ROZSZERZANIE DIETY MALUSZKA KARMIONEGO PIERSIĄ
Zbierałam się do napisania o rozszerzaniu diety Matyldy już dość długo, ale ciągle czułam, że wiem jeszcze zbyt mało, że wszystko robię trochę po omacku. Przeczytałam dużo w tym temacie, poradziłam się koleżanek - mam, skonsultowałam z lekarzem - niestety każdy ma różne zdanie. Musiałam radzić sobie sama, bo mamy, ciocie i babcie wiedzą najlepiej, ale jakoś nie byłam zainteresowana ich radami.
Naszą przygodę z rozszerzaniem diety zaczęłyśmy jakoś chwilę po 5 miesiącu, wiem - wiem - mówią, że powinno się zaczynać po 6, ale Matylda pokazywała, że chce już jeść coś innego.
Najpierw ukradła mi jabłko, wysysała z niego wszystkie soki, dodatkowo masowała sobie dziąsła. Trzymałam jabłuszko w ręku, a młoda zajadała - jaki był płacz, jak owoc zabraliśmy. Będąc na zakupach kupiliśmy siateczkę do owoców i warzyw, teraz Matylda zajada sama.
Takie prawdziwe rozszerzanie diety zaczęliśmy od marchewki. Babcia przywiozła, mama ugotowała (jaka to satysfakcja ugotować samemu), Matylda zjadła. Początki były średnie, bo nie umiała przesunąć jedzonka z języka dalej, ale po 2 dniach już była mistrzynią. Tata Matyldy nie mógł uwierzyć, że taki mały szkrab wie, że teraz będzie jedzenie, że jak tylko zobaczyła swoją łyżeczkę, to był płacz, a już w ogóle fenomenem dla Niego było to, że jak tylko łyżeczka zbliża się do ust, to Mati otwiera szeroko buźkę.
Dalej Matylda dostała ziemniaczki - też od Babci :-) Kolejne warzywka, które wprowadzaliśmy były ze słoiczka - korzystaliśmy z serii Bobovity "Pierwsza łyżeczka" - Matylda jadła brokuły, groszek i kalafior, następnie zjadła szpinak z ziemniaczkami. Wszystko oczywiście jadła oddzielnie i z przerwami między kolejnymi warzywkami - żadnych problemów z brzuszkiem nie było, więc próbowaliśmy dalej.
Wszystkie warzywka już Matylda jadła połączone, robiłam jej obiadki i mroziłam. A, no i do każdej porcji warzyw dodawałam gluten, żeby mały brzuszek przyzwyczaić. Dodajemy też tłuszcze - masło, oliwa z oliwek albo olej rzepakowy. Część warzyw mamy od Babci z działki, a część kupujemy mrożone - tak wydaje mi się najbezpieczniej. Chociaż wiem, że zdania są podzielone. Nie raz Matusia dostaje kawałeczek skórki od chleba do "pogryzienia" - wtedy nie podajemy glutenu w obiadku.
Zaczęliśmy podawać owoce - jabłka, gruszki, banany, śliwka, owoce leśne (jagoda, malina) - problemów z brzuszkiem nie zauważono.
Teraz Matylda zjada już śniadanie - cycuś, II śniadanie - kaszka bezglutenowa lub owoce, obiadek - warzywka, podwieczorek - cycuś, kolacja - kaszka i cycuś do snu. W nocy jeszcze zjadamy 2-3 razy cycusia i w ciągu dnia zawsze na żądanie. Jedzenie codziennie jest o stałych porach, jak jest jakieś odstępstwo od normy, to w momencie, kiedy Mati powinna dostać np. obiadek zaczyna się domagać jedzenia, chociaż 3 łyżeczki, ale musi zjeść.
Pomału przymierzamy się do podania mięska i żółtka - o sukcesach będziemy informować na bieżąco.
Do tej pory Matylda wszystko zjada jak szalona, uwielbia jeść i widać, że sprawia jej to ogromną przyjemność - zobaczymy, jak będzie dalej. Motywujące jest to, że obiadki ugotowane przeze mnie zjada dużo chętniej niż te ze słoiczka. Między posiłkami Matylda nie dostaje żadnych przekąsek, chociaż wszystkie ciocie tylko się czają, żeby podać kawałek ciasteczka. Niestety, my na to nie pozwalamy! Mati też nic nie pija, tylko cycusia, z butelki nie chce, a z kubka niekapka nie chciała. Ostatnio dostała odrobinę soczku z marchwi z wodą w kubeczku i piła - załapała od razu - ach jaka matka była dumna, wszystkim opowiadałam, każdemu się chwaliłam :-) Pewnie jak zrobi się cieplej, to Mała z chęcią zacznie pić.
A jak Wasze doświadczenia podczas rozszerzania diety? Może macie jakieś wskazówki? Może coś robię nie tak? Nie wiem tylko jak radzić sobie z owocami, bo część mam, ale np. banany, gdzie kupować?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz