EMOCJE PO URODZENIU DZIECKA

Mówią o szczęściu, jakim jest mały człowieczek, mówią, że należy się cieszyć, mówią, że to cud. Owszem, wszystko się zgadza, ale dlaczego w tym wszystkim tak mało mówi się o matce? Dlaczego tak mało się ją pyta o samopoczucie? Dlaczego wciąż mało się mówi o baby blues? Dlaczego depresja poporodowa to nadal temat tabu?

Pamiętam, że po przyjściu na świat Matyldy, kiedy już leżałam na sali poporodowej wszyscy zachwycali się dzieciątkiem - ja też to robiłam i wtedy zupełnie nie myślałam o sobie. Do czasu... Do czasu, aż dostałam wiadomość od znajomej, w której było napisane, że jestem dzielna, że jest ze mnie dumna - wtedy zdałam sobie sprawę, że mało kto pytał mnie, jak się czuję, każdy skupiał się na maleństwie. 

Czekaliśmy z M. na Małą, kiedy badał Ją lekarz, kiedy była ważona i mierzona - On wariował, chodził, gadał - cieszył się - widziałam i nagle mówi do mnie, że pewnie jestem zazdrosna, bo On ciągle tylko o Niej i o Niej, a mi to nawet przez myśl nie przeszło - śmiałam się, jak mogłabym być zazdrosna o własne dziecko. Tak bardzo się cieszyłam, gdy widziałam radość Ojca, który zakochał się od pierwszego wejrzenia w swojej córeczce - emocje nie do opisania :-)

W sobotę przyjechaliśmy do domu, było inaczej - lepiej, bo nareszcie we trójkę. W niedzielę odwiedziła nas rodzina, moi rodzice z siostrą i jej partnerem. Zjedliśmy obiad i pojechali, została moja mama, bo M. niestety nie miał wolnego, a nie byłam pewna, czy dam sama radę (teraz wiem, że moje obawy były nie na miejscu, ale te hormony...). Po południu się zaczęło, mała chciała jeść, a nie mogła złapać sutka, chciała spać, a była głodna - płakałam razem z Nią, wtedy pierwszy raz pomyślałam, że jestem najgorszą matką świata. Moja mama prawie płakała ze mną, bo nie potrafiła zrozumieć, dlaczego akurat mi się przytrafia taki spadek formy. Mówiła, że nigdy by nawet nie pomyślała, że ja mogę się podłamywać - przecież zawsze byłam taka silna. M. doprowadził nas do porządku, wszystko zorganizował i jakoś daliśmy radę. 

Było jeszcze kilka smutnych dni, najgorzej było, jak Mati chciała być cały dzień przy cycu, a ja nie mogłam nawet iść do łazienki. Miałam wrażenie, że to się nigdy nie skończy, że już zawsze będę Ją tylko karmiła - często sama głodna. I cieszę się, że się nie poddałam, że to przetrwałam i karmię do dziś. Nie umiałam się pogodzić z tym, że Ona tak mnie ogranicza, że nie mogę wyjść z domu, że nic nie mogę zrobić. Niby bardzo pragnęłam dziecka, niby marzyłam o nim zawsze, ale rzeczywistość okazała się inna - trudniejsza. 

Z perspektywy czasu wiem, że tak musiało być, że tak powinno być i chcę z tego miejsca powiedzieć wszystkim Mamom i przyszłym Mamom, że to jest naprawdę cudowny okres. Cieszcie się jak tyko możecie, wyciągajcie z tego czasu każda sekundę, bo to wszystko tak ucieka, że nie zdążycie się obejrzeć, a młode pójdzie w swoją stronę. Wszystko mija i wszystko można przetrwać. Teraz marzę o tym, żeby Matylda chciała poleżeć przy cycu 30 min, a ja wtedy zamknąć oko choć na moment, ale nie, bo przecież świat jest taki interesujący, że szybko zjadamy i dalej oglądamy :-)

Podzielę się z Wami czymś bardzo osobistym, tak pisałam niespełna 4 tygodnie po porodzie:

* "Patrzę na Ciebie i się zastanawiam jakie to uczucie być MAMĄ. Pytam Cię o cycki, o chudnięcie, o "jak się czujesz", a nie pytam, co się dzieje w Twoim serduszku" - generalnie nie lubię takich pytań, bo za dużo wtedy rozmyślam, za bardzo analizuje, ale czasem to dobrze robi.

* Nie dociera do mnie, że jestem mama, pewnie tak w 100 % poczuje, jak Matylda po raz pierwszy zawoła:"Mamo" Przyznam Ci się, że na samym początku, jak budziłam się w nocy, to biorąc ją do karmienia mówiłam:"już, już, chodź - ciocia Ci da" - teraz to dla mnie straszne, że nie mogłam załapać, że Ona jest cała moja((a mówiłam ciocia, bo do tej pory bawiłam się w nianię, więc to weszło mi w krew). Dzisiaj mam kiepski dzień, więc mogę marudzić, ale siedzenie w domu mnie wykańcza. 24 h na dobę dziecko i mimo że pragnęłaś tego malucha z całego serca, to nie umiesz się pogodzić, że tak bardzo Cie ogranicza... Mamy bardzo grzeczne dziecko (przynajmniej teraz), ale myślę sobie, że nie mam sil, że chcę, żeby ktoś ją zabrał chociaż na chwilę, zaraz po tych myślach mam potworne wyrzuty sumienia. Czasem na nią patrzę i nie wierze, ze to moje dzieciątka, ze ten dzieć powstał ze mnie, że ja ja urodziłam, że to ona była ze mną przez te 9 m-cy. Czasem pomyślę, że wolałam, jak była w środku, Boże, jestem potworem. Generalnie serce mi się uśmiecha. Nie wiem, czy umiem ja kochać, ale jak patrze na nią taka wypoczętą, taką do mnie przywiązaną, taka mi oddana, to mam ochotę ja zjeść z tego wszystkiego. Czasem się cieszę, że nie jest w stanie beze mnie wytrzymać, a czasem czuje się taka uwiązana. Bycie mama jest trudne. I teraz nie dziwie się mojej mamie, ze czasem się na mnie denerwowała, a jak tylko przyszłam i ja przytuliłam, to wszystko jej przechodziło. Mi wystarczy uśmiech Matyldy, choć nie do końca świadomy, to mimo wszystko zarezerwowany tylko dla mnie (...) Się rozpisałam, teraz będę dla Ciebie potworem, bo pewnie pomyślisz, że Ty tak bardzo chcesz dzidziusia, a ja go mam i tak narzekam, tak marudzę, ze może jestem straszna egoistka, ale bycie mama jest tak samo ciężkie, jak przyjemne. Boję się być mamą, boję się, że mała będzie nieszczęśliwa, że ją skrzywdzę, że nie dam jej wszystkiego, co powinnam, ale dla Niej chce być najlepsza mamą na świecie, nie - idealna, bo nie ma ideałów, ale dla Niej najlepsza (...).

O! Tak było wtedy, a teraz, teraz to czytam i się uśmiecham :-) Szybko zmienia się perspektywa :-)

W NOCY ZAMIENIAM SIĘ W POTWORA

Dla mnie od zawsze tak było - noc jest od spania. No dobra, kiedyś była od imprezowania, czasem od pracowania, ale generalnie jest od spania. Umówmy się, że dzieci zmieniają ten pogląd.

Jak tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, zaczęłam zastanawiać się, jak będą teraz wyglądały nasze noce - jak ja się bałam. Bałam się, że nie dam rady, że będę zasypiała, że nie będę słyszała dziecka.

Tata Matyldy cierpi na bezsenność, więc śmieliśmy się, że to On będzie noce spędzał z Małą. Oczywiście życie zweryfikowało to inaczej, bo ja z Matylda śpię w Jej pokoju, a M. w naszej sypialni - niech się chłop wyśpi, rano do pracy przecież idzie. O nie, nie - jaka ja byłam wściekła na Niego na początku, że nie chce mi pomagać, że dziecko chciał, a teraz w nocy nie ma zamiaru się podnieść, ale wcale nie chodziło o dziecko. Chodziło o to, że ja zwyczajnie za Nim tęskniłam - nie umiałam się pogodzić z tym, że śpimy oddzielnie. Po jakimś czasie zrozumiałam, że to stan przejściowy i że M. nie robi nic złego - ale nie o tym chciałam.

Po powrocie do domu z Matyldą okazało się, że nie jest tak źle, bo Mała przespała drugą albo trzecią noc całą, a normalnie budziła się raz :-D Ot taki egzemplarz nam się trafił. Chociaż co druga ciocia mówiła, że to się zmieni, że jeszcze trochę i zacznie budzić się częściej. Oczywiście tak też się stało, więc znów byłam zła, bo myślałam sobie, że jest coraz starsza, a śpi coraz mniej, trochę mi zajęło zrozumienie tego fenomenu :-)

Matylda nigdy nie płakała w nocy, nie zdarzyło się jej to od urodzenia. Zawsze się budziła, zawołała i grzecznie czekała, aż ktoś podejdzie. Brałam ja, karmiłam i odkładałam - takie cudne były noce. Aż tu pewnego razu Matylda postanowiła nie spać 2-3 h w nocy, raz, drugi, trzeci - nie wiedziałam o co chodzi. Gadała sobie, krzyczała, kręciła, wierciła, zasypiała na chwilę, znów się budziła. A we mnie wstępował jakiś demon. Wtedy byłam dopiero zła, miałam okropne myśli, później wyrzuty sumienia i tak w kółko. Czasem miałam ochotę ją zostawić i wyjść, czasem miałam ochotę na nią nakrzyczeć - chciałam, żeby spała. I ja też chciałam spać, marzyłam, żeby się wyspać. Rozmawiałam z innymi mamami, aż w kocu koleżanka podpowiedziała, ZGAŚ LAMPKĘ - zgasiłam i zgasł problem nocnego niespania.

Teraz Matylda budzi się 2-3 razy, ale zjada i na ogół śpi dalej. Oczywiście są momenty, kiedy coś jej nie pasuje. Ząbkuje, dziąsła są nabrzmiałe, Mała się męczy, więc i noce są gorsze, ale jakoś dajemy radę - uświadomiłam sobie, że taki stan rzeczy nie będzie trwał wiecznie, że kiedyś się to skończy, a ja pewnie jeszcze nie raz zatęsknię za nocnymi przytulaskami.

Owszem dalej marzę, żeby pospać chociaż do 9, żeby nie obudzić się ani razu w nocy. Codziennie sie kładę z myślą, że może właśnie dziś dziecko zrobi mi niespodziankę i nie obudzi się ani razu, ale jak na razie Matylda ma inne plany :-)

TRZYDNIÓWKA

Rumień nagły, bo taką nazwę też ma trzydniówka. Co to takiego? Jak się objawia? Jak sobie z nią radzić?

My swoją trzydniówkę mamy prawie za sobą, pierwsza choroba Matyldy od urodzenia - moje maleństwo.

W niedzielę wracaliśmy z Warszawy, jechaliśmy w dzień. Bałam się, jak Mała zareaguje na długą podróż, ale chyba z racji temperatury przespała prawie całą drogę (jeszcze wtedy nie wiedziałam, że coś się dzieje). Dojechaliśmy do domu, Matylda zjadła i była marudna. Przytuliłam ją i poczułam, że jest jakoś nienaturalnie ciepła, więc termometr w ruch i widzę, że ma stan podgorączkowy. Nie panikowałam jeszcze. W nocy jakoś gorzej spała, ale pomyślałam, że to ząbki.

Rano zmierzyłam znów temperaturę i okazuje się, że ma 38,5 - przestraszyłam się, ale dałam Paracetamol i czekałam. Temperatura spadła i było ok. Dotykam główki Matyldy i czuję, ze ciemiączko jest dziwnie wypukłe, więc biegiem telefon do przychodni i już jedziemy do lekarza. Pani Doktor powiedziała, że widocznie Mati tak reaguje na temperaturę i mam się nie stresować, ale jakoś słabo mnie uspokoiła. W środę byłyśmy umówione na szczepienie - żółtaczka, więc wiedziałam, że podejdę za 2 dni z powrotem. Matylda miała tylko delikatny katarek, ale raczej nocą, w dzień nic. I temperatura nie była zbyt wysoka, nagle w ogóle przeszła, a Mati wczoraj wyskoczyły małe, rumiane krosteczki na karczku i za uszami. Wieczorem miała na pleckach i na brzuszku. Dzisiaj jeszcze plamki są, ale mam nadzieję, że już niebawem znikną - gdzieś wyczytałam, że na szczęście nie swędzą, nie pieką i nie przeszkadzają dziecku.

Do tej pory nie miałam pojęcia czym jest trzydniówka. Teraz już wiem :-) Nagła gorączką, może być dość wysoka, pojawia się nagle i nagle "znika". Może trwać od 3-5 dni, później pojawiają się rumiane krostki, plamki - mniej więcej są przez około 2 dni. Nie podaje się żadnych leków, tylko syropki/czopki na zbicie temperatury. Co ważne, to jak dziecko raz zachoruje, to uodparnia się na wirusa wywołującego chorobę.

Jakie ja przypisywałam teorie naszej pierwszej temperaturze, to wstyd się przyznać! Jestem totalną panikarą!

No i ząbkujemy, ale o tym innym razem. Jest ciężko, mega ciężko, ale damy radę. Szkoda mi Małej, wymyślam, kombinuję, żeby choć trochę ulżyć, ale wszystko działa na chwilę. Matylda momentami zachowuje się jak mały potwór, robi wszystko, żeby jak najszybciej podrapać sobie dziąsła. Biedne te nasze maluszki, tyle się musza umęczyć. Najlepiej jest przy cycku i koniec, czasem nic nie pomaga, a poleżenie sobie i po cmokanie tak, więc ciumkamy i ciumkamy, najważniejsze, że Matyldzie lepiej.

Może macie jakieś super sposoby na bolesne/swędzące dziąsła?
OTULACZ WOOMBIE

OTULACZ WOOMBIE

Woombie  <KLIK>  - czym jest to cudo? 

Woombie, to otulacz, który ma pomagać rodzicom. Dziecko w okresie płodowym w brzuszku ma bardzo ciasno i ciepło, rączki i nóżki ma blisko siebie. Dzidziuś po przyjściu na świat musi się przystosować do nowego świata, do życia poza brzuszkiem mamy. Otula i pomaga uspokoić się maluszkowi. Powiem Wam, że u nas zdziałał cuda.




Przyjechaliśmy ze szpitala, mała zjadła i chciałam ją położyć spać. Włożyłam do łóżeczka - płacz. Wzięłam na ręce - płacz. Położyłam na kanapie - płacz. Wariowałam, chciałam pomóc, a nie wiedziałam jak, gubiłam się zupełnie. W końcu M. mną potrząsnął i powiedział, że przecież w szpitalu było dużo cieplej niż w domu - ubrałam Matyldę cieplej, w szpitalu było głośno - włączyłam radio, no i nareszcie - w szpitalu Matylda była owinięta pieluszką i rożkiem - więc ją owinęłam kocykiem - pomogło - spała 4h, a ja odetchnęłam. Oczywiście miałam do siebie wyrzuty, że co ze mnie za matka, skoro nie wiem, czego potrzebuje mój maluch, ale szybko mi przeszło. Od początku wiedziałam, że Matylda będzie chodziła codziennie spać o 19 - tej. Na noc miałam zwykły bawełniany otulacz - długa ilość materiału, ale dawaliśmy radę. Matylda spała od 19 do 2-3 w nocy. Czasem bywało inaczej, ale bardzo rzadko. Byłam wsypana i zadowolona. Matylda wyrosła ze swojego otulacza, a ja trafiłam na Woombie.

Dzięki Pani Karolinie mieliśmy możliwość przetestowania otulacza. I wiecie co? Jestem bardzo zadowolona. Wykonany jest z bawełny z domieszką spandexu (połączenie daje unikalną tkaninę bebeflex), ma dwustronny zamek, który ułatwia przewijanie, zamek u góry przy buźce jest ukryty pod kawałkiem materiału, wiec nie podrażni, ma przewiewną siateczkę na klatce piersiowej - generalnie jest bardzo porządnie wykonany. Do wyboru jest mnóstwo opcji kolorystycznych,dla dziewczynki, dla chłopca - cudowne.


Otulacz naprawdę działa, dla rodziców to wybawienie. Dopóki nie spróbowałam, to pod nosem się trochę śmiałam, że co może zdziałać taki kawałeczek materiału, a jakie było moje zdziwienie, kiedy po pierwszym włożeniu Mati spała 4 godziny, później było już tylko lepiej. W kokonie mała wygląda pięknie, przesłodko - mała żmijka.


Producent pisze, że pomaga również podczas kolek. U nas kolek nie było, więc się nie wypowiem. Pomaga również w pierwszych miesiącach, kiedy dzieciątka mają Odruch Moro - nie wybudzają się same, no i najważniejsze, że rączki nie przeszkadzają w spaniu.

My Woombie polecamy, swoje do szafy chowamy i czekamy, może się przyda w przyszłości. Najśmieszniejsze są wygibasy Mati, jak jest otulona, wije się jak dżdżownica - uwielbiam ją taką.
KOCIE WYGIBASY

KOCIE WYGIBASY

Weekend spędziliśmy u Chrzestnej Matyldy - Izy i Wujka Pawła oczywiście.
Ciocia Iza to niepoprawna romantyczka, artystyczna dusza, fotografuje, obrabia zdjęcia - nie ma co, ma do tego smykałkę :-) Jak się okazuje nie tylko do tego, bo i spódnicę uszyje i pudełko zrobi i ozdobić potrafi - O! Taka z Niej zdolniacha.

Odpoczęliśmy, oderwaliśmy się od rzeczywistości, a najważniejsze, że Matylda czuła się dobrze, zasypiała na tarasie w 3 minuty i grzecznie spała - nawet wózek mógł stać w miejscu, wyłączyła swój czujnik ruchu.



Zobaczcie, co dostaliśmy - piękne, cudne, najwspanialsze pudełeczko, jak je tylko zobaczyłam, to się zakochałam. Ostatnio sobie myślałam, że muszę jakieś pudełeczko wymyślić na drobiazgi - pamiątki Matyldy - a tu taka niespodzianka. No dobra, sama trochę wyprosiłam.



To jest nasze - piękne, prawda? :-)

Robi też takie cuda, zerknijcie. Ozdabia też łóżka i wiele, wiele innych.






Najlepsze jest to, że Iza sama rysuje kotki, rysuje aniołki - wszystko jest Jej pomysłu i projektu. Koty są przecudowne, ogonki powyginane we wszystkie strony - piękne!
6 MIESIĘCY

6 MIESIĘCY

W sobotę minęły nam kolejne 3 miesiące - razem jesteśmy już całe PÓŁ ROKU. Najpiękniejsze i najlepsze pół roku w naszym życiu. 




Matyldko, jesteś dla nas wszystkim, całym światem, pochłaniasz każdą naszą minutę, a czasu z Tobą spędzonego nie zastąpilibyśmy niczym innym. Kochamy Cię z całych sił! Jesteś już dużą dziewczynką, rośniesz w takim tempie, że nie nadążamy się Tobą nacieszyć. Ciągle pamiętam, jak wracamy do domu ze szpitala, jak w szpitalu czekamy na Tatę, żeby już po nas przyjechał, jak fotelik był dla Ciebie tak wielki, że bałam się Ciebie do niego wkładać, bo prawie nie było Cię w nim widać - szybko leci czas, szybko ucieka każda chwila. Dobrze, że są zdjęcia, że chociaż na nich możemy uwiecznić większość chwil. Dni uciekają, a Ty jesteś coraz starsza :-)

W liczbach - kończąc 6 m-cy:
* ważysz 6550
* mierzysz 71 cm
* obwód główki 43 cm, obwód klatki piersiowej 41 cm.

Co potrafi nasz półroczniak:
* obraca się jak szalona z pleców na brzuszek w lewą stronę, w prawą tylko jak chce coś sięgnąć - ćwiczymy codziennie
* z brzuszka na plecy uczy się codziennie obracać, czasem wychodzi, czasem nie 
* wkłada stópki do buzi - duży paluszek jest najlepszy
* wyraża emocje buzią - wczoraj to zauważył Tatuś, ja nie zwróciłam uwagi, a Tata mówi, że widać, kiedy dzidzia smutna, kiedy mocno radosna, że patrząc na Nią łatwo Mu odróżnić humorek
* karmimy się nadal piersią
* ząbków nie mamy
* główkę unosisz bardzo mocno, jeszcze chwila i będziesz siedzieć
* zaczynamy rozszerzać dietę - na widok swojej łyżeczki dostajesz szału, nie mogę Ci jej pokazać, jeśli jeszcze nie mam przygotowanego jedzenia - zjadasz wszystko jak szalona
* butelki nie tolerujesz, nic nie pijesz poza cyckiem
* na brzuszku spędzasz 3/4 dnia
* potrafisz doskonale sięgać zabawki
* no i na brzusiu potrafisz zmieniać pozycję w takim tempie, że trzeba Cię mieć ciągle na oku.

Mamy też złą wiadomość, bo Matylda po 6 miesiącach ma swoją pierwszą temperaturę :-( Marudzi strasznie - chciałabym Jej pomóc, Staram się! Myślę, że to kwestia ząbków, bo nie ma ani kaszlu, ani kataru - taką mam nadzieję. Osłuchowo też wszystko w porządku, byłyśmy dziś u lekarza, bo rano Mati miała wypukłe ciemiączko, spanikowałam, jak się okazało niepotrzebnie, bo Pani Doktor mówi, że to najpewniej przez gorączkę. Zdrowiej Kochanie! 




Rośnij zdrowo Aniołku :-)

ECH CI LUDZIE...

Słucham i nie wierzę, patrzę i nie dowidzę, skąd w ludziach tyle zła? Skąd bierze się tyle zawiści? Dlaczego Matka Matce wrogiem? Po co to dogryzanie? Po co, pytam?

Wiem, młoda jestem, pewnych rzeczy jeszcze nie rozumiem. Pewnych rzeczy jeszcze nie widziałam, nie doświadczyłam, ale też czuję, też obserwuję. Byłoby łatwiej, gdybyśmy nie byli tacy zawistni (tak ja też taka bywam - niestety - walczę ze sobą codziennie). Do sedna.

Rozmawiają sobie Matki - nieważne gdzie, nieważne kiedy - temat jest jeden - DZIECI:

* mówię, że Matylda uwielbia swoje łapki, że w końcu je zauważyła i bawi się nimi (było to jakiś czas temu), a Matka odpowiada:"dopiero - mój mały to już w pierwszym miesiącu wiedział do czego są rączki" - to daj Mu Matko nóż i widelec - niech wcina,

* "Matylda budzi się jeszcze w nocy?" - pyta Matka, zgodnie z prawdą odpowiadam, że tak że czasem budzi się raz, a czasem 3 razy - jest głodna, to się budzi, czasem się chce tylko przytulić.
I słyszę oczywiście, że moja mała, to spała od 4 miesiąca całe noce - tylko zapomniała dodać, że nie karmiła piersią (a jak wiadomo wtedy jest trudniej), a dziecko faszerowała wodą z glukozą,

* "Ona ma 6 m-cy i jeszcze nie siedzi" - nie siedzi, bo nie ma takiej potrzeby na razie, przyjdzie na Nią czas, będzie chciała, to usiądzie, martwiłabym się, gdyby miała rok i nie siedziała

* "jaka Ona jest łysa" - i co w tym dziwnego - dla mnie nic

* "jaka Ona chuda" - nieważne, że podwoiła swoją wagę urodzeniową w 4 miesiącu, nieważne, że jest na 75 centylu - chuda i koniec.

I tak można pisać i pisać, bo przecież zawsze czyjeś dzieciątko będzie gorsze, zawsze będzie coś nie tak...

Ech..., a nie łatwiej byłoby zapytać, co potrafi już Twoje dziecko? Ile milej by było docenić to, co już maluszek potrafi, bo każdy bobas rośnie i rozwija się w swoim tempie, każdy ma inne geny, każdy jest inny!
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger