że ktg, to tylko urządzenie i nie musi pokazywać skurczy, że jeśli mam skurcze od kręgosłupa, to w ogóle może ich nie zauważyć. Po 8 skurcze zatrzymały się, poszłam na usg - lekarze oglądali maleństwo, zdecydowali, że dostanę oksytocynę. Jak ja się wtedy bałam, tyle historii na ten temat słyszałam, ale wiedziałam, że nie ma innego wyjścia. Położna nam nie przeszkadzała, sprawdzała co chwilę, czy wszystko ok. Ostatni raz byliśmy we dwoje, wiedzieliśmy, że za chwilę wszystko się zmieni :-) Byłam dziwnie spokojna. Nie bałam się. Skurcze były co raz bardziej odczuwalne. Lekarze na badaniu usg śmiali się, że nie wyglądam, jakbym miała rodzić - a ja zgrywałam twardzielkę - zgodnie stwierdzili, że z ciekawości zajrzą do mnie później. Nie byłam już taka uśmiechnięta. Rodziłam w jedynej sali do porodów rodzinnych w szpitalu (był przed remontem), miałam do dyspozycji różne sprzęty ułatwiające radzenie sobie ze skurczami, miałam też wannę. Przez całą ciążę kąpiel działała na mnie kojąco, ta kąpiel była inna - bolało mnie wszystko. Dzisiaj jedynie jak się mocno skupię, to pamiętam ten ból, ale dałam radę, dałam radę urodzić bez znieczulenia. Będąc w wannie kilka razy głośno krzyknęłam, był też moment, kiedy twierdziłam, że nie dam rady, że już nie chce :-) Zaczęły się skurcze parte - przeszłam na łózko, usadowiłam się wygodnie (o ile rodząc może być wygodnie). Pojawiły się jeszcze 2 położne - jedną znałam ze szkoły rodzenia - przyszła pani doktor, przyszedł neonatolog. Wszyscy byli bardzo mili, pomocni, czułam, że jestem dla nich ważna, że nie jestem kolejną pacjentką. Temperatura na dworze tego dnia sięgała 36 stopni, było potwornie gorąco. Pociłam się strasznie, między skurczami regenerowałam siły, zamykałam oczy i odpoczywałam - nie mogłam uwierzyć w to, że organizm sam wiedział, że musi zbierać siły na kolejny wysiłek. Ta faza porodu trwała 25 minut, jak dla mnie akurat :-) Współpracowałam z położną, wykonywałam jej polecenia, słuchałam jej, ale i ona słuchała mnie - każdej rodzącej mogę poradzić, żeby naprawdę robiła to, co położna mówi - będzie łatwiej! O 11:55 na świecie pojawiła się nasza córeczka - piękna, najpiękniejsza. Przez pierwszych kilka sekund nie docierało do mnie, że jest już z nami, dopiero po chwili załapałam i mocną ją przytuliłam - przyssała się do piersi i tak spędziliśmy prawie 2 h. Największym fenomenem było dla mnie to, że Matylda poznawała mój głos. Jak zaczęła płakać i tylko się do niej odezwałam, to przestawała - niesamowite emocje :-* Zostaliśmy sami, przytulaliśmy się i cieszyliśmy. Emocje porodowe opadały, za to pojawiła się euforia i szczęście - ogromne szczęście. 3 h po porodzie w ogóle nie czułam się jakbym rodziła, czułam się świetnie. Oczywiście coś tam mnie bolało, ale śpiący człowiek obok mnie nie pozwalał myśleć o bólu :-* Później 2 dni w okropnym ukropie i do domu - nie mogłam się doczekać, kiedy wyjdziemy już we troje <3 Cudowne chwile!
Powiem tak:
gdybym wcześniej miała możliwość przeczytania w/w książki na pewno inaczej chciałabym przeżyć swój poród - mimo że był prawie idealny, to nie odczuwałam go jako mistycznego wydarzenia. Nie wiem, czy bym się zdecydowała na poród w domu, ale chciałabym, żeby był bardziej intymny, bardziej przez nas kontrolowany. Przecież to takie ważne i cudowne doświadczenie :-)
A Wy, zdecydowałybyście się na poród w domu? Czy uważacie, że urodzić trzeba i już?
W domu bym się chyba nie zdecydowała, chociaż mój poród nie był taki zły. Była ze mną moja mama, bo mój mąż nie zdążył dojechać :) Wszystko tak szybko się potoczyło :) Najzabawniejsze co wspominam to to, że w sali porodowej było radio, w którym leciały przeboje disco polo :)
OdpowiedzUsuńTo super, że tak sprawnie poszło :-)
UsuńNie taki diabeł straszny jak go piszą :-)
Ja ogólnie bym się bała w domu rodzić, ale jak ktoś tak chce to m ito nie przeszkadza ;]] każdy ma swój wybór :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
mama-julii.blogspot.com
Oczywiście :-)
UsuńJest to dość trudna decyzja, ale tak jak piszesz, każdy sam decyduje :-)
z tego, co wiem, wiele kobiet, no. w Holandii czy Wielkiej Brytani, rodzi swoje dzieci w domu, pod okiem położnej. Ja sobie nie wyobrażam, żeby w razie komplikacji nie było przy mnie sprzętu medycznego czy lekarza. Może myślałabym inaczej, gdyby moja ciąża i poród były bezproblemowe :)
OdpowiedzUsuńTak jak piszesz, pewnie to kwestia tego, jaki poród za nami :-)
Usuń