MATCZYNE DYLEMATY

Każda matka ma jakiś dylemat. Nosić - nie nosić, lulać - nie lulać, usypiać przy piersi - nie usypiać, można tak w nieskończoność, a zwłaszcza, kiedy doradzają "najmądrzejsi" - czyli bezdzietni, albo rodzice, którzy mają swoje pociechy już odchowane. Ja nie umiem patrzeć jak Matylda płacze, nie umiem tego słuchać, jak zwierze chce od razu jej pomóc. Nie mogę patrzeć na jej skrzywioną buźkę, współczuję mamom, które dały się namówić do uczenia dziecka samodzielnego zasypiania metodą wypłakiwania. Biedne dzieci i biedni rodzice.

Jaka ja byłam mądra, jak nie miałam dziecka..., aż mi wstyd teraz za to, co wygadywałam, ale dzielę swoje życie na to przed Mati i na to po jej narodzinach. Od kiedy Mała jest z nami pozwalam sobie na zmianę swoich poglądów :-) Nie będę lulać - bujać, nie będę spała z dzieckiem (i nie śpię, ale śpię w jej pokoju), nie będę nosić na rękach, bo się przyzwyczai, tych moich NIE BĘDĘ jest tyle samo, co zmian mojego zdania. Życie wszystko samo weryfikuje, Mała sama sobie mnie ustawiła :-) 

W ciąży przeczytałam "Język niemowląt" - jakie macierzyństwo wydało mi się proste. Śmiałam się, że u nas będzie idealnie, a szkoda mi było mam, których tej książki nie czytały. Myślałam sobie, że będę miała super sposób na dzieciątko i w ogóle nie będzie płakało, jakże się pomyliłam. Okazało się, że jakiś trzygodzinny łatwy plan nie jest wcale taki łatwy, a samodzielne zasypianie może wyrządzić więcej krzywdy niż pożytku. Owszem, byłoby super, gdyby Mati od początku usypiała sama, ale nie mam sumienia patrzeć na nią jak płacze, przecież moje ramiona przynoszą jej ulgę. Pewnie nie raz wrócę do myśli o tym, że nauczę ją samą zasypiać, ale po pierwszych próbach szybko zrezygnuję :-)

W sobotę moja córka ponownie zastrajkowała, chce spać, ale nie wie jak, więc wróciłyśmy do punktu wyjścia :-( Znów płacz i próba ukojenia, nic nie pomaga. Aż tu nagle przypomina mi się, że jak Matusia miała kilka dni, to kupiłam chustę, ale niestety wtedy szkrabkowi zupełnie nie spodobało się w niej motanie. Wyciągnęłam, zawiązałam, zapakowałam małą i voila 10 minut mała śpi :-) Oczywiście pojawił sie kolejny dylemat, pozwalać spać w chuście, czy nie, bo może będę musiała tak ciągle, no ale przecież do 18 - stki nie będę musiała usypiać :-D Pomyślałam, pogadałam i będę ją tak usypiać, będę pozwalała jej tak spać. Skoro jest jej tak dobrze, skoro tego jej trzeba, to dlaczego mam odbierać jej komfort bycia przy mnie, nie ukrywam, że i mi sprawia to przyjemność :-) Obydwie czujemy swoja bliskość i jest tak niesamowicie dobrze. I na koniec mądre słowo: "przecież Matylda jest tylko raz noworodkiem - niemowlaczkiem" :-)

W pełni świadoma mówię, że będę tulić, nosić, bujać, lulać, całować, dotykać, reagować na płacz - będę to robić dla Ciebie Maleńka :-*

PROBLEM Z ZASYPIANIEM C.D.

Problem z zasypianiem sam się rozwiązał, moja córcia jest najwspanialszym i najgrzeczniejszym Aniołkiem pod słońcem :-).

Okazuje się, że Niunia chciała zasypiać zupełnie sama, włączam tylko kołysanki, układam w kołysce, utulam i po chwili Maleństwo śpi. A ja nadgorliwa, niedoświadczona matka kombinowałam jak koń pod górę..., bo przecież to niemożliwe, żeby Mati nie potrzebowała mnie do snu, zwyczajnie jej przeszkadzałam zasnąć, denerwowałam Ją i już! Codziennie się Jej uczę :-) Podchodzę do wszystkiego w swoim życiu bardzo zadaniowo i często dostaję przez to po głowie, bo przecież nie wszystko będzie tak, jak sobie zaplanuję, a do tego wszystkiego ten beznadziejny perfekcjonizm - strasznie to męczące. Nareszcie pojawił się KTOŚ, kto jest w stanie doprowadzić mnie do porządku - mowa oczywiście o moim dziecku :-) 

PROBLEM Z ZASYPIANIEM

Mój Aniołek od jakiegoś czasu ma ogromne problemy z zasypianiem w ciągu dnia. Jest bardzo zmęczona, ledwo na oczy patrzy, ale walczy. Robiłyśmy też wyniki, wszystko jest w porządku. 

Męczy strasznie siebie, a wiadomo, że jak Ona płacze, to i mi się udziela :-( Nie pomaga zupełnie nic, noszenie na rękach, bujanie, wożenie w wózku po domu, odkładanie jej - czasem się śmieje, że jakby ktoś mnie nagrał, co ja z nią wyczyniam, to stwierdziłby, że jestem nienormalna. Śpi tylko na dworze, jak jesteśmy na spacerze, ale przez ostatnich kilka dni była paskudna pogoda i nie mogłyśmy wychodzić na długie spacery. A co będzie zimą, to nawet nie chcę sobie wyobrażać. Owszem, może z tego wyrośnie, może wszystko jej minie, ale też chciałabym jakoś Jej ulżyć i sobie oczywiście, bo po całym dniu walki, można mieć dość wszystkiego :-( 

I w związku z tym, może macie jakieś sprawdzone pomysły/sposoby, które u Was działały? Może znajdzie się coś, czego ja jeszcze nie próbowałam.

A moje drugie pytanie, czy zdarzyło się Wam słyszeć, albo same miałyście taki przypadek, żeby 3 - miesięcznemu dziecku wychodziły zęby?

Miłego dnia

PORÓD

Miałam cichą nadzieję, że skoro ciąża nie była łatwa, to może chociaż poród będzie lekki .

Oczywiście urodziłam po terminie, ale na około 2 tygodnie przed nim miałam mieć pierwszą próbę wywołania, ponieważ Malutka bardzo się już męczyła z tak małą ilością wód płodowych. Pech chciał, że 2 dni przed planowaną datą M. miał bardzo poważny wypadek :-( Dużo nie brakowało, a dzisiaj jeździłby na wózku :-( Na całe szczęście wszystko skończyło się dobrze - jest cały i zdrowy :-) Od około 34 tygodnia ciąży Pani Doktor kazała się bardzo oszczędzać, bo poród może rozpocząć się w każdej chwili, więc znów odpoczywałam. W dniu wypadku czułam się kiepsko i byłam praktycznie pewna, że coś się zadzieje, po tym jak  dostałam telefon, że M. jest w szpitalu wszystkie dolegliwości odeszły w mgnieniu oka. Stanęłam na baczność i byłam w pełni sprawna. Poszłam do pani Doktor z zapytaniem, czy możemy przełożyć próbę wywołania, bo musiałam być dostępna przez 24 h na dobę. Po wykonaniu badania Pani Doktor stwierdziła, że powinnam leżeć, ale to niestety nie było możliwe. Porozmawiałam z córeczką, poprosiłam, żeby jeszcze troszkę została w brzuszku, wytłumaczyłam, że musimy poczekać na Tatusia i że obecnie jest w najlepszy hotelu, więc niech jeszcze po korzysta. Widać Mała mocno sobie wzięła do serca moje prośby, bo urodziła się ostatecznie po terminie, bez wywoływania :-) Byłam już w szpitalu, ale poród na całe szczęście rozpoczął się sam :-)
Odnośnie samego porodu, to byłam nastawiona na o wiele gorsze doznania. Owszem bolało, ale bez przesady, da się przeżyć. Niestety rodziłam bez znieczulenia, ale widać można :-) Miałam przecudowną Położną - Młoda Kobietka - widać, ze praca była jej powołaniem, aż się chciało z Nią współpracować :-) Sam poród trwał na dobrą sprawę 3 h, nie obyło się bez krzyku, ale warto było :-)

Nasza Niunia przyszła na świat 08-08-2013 r. o godzinie 11:55, ważyła 3020 g i mierzyła 53 cm, oczywiście 10 punktów zdobyła :-) Mój Mały Aniołek, Moje Największe Szczęście, Mój Skarbek, Mój Maleńki Lumpek :-) Dopiero po urodzeniu dziecka człowiek jest w stanie stwierdzić, jak bardzo można KOGOŚ kochać, jak KTOŚ jest ważniejszy od nas samych. Dopiero teraz jestem w stanie zrozumieć własną Mamę, dopiero teraz wiem, co czuła, dopiero teraz potrafię Ją tak naprawdę docenić :-) Dziękuję Mamo :-* 

Miłego wieczoru Mamusie!

CIĄŻA

W moim przypadku ciąża nie obyła się bez przygód, niestety. Było to 9 ciężkich miesięcy, ale warto było. Warto było czekać, warto było leżeć, warto było się męczyć. Tak, czasem moja ciąża była męczarnią.

Nareszcie zobaczyłam te dwie upragnione kreski na teście - udało się. Na samym początku czułam się świetnie, myślałam sobie, że zawsze mogę chodzić w ciąży, do czasu... 

Po pierwszej wizycie u Pani Doktor okazało się, że mam w brzuszku 2 małe serduszka, że zamiast jednej dzidzi - będą dwie - pierwszy moment - przerażenie, jak my damy radę, co teraz będzie, chwila ciszy i nagle zaczęliśmy planować, jak ustawimy łóżeczka w pokoiku, jaki kupimy samochód, żeby zmieściły się dwa bobaski. 

Byliśmy w trakcie gruntownego remontu, pewnego ranka pojechałam wybrać dodatki do salonu i sypialni, niestety zakupy zupełnie się nie udały - zemdlałam przy kasie, przyjechało pogotowie,  przestraszyłam się bardzo. Okazało się, że mam ucisk na żyłę i niestety mdlałam bardzo często, zawsze i wszędzie, do tego zawroty głowy i mdłości, wszystkie objawy książkowe. Doszło do tego, że nie wstawałam z łóżka przez 8 h, jak M.był w pracy, zostawiał mi jedzenie i picie - jakoś funkcjonowałam. Któregoś dnia zaczęłam plamić, pojechałam na wizytę do Pani Doktor, okazało się, że jednej dzidzi już nie ma, a drugiej musimy pomóc. Wtedy się zaczęło - ciągłe leżenie, leki, wyniki, badania - dużo tego, ale najważniejsze, że się udało, że Matylda jest z nami. Leżałam przez 4 miesiące, później chwilę było dobrze - rozpierała mnie energia - zrobiłam wyprawkę i urządziłam pokój. Od około 4 miesiąca ciąży musiałam dziennie wypijać 3 litry wody, teraz nie mogę na nią patrzeć - wody płodowe nie chciały się wytwarzać i trzeba było je samemu produkować. W 8 miesiącu wylądowałam na patologii ciąży - Mała strasznie rzucała mi się w brzuchu - wynikało to z małej ilości wód, nawodnili mnie porządnie i mogłam wrócić do domku. Najgorsze było to, że praktycznie z okna szpitala widziałam swój dom, a musiałam być na oddziale! Leżąc tam czułam się, jakbym była chora, a nie w ciąży, ciągle jakieś nieszczęścia, przygnębione kobiety, smutni tatusiowie..., to było trudne, ale czego się nie robi dla swojego dziecka.

Przez całą ciążę przytyłam 18 kg, przy moich 157 cm wzrostu wyglądałam jak mała kuleczka, byłam cała spuchnięta i miałam ogromny brzuch. Przed ciążą ważyłam około 48 kg - zawsze byłam szczupła. 

Oczywiście, że jest mi smutno z powodu straty jednego Maleństwa, ale cieszę się bardzo, że chociaż Mati może być teraz z nami. To dość trudna sytuacja, bo i się cieszę i się smucę. Ciągle się ostatnio zastanawiam, jakby to było, gdyby teraz w pokoiku spały(?) 2 dzidzie, ale nie ma co gdybać, trzeba się radować tym, co jest.

Dobrej nocy.

JESTEM MAMĄ...

Od prawie 10 tygodni jestem mamą, jak na razie dość spanikowaną, ale z dnia na dzień jest lepiej. Nasza Mati. Urodziła się w najcieplejszy dzień roku, podtrzymała rodzinną tradycję i jest kolejnym pokoleniem (już czwartym) urodzonym 08-08 .

Na początku z Matyldą w brzuchu był jeszcze KTOŚ (ostatnio się często zastanawiam, czy był to ON, czy była to ONA), ale niestety los tak chciał, że urodziła się tylko Mati - na szczęście udało się dotrwać do końca. Ciąża w naszym wypadku była trudna, ale o tym innym razem.

Do pisania bloga zbierałam się prawie od początku ciąży, ale zawsze coś mi przeszkadzało. No i w końcu się zabrałam - będziemy mieli pamiątkę w przyszłości, będziemy czytać wpisy i się wzruszać, będziemy się też śmiać. Najpierw chciałam, żeby blog był moim powiernikiem, żebym mogła się na nim wyżyć emocjonalnie, żebym mogła wyrzucić wszystkie frustracje, ale później złagodniałam i pomyślałam, że przyjemniej będzie za lat kilka poczytać coś miłego i przyjaznego. Postanowiłam pisać o nas, o naszym życiu, o naszych problemach, o naszym Małym Cudzie, o karmieniu, przewijaniu, o wspomnieniach. To nowa przygoda. To fantastyczna przygoda.


NA POCZĄTEK POWITANIE

Rok temu o tej porze siedziałam i płakałam, że na pewno nie będę miała dzieci, bo nie mogę zajść w ciążę. Dzisiaj pisząc swój pierwszy post przytulam naszą córkę MATYLDĘ. 

Pamiętam,  jakby to było wczoraj, kiedy po zrobionym teście jedna z kreseczek była jaśniejsza i mało widoczna - wiadomo od razu szukałam, czy to na pewno ciąża, czy inne mamy też tak miały - uspokoił mnie dopiero wynik beta HCG. 

Pamiętam, jak stanęłam przed Tatą Matyldy, kiedy wrócił z pracy i ze łzami w oczach powiedziałam: "chyba będziesz tatą", wyobrażam sobie, jaka musiałam być przejęta. Od tego momentu wszystko się zmieniło, zmieniły się priorytety, zmieniłam się ja. 

Cześć, jestem Karolina, zapraszam do naszego małego świata.
Copyright © 2014 ja-matka.pl , Blogger